''Koszmar''
Obudziły mnie promienie słońca i pukanie do drzwi. Przetarłam oczy i krzyknęłam tak? Zdziwiłam się, bo mój głos nie brzmiał jak zwykle. Usłyszałam głos służącej:
Panienko Elso, rodzice panienki, oni....nie żyją. Zginęli na morzu.
Ale przecież moi rodzice....
Zaraz, mój głos, pokój śmierć rodziców? Znów poczułam jak nie panuję nad mocą, jak emocje biorą nade mną górę. Cofnęłam się w czasie?! Ale jak? Nie chcę przeżywać tego jeszcze raz. Krzyczałam. Chcę wracać! Do Eiry! Ale nikt mnie nie słyszał. Łzy leciały i zaraz zamieniały się w małe lodowe kryształki. To nie dzieje się naprawdę! To jakiś koszmar!
Co jest? Jestem u Northa? Ale ja...zaraz to nie jest taki dom jaki zapamiętałem. Teraz pokrywa go kurz, wszystko jest ciemne...Gdzie Księżyc, chcę podlecieć do okna, ale nie mogę. Gdzie jest moja laska?! Wychodzę drzwiami. Widzę cztery nagrobki, kolejno podpisane:
North, Ząbek, Piasek, Zając
Na zawsze pozostaną w naszej pamięci?! Co to ma znaczyć?! Gdzie jest Księżyc?! Co się dzieje?! Chcę wracać do Elsy i Eiry! To jakiś koszmar!
Dlaczego jestem tutaj sama? Co się stało? Gdzie mama? Gdzie tatuś? Ja chcę do domu! Gdzie ciocia Isabell! Ratunku! To jakiś koszmar!
Coś jest nie tak....Nie możemy się ruszać. Żadna z nas. Ktoś nami manipuluje. Zaraz ktoś się zbliża...Mama? Czy to ty? Podbiegamy do niej...znika. Znów nie możemy się ruszać. Isabell może być w niebezpieczeństwie. Musimy wracać. Ale jak? To jakiś koszmar!
Isabell obudziła się. Spała może jakąś godzinę, a mimo to była wypoczęta. Nie obudziły ją promienie Słońca. Świat usłany był mgłą. Zeszła do jadalni. To co tam zobaczyła....byli przerażający. Siedzieli tak, jak zombie.
-Co się stało?-powiedziałam przerażona.
-Ja...nie mogę już iść spać. Nie chcę tam wracać...Jack-mówiła Elsa przytulając się do Strażnika i swojej córeczki.
-Ktoś...ktoś na nas wpływał...-powiedziała Printemps, tym razem nie optymistycznie.
-Kto....
Nie dokończyła, bo przed zamkiem zebrał się tłum ludzi którzy skandowali imię władczyni.l
-Witaj...Is-Jason ukłonił się ze złowieszczym uśmiechem na twarzy. Teraz wyglądał bardziej jak mroczny czarodziej, a niżeli nastolatek.-Zdziwiona? Popełniłaś wielki błąd robiąc sobie ogromnych wrogów z nimf i...mnie. Widzisz tych ludzi...powoli niszczę im życie....snami. Nawet nie wiesz jak śmieszne zamienianie jest słodkich snów dzieci na potworne wizje. Jesteś taką wielką Władczynią, a nie potrafisz pomóc własnemu ludowi. Świetna decyzja Isabell.
-Cofnij to!-krzyknęłam.
-Ts ts ts-machnął palcem.-Może i już mnie nie kochasz, ale ja nadal kocham ciebie. Mam teraz odpowiedni wiek. 18 lat. Widzisz jak potężne są nimfy? Ale nie o tym chciałem...Posłuchaj jutro o tej samej porze masz wyjść przed zamek. Zabiorę cię do mojej siedziby, gdzie będziemy żyli długo i szczęśliwie. Wtedy cofnę zaklęcie. A teraz muszę już znikać.
I zniknął. Dosłownie. Isabell miała dzień na decyzję...
czwartek, 30 kwietnia 2015
środa, 29 kwietnia 2015
Rozdział 13
''Decyzja''
...zostaję.
Nie wywołało to jakichś specjalnych reakcji oprócz oklasków. Prócz oczywiście Jasona. Zrobił się cały czerwony i teraz szedł szybkim krokiem szedł w stronę Is. Ona denerwowała się, ale wiedziała, że chwila ta musi nastąpić. Nie dała po sobie poznać, że tak bardzo targają ją emocje. Kiedy chłopak zbliżył się do niej, ujrzała w jego oczach straszliwy gniew. Złapał ją za przeguby i odciągnął na bok, po czym zaczął się rozglądać i znów ciągnąc ją, zaprowadził na centralne miejsce na sali-góra schodów. Wtedy odezwał się równie prawdziwym jak i groźnym:
-Jak to?! Potrafisz tak po prostu zapomnieć o chwilach, które razem spędziliśmy?! Możesz mi to wytłumaczyć?!
Widać, że chciał, aby wszyscy go słyszeli bo mówił bardzo głośno, lecz nie krzyczał.
-Posłuchaj mnie. Byłeś moim...zauroczeniem, ale nie była to miłość. Po za tym nie mogę opuścić tego świata, przyjaciół...To jest teraz mój dom. Ale przecież ty możesz tu zostać. Możesz być przyjacielem.
-Ty perfidny wzorze człowieka! Jesteś najgorszą kreaturą, jaką w życiu widziałem! Przyjaciel?! I może jeszcze mam patrzeć, jak oddajesz się miłości kogoś innego?! Kogo w takim razie?! Jack'a Mroza- dzieciucha, który ma dziecko, Czkawkę-który ma imię, jak objaw choroby, a może któryś ze strażników?!
-Przestań! Nie masz prawa mnie tak nazywać!!!-Isabell puściły nerwy. Zrobiła się czerwona i nawet Księżyc nie był w stanie jej uspokoić.
-A więc jednak. Któregoś z nich kochasz! A propos miłości-gdzie twoja matka? Dalej w tej nędznej imitacji życia? Jesteś zwykłym tchórzem, nie potrafisz z nią porozmawiać!
-Nie?! To patrz!
Wypowiedziała jakieś słowa, które emanowały mocą. Zaraz z jej rąk wyleciał promień, który od razu trafił w matkę Is. Zemdlała. Isabell dopiero teraz zdała sobie sprawę, co zrobiła i była zdenerwowana jeszcze bardziej:
-Ty wredny...-nie dokończyła, bo już za pomocą ''lodowej mocy Elsy'' próbowała go uwięzić, zamrozić, cokolwiek, byleby już nie mówił. Jednak nie tak to zaplanowała. Zamiast coś mu zrobić, ten ''złapał'' jakby moc i teraz przypatrywał się mgiełce nad jego ręką.
-Acha-powiedział już zupełnie spokojnie.-zapomniałem ci powiedzieć. Otrzymałem jeszcze jeden prezent od mojej matki i...ciebie. Widzisz pamiętasz ten znak-pokazał plątaninę linii, w której miała być ukryta pamięć dziewczyny.-Nie świadomie ukryłaś w nim znak duplikacji. Dzięki temu, jakiejkolwiek mocy na mnie użyjesz, nie zrobi mi ona nic. Więcej-ja zyskam tę moc. To moja mama to odkryła. Dziękuję, na pewno taka moc mi pomoże. A teraz...
Wybiegł z zamku niszcząc mocą drzwi.
Gdy emocje opadły Is uciekła do komnaty. I znów płakała. Teraz często to robiła. Bardzo często. Straciła matkę, nie może użyć żadnej mocy przeciwko Jasonowi i nie wie, co teraz zrobi. Usłyszała pukanie do drzwi, ale nie odpowiadała. Zaraz pojawiły się przed nią Nieznane.
-Co ty zrobiłaś dziecko-powiedziała Printemps ze smutkiem i troską.
-Dlaczego nie mogę być normalna, co robię źle?!-łkała dziewczyna.
-Nic. Po prostu jesteś wyjątkowa, ale wiesz, że jakoś musisz to naprawić, prawda?-odrzekła Ete.
-Tak...Ale co mam zrobić?
-Na razie nic. Idź spać. Jutro razem pomyślimy, dobrze?
-No...dobrze.
Nie mogła spać. Przewracała się z boku na bok, dręczona myślami.Co teraz zrobi ten zwyrodnialec? Czy jest aż tak źle? Nie miała pojęcia. W końcu zasnęła uspana wraz z Księżycem, robiącemu miejsce Słońcu.
Słuchajcie czeka nas naprawdę kilka boskich rozdziałów, dlatego mam propozycję. Jeżeli pojawią się trzy opinie w komentarzach ''Chcę kolejny rozdział''+recenzja rozdziału wstawiam kolejny ok? Piszcie jak wam się podoba ten pomysł i oczywiście bądźcie aktywni!
...zostaję.
Nie wywołało to jakichś specjalnych reakcji oprócz oklasków. Prócz oczywiście Jasona. Zrobił się cały czerwony i teraz szedł szybkim krokiem szedł w stronę Is. Ona denerwowała się, ale wiedziała, że chwila ta musi nastąpić. Nie dała po sobie poznać, że tak bardzo targają ją emocje. Kiedy chłopak zbliżył się do niej, ujrzała w jego oczach straszliwy gniew. Złapał ją za przeguby i odciągnął na bok, po czym zaczął się rozglądać i znów ciągnąc ją, zaprowadził na centralne miejsce na sali-góra schodów. Wtedy odezwał się równie prawdziwym jak i groźnym:
-Jak to?! Potrafisz tak po prostu zapomnieć o chwilach, które razem spędziliśmy?! Możesz mi to wytłumaczyć?!
Widać, że chciał, aby wszyscy go słyszeli bo mówił bardzo głośno, lecz nie krzyczał.
-Posłuchaj mnie. Byłeś moim...zauroczeniem, ale nie była to miłość. Po za tym nie mogę opuścić tego świata, przyjaciół...To jest teraz mój dom. Ale przecież ty możesz tu zostać. Możesz być przyjacielem.
-Ty perfidny wzorze człowieka! Jesteś najgorszą kreaturą, jaką w życiu widziałem! Przyjaciel?! I może jeszcze mam patrzeć, jak oddajesz się miłości kogoś innego?! Kogo w takim razie?! Jack'a Mroza- dzieciucha, który ma dziecko, Czkawkę-który ma imię, jak objaw choroby, a może któryś ze strażników?!
-Przestań! Nie masz prawa mnie tak nazywać!!!-Isabell puściły nerwy. Zrobiła się czerwona i nawet Księżyc nie był w stanie jej uspokoić.
-A więc jednak. Któregoś z nich kochasz! A propos miłości-gdzie twoja matka? Dalej w tej nędznej imitacji życia? Jesteś zwykłym tchórzem, nie potrafisz z nią porozmawiać!
-Nie?! To patrz!
Wypowiedziała jakieś słowa, które emanowały mocą. Zaraz z jej rąk wyleciał promień, który od razu trafił w matkę Is. Zemdlała. Isabell dopiero teraz zdała sobie sprawę, co zrobiła i była zdenerwowana jeszcze bardziej:
-Ty wredny...-nie dokończyła, bo już za pomocą ''lodowej mocy Elsy'' próbowała go uwięzić, zamrozić, cokolwiek, byleby już nie mówił. Jednak nie tak to zaplanowała. Zamiast coś mu zrobić, ten ''złapał'' jakby moc i teraz przypatrywał się mgiełce nad jego ręką.
-Acha-powiedział już zupełnie spokojnie.-zapomniałem ci powiedzieć. Otrzymałem jeszcze jeden prezent od mojej matki i...ciebie. Widzisz pamiętasz ten znak-pokazał plątaninę linii, w której miała być ukryta pamięć dziewczyny.-Nie świadomie ukryłaś w nim znak duplikacji. Dzięki temu, jakiejkolwiek mocy na mnie użyjesz, nie zrobi mi ona nic. Więcej-ja zyskam tę moc. To moja mama to odkryła. Dziękuję, na pewno taka moc mi pomoże. A teraz...
Wybiegł z zamku niszcząc mocą drzwi.
Gdy emocje opadły Is uciekła do komnaty. I znów płakała. Teraz często to robiła. Bardzo często. Straciła matkę, nie może użyć żadnej mocy przeciwko Jasonowi i nie wie, co teraz zrobi. Usłyszała pukanie do drzwi, ale nie odpowiadała. Zaraz pojawiły się przed nią Nieznane.
-Co ty zrobiłaś dziecko-powiedziała Printemps ze smutkiem i troską.
-Dlaczego nie mogę być normalna, co robię źle?!-łkała dziewczyna.
-Nic. Po prostu jesteś wyjątkowa, ale wiesz, że jakoś musisz to naprawić, prawda?-odrzekła Ete.
-Tak...Ale co mam zrobić?
-Na razie nic. Idź spać. Jutro razem pomyślimy, dobrze?
-No...dobrze.
Nie mogła spać. Przewracała się z boku na bok, dręczona myślami.Co teraz zrobi ten zwyrodnialec? Czy jest aż tak źle? Nie miała pojęcia. W końcu zasnęła uspana wraz z Księżycem, robiącemu miejsce Słońcu.
Słuchajcie czeka nas naprawdę kilka boskich rozdziałów, dlatego mam propozycję. Jeżeli pojawią się trzy opinie w komentarzach ''Chcę kolejny rozdział''+recenzja rozdziału wstawiam kolejny ok? Piszcie jak wam się podoba ten pomysł i oczywiście bądźcie aktywni!
Dzisiejszym obrazkiem jest ten, dzięki któremu wygrałam konkurs! (razem z pięcioma innymi osobami ale zawsze!) |
niedziela, 26 kwietnia 2015
Rozdział 12
''Zdecydowałam...''
Isabell była poukładaną dziewczyną. Chciała podjąć dobrą decyzję dla wszystkich, a szczególnie poddanych. Najpierw przemyślała wszystkie ''za'' i ''przeciw''. Potem postanowiła zapytać się najbliższych o zdanie. Mogli dużo wnieść do jej decyzji. Jako pierwsi mieli być opiekunowie-Czkawka i Astrid. Czasu było mało, a jeszcze tyle osób miała zapytać. Nie czekała ani chwili i od razu udała sikę na Berk.
-Kochanie-powiedziała Astrid.-Myślę, że powinnaś robić to, co chcesz. Wolałabym jednak, byś nigdzie nie odchodziła. Szczególnie, że nie wiadomo jakie skutki może przynieść przeniesienie się do tamtego świata.
-Właśnie-odparł Czkawka.-Pytałaś w ogóle Aprenti o to? Myślę, że one najlepiej wiedzą, co powinnaś zrobić.
-Wiem-rzekła Is-ale chciałam wiedzieć co wy sądzicie o tym. Dzięki za pomoc.
Isabell nie chciała od razu rozmawiać z Nieznanymi. Nie posłuchała opiekunów i udała się do Jack'a i Elsy. Ci jednak nie powiedzieli nic nowego. Miała jednak udać się do jeszcze jednej osoby. Osoby, którą bardzo ceniła.
-Raphael. Słuchaj, ja...przybył mój...chyba chłopak z...innego świata i...-mówiła dziewczyna.
-I...
-I chciałabym wiedzieć co ty myślisz o tym. Mam wracać, zostać?
-Dlaczego akurat mnie o to pytasz?
-No wiesz jesteś moim głównym strażnikiem. Zależy ci na moim bezpieczeństwie. No wiesz...jak głównemu strażnikowi. I jesteś mądry....
-Jak dla mnie ta sprawa jest mocno podejrzana. Nie chcę cię sprowadzać na którąś stronę. W końcu to twoja decyzja, ale ja bym został. Nie ryzykowałbym swoim życiem, tym bardziej, że jest ono tak ważne dla tylu ludzi.
-Dziękuję.
''Nie próbował mnie zatrzymać za wszelką cenę. Dlaczego był taki poważny? Może przestał mnie lubić? Dlaczego tak bardzo się tym przejmuję?''-myślała dziewczyna. Teraz nie była pewna niczego. Aparenti musiały rozwiązać tą sprawę.
-Znowu jakieś problemy?-zaczęła Ete.-Posłuchaj mnie uważnie. Jesteś najprawdopodobniej najsilniejszym stworzeniem wszystkich światów. A przy najmniej będziesz po jutrzejszej koronacji. Z łatwością i z nami pokonasz Mroka. To najmniejszy z twoich problemów.
-Pozostaje tylko kwestia czasu.-mówiła dalej Printemps.-Bo widzisz żyjesz na pewniej linii czasowej. Jeżeli chcesz się cofnąć, dotychczasowe życie po prostu znika, a nić plecie się od nowa. Najprawdopodobniej zapomnisz o wszystkim, co dotychczas się wydarzyło. Jednak jeżeli chcesz wracać. Teraz jest najlepsza pora. tamten świat powoli znika.
-Masz naszą pomoc.-dokończyła Hiver jak zawsze stojąca w cieniu.-Ale to ty masz podjąć decyzję. Zapamiętaj tylko jedno- przy ogromnym natężeniu mocy naszych, twoich i Księżyca uda nam się, ale już nigdy tutaj nie wrócisz. Nie będziesz mogła.
Słowa te zamiast naprowadzić Isabell na dobrą drogę, narobiła ich jeszcze więcej.
Przygotowania do koronacji trwały, ale co z tego, kiedy Is nadal nie mogła się zdecydować. Aż w końcu nadszedł ten dzień.
- Stanęłam przed trudną decyzją.-Is przemawiała do ludu.- Mogę tu zostać, lub odejść na zawsze. Długo myślałam, oczywiście tyle ile mi na to pozwolono. Decyzję podjęłam jednak dopiero spotkaniu z Księżycem. Zdecydowałam...
Rozdział w podziękowaniach dla was, za aktywność. Macie jakieś nowe teorie?
Isabell była poukładaną dziewczyną. Chciała podjąć dobrą decyzję dla wszystkich, a szczególnie poddanych. Najpierw przemyślała wszystkie ''za'' i ''przeciw''. Potem postanowiła zapytać się najbliższych o zdanie. Mogli dużo wnieść do jej decyzji. Jako pierwsi mieli być opiekunowie-Czkawka i Astrid. Czasu było mało, a jeszcze tyle osób miała zapytać. Nie czekała ani chwili i od razu udała sikę na Berk.
-Kochanie-powiedziała Astrid.-Myślę, że powinnaś robić to, co chcesz. Wolałabym jednak, byś nigdzie nie odchodziła. Szczególnie, że nie wiadomo jakie skutki może przynieść przeniesienie się do tamtego świata.
-Właśnie-odparł Czkawka.-Pytałaś w ogóle Aprenti o to? Myślę, że one najlepiej wiedzą, co powinnaś zrobić.
-Wiem-rzekła Is-ale chciałam wiedzieć co wy sądzicie o tym. Dzięki za pomoc.
Isabell nie chciała od razu rozmawiać z Nieznanymi. Nie posłuchała opiekunów i udała się do Jack'a i Elsy. Ci jednak nie powiedzieli nic nowego. Miała jednak udać się do jeszcze jednej osoby. Osoby, którą bardzo ceniła.
-Raphael. Słuchaj, ja...przybył mój...chyba chłopak z...innego świata i...-mówiła dziewczyna.
-I...
-I chciałabym wiedzieć co ty myślisz o tym. Mam wracać, zostać?
-Dlaczego akurat mnie o to pytasz?
-No wiesz jesteś moim głównym strażnikiem. Zależy ci na moim bezpieczeństwie. No wiesz...jak głównemu strażnikowi. I jesteś mądry....
-Jak dla mnie ta sprawa jest mocno podejrzana. Nie chcę cię sprowadzać na którąś stronę. W końcu to twoja decyzja, ale ja bym został. Nie ryzykowałbym swoim życiem, tym bardziej, że jest ono tak ważne dla tylu ludzi.
-Dziękuję.
''Nie próbował mnie zatrzymać za wszelką cenę. Dlaczego był taki poważny? Może przestał mnie lubić? Dlaczego tak bardzo się tym przejmuję?''-myślała dziewczyna. Teraz nie była pewna niczego. Aparenti musiały rozwiązać tą sprawę.
-Znowu jakieś problemy?-zaczęła Ete.-Posłuchaj mnie uważnie. Jesteś najprawdopodobniej najsilniejszym stworzeniem wszystkich światów. A przy najmniej będziesz po jutrzejszej koronacji. Z łatwością i z nami pokonasz Mroka. To najmniejszy z twoich problemów.
-Pozostaje tylko kwestia czasu.-mówiła dalej Printemps.-Bo widzisz żyjesz na pewniej linii czasowej. Jeżeli chcesz się cofnąć, dotychczasowe życie po prostu znika, a nić plecie się od nowa. Najprawdopodobniej zapomnisz o wszystkim, co dotychczas się wydarzyło. Jednak jeżeli chcesz wracać. Teraz jest najlepsza pora. tamten świat powoli znika.
-Masz naszą pomoc.-dokończyła Hiver jak zawsze stojąca w cieniu.-Ale to ty masz podjąć decyzję. Zapamiętaj tylko jedno- przy ogromnym natężeniu mocy naszych, twoich i Księżyca uda nam się, ale już nigdy tutaj nie wrócisz. Nie będziesz mogła.
Słowa te zamiast naprowadzić Isabell na dobrą drogę, narobiła ich jeszcze więcej.
Przygotowania do koronacji trwały, ale co z tego, kiedy Is nadal nie mogła się zdecydować. Aż w końcu nadszedł ten dzień.
- Stanęłam przed trudną decyzją.-Is przemawiała do ludu.- Mogę tu zostać, lub odejść na zawsze. Długo myślałam, oczywiście tyle ile mi na to pozwolono. Decyzję podjęłam jednak dopiero spotkaniu z Księżycem. Zdecydowałam...
Rozdział w podziękowaniach dla was, za aktywność. Macie jakieś nowe teorie?
sobota, 25 kwietnia 2015
Rozdział 11
''Stoję przed trudnym wyborem'''
Czuła się lepiej, ale nie była jeszcze sobą. Łzy leciały, a serce bolało. Jednak ona nie utożsamiała się z tym bólem. Traktowała go jako obcy, nie należał do niej. Jednak nie mogła czekać. Musiała wiedzieć jak i po co przybył. Poprosiła służbę, by przygotowali jej kąpiel i ubrania, czego sama nie była w stanie zrobić. Potem pomogli jej udać się do kąpieli. Ciepła woda spływająca ze strumyków rozluźniła jej ciało, natomiast cichy szmer-umysł. Czuła się lepiej i od razu poszła do lochów. Każdy z nich miał w sobie przynajmniej jednego z więźniów. Isabell zabroniła skazywać ludzi na śmierć, nawet za okrutne czyny. Dlatego zamykano ich tu-w brudnym, ciemnym i strasznym miejscu. Mimo tych niedogodności, dziewczynę wciąż zasypywały podziękowania:
-Dziękuję, o sprawiedliwa!-krzyczeli jedni.
-Wybacz mi me czyny! Dzięki ci pani za tak delikatną karę.- mówili drudzy.
Is chciała już wyjść, uciec od stęchlizny i złoczyńców, ale wiedziała, że jest bezpieczna i że musi się z nim spotkać. Kiedy dotarli do ostatniego lochu, kazała go otworzyć i pewnie do niego weszła. W cieniu stał chłopak, który gdy tylko ją zobaczył, przytulił się do niej. Poczuła się dziwnie, bo kiedy to zawsze ona sięgała mu do piersi, teraz było na odwrót. Nic nic mówili. Oboje. Potem przycupnęli na więziennej pryczy. Isabell nie wiedziała od czego zacząć, wpatrywała się tylko w podłogę skupiając się na najbardziej trafnych pytaniach. Nagle spostrzegła, że chłopak się jej przygląda.
-Jason.-odezwała się po prostu.
-Isabell.-odezwał się swoim głosem, który wcześniej wydawał się dorosły, a teraz brzmiał jak głos dziecka.
-Ja....nie wiem od czego zacząć. Mam tyle pytań, ale może...może zacznę od początku. Co się stało wtedy, kiedy ty...wymazałeś mi pamięć?
-Położyłem cię w łóżku. W twoim pokoju. A potem chciałem wyjść, ale spojrzałem na ciebie i zobaczyłem, że się budzisz, więc uciekłem. Do ojca nie mogłem wrócić, więc przeniosłem się do matki. Poradziła mi, bym nie tracił mej miłości i żebym po ciebie wrócił, a na pewno pomoże nam pokonać Mroka.
-Zaraz, to ona go nie kochała?
-Mówiła, że to co mi zrobił przekracza wszelkie granice i nie może kochać kogoś takiego. Chciała zemsty. Oczywiście poszedłem rano pod twój dom i zobaczyłem, że ojciec cię zaatakował, że jesteś zagrożona. Chciałem pomóc, ale ty zamknęłaś świat, zatrzymałaś go.
-Wybacz, ale ja nie wiedziałam. Nie pamiętałam. Jak w takim razie się dostałeś do Arendelle, skoro byłeś...''zatrzymany''?
-Moja matka przeklęła cię za to, że pozbawiłaś mnie możliwości życia. Bardzo długo rozpaczała, aż w końcu postanowiła mnie przenieść. Zaklęcie, które wywoływała, trwało bardzo długo, może nawet kilka lat. Na szczęście udało się. Zaraz, gdy znalazłem się u nimf, wyruszyłem by znaleźć ciebie. Matka zabraniała, ale nie obchodziło mnie to.
-Więc jesteś starszy tylko o jeden dzień....
-Tak. Wiem zatem jak możemy znów być razem. Posłuchaj mnie. Wróć ze mną do tamtego świata. Tam dalej będziesz miała 14 lat i będziemy mogli być już do końca przy sobie. Nie możemy tracić czasu. Tamten świat niknie, zamienia się w piasek. Nie przejmuj się Mrokiem. Wiem, że jesteś o wiele silniejsza. Pokonamy go. Razem. Moja miłość do ciebie nie zmalała nawet o odrobinę, a jedynie wzrosła. Wróć ze mną.
Myśli dziewczyny były teraz pogmatwane równie jak pajęczyna. Nic już nie było takie same. Miała z nim wrócić... Z miłością jej życia. Ale dlaczego jej nie czuję? Dlaczego?
-Daj mi pomyśleć. W dzień koronacji wszystko się wyjaśni. A teraz... Straże! Zabrać go do komnaty.
Teraz już Is nie przeszkadzało krzyki ludzi. Teraz myślała o jednym. Co mam wybrać? Zostać, wracać? Arendelle było jej domem. I Raphael...Stoję przed trudnym wyborem....
Wielkie sorry za to, że nie było rozdziału w piątek, ale dość poważnie zachorowałam i nie mogłam się ruszać. Teraz jest lepiej i macie tu rozdział, który co nieco wyjaśnia, a może miesza? Dzięki za waszą aktywność, bo jest naprawdę wspaniała! Oby tak dalej! Kocham was Bardzo!!!!!!
Czuła się lepiej, ale nie była jeszcze sobą. Łzy leciały, a serce bolało. Jednak ona nie utożsamiała się z tym bólem. Traktowała go jako obcy, nie należał do niej. Jednak nie mogła czekać. Musiała wiedzieć jak i po co przybył. Poprosiła służbę, by przygotowali jej kąpiel i ubrania, czego sama nie była w stanie zrobić. Potem pomogli jej udać się do kąpieli. Ciepła woda spływająca ze strumyków rozluźniła jej ciało, natomiast cichy szmer-umysł. Czuła się lepiej i od razu poszła do lochów. Każdy z nich miał w sobie przynajmniej jednego z więźniów. Isabell zabroniła skazywać ludzi na śmierć, nawet za okrutne czyny. Dlatego zamykano ich tu-w brudnym, ciemnym i strasznym miejscu. Mimo tych niedogodności, dziewczynę wciąż zasypywały podziękowania:
-Dziękuję, o sprawiedliwa!-krzyczeli jedni.
-Wybacz mi me czyny! Dzięki ci pani za tak delikatną karę.- mówili drudzy.
Is chciała już wyjść, uciec od stęchlizny i złoczyńców, ale wiedziała, że jest bezpieczna i że musi się z nim spotkać. Kiedy dotarli do ostatniego lochu, kazała go otworzyć i pewnie do niego weszła. W cieniu stał chłopak, który gdy tylko ją zobaczył, przytulił się do niej. Poczuła się dziwnie, bo kiedy to zawsze ona sięgała mu do piersi, teraz było na odwrót. Nic nic mówili. Oboje. Potem przycupnęli na więziennej pryczy. Isabell nie wiedziała od czego zacząć, wpatrywała się tylko w podłogę skupiając się na najbardziej trafnych pytaniach. Nagle spostrzegła, że chłopak się jej przygląda.
-Jason.-odezwała się po prostu.
-Isabell.-odezwał się swoim głosem, który wcześniej wydawał się dorosły, a teraz brzmiał jak głos dziecka.
-Ja....nie wiem od czego zacząć. Mam tyle pytań, ale może...może zacznę od początku. Co się stało wtedy, kiedy ty...wymazałeś mi pamięć?
-Położyłem cię w łóżku. W twoim pokoju. A potem chciałem wyjść, ale spojrzałem na ciebie i zobaczyłem, że się budzisz, więc uciekłem. Do ojca nie mogłem wrócić, więc przeniosłem się do matki. Poradziła mi, bym nie tracił mej miłości i żebym po ciebie wrócił, a na pewno pomoże nam pokonać Mroka.
-Zaraz, to ona go nie kochała?
-Mówiła, że to co mi zrobił przekracza wszelkie granice i nie może kochać kogoś takiego. Chciała zemsty. Oczywiście poszedłem rano pod twój dom i zobaczyłem, że ojciec cię zaatakował, że jesteś zagrożona. Chciałem pomóc, ale ty zamknęłaś świat, zatrzymałaś go.
-Wybacz, ale ja nie wiedziałam. Nie pamiętałam. Jak w takim razie się dostałeś do Arendelle, skoro byłeś...''zatrzymany''?
-Moja matka przeklęła cię za to, że pozbawiłaś mnie możliwości życia. Bardzo długo rozpaczała, aż w końcu postanowiła mnie przenieść. Zaklęcie, które wywoływała, trwało bardzo długo, może nawet kilka lat. Na szczęście udało się. Zaraz, gdy znalazłem się u nimf, wyruszyłem by znaleźć ciebie. Matka zabraniała, ale nie obchodziło mnie to.
-Więc jesteś starszy tylko o jeden dzień....
-Tak. Wiem zatem jak możemy znów być razem. Posłuchaj mnie. Wróć ze mną do tamtego świata. Tam dalej będziesz miała 14 lat i będziemy mogli być już do końca przy sobie. Nie możemy tracić czasu. Tamten świat niknie, zamienia się w piasek. Nie przejmuj się Mrokiem. Wiem, że jesteś o wiele silniejsza. Pokonamy go. Razem. Moja miłość do ciebie nie zmalała nawet o odrobinę, a jedynie wzrosła. Wróć ze mną.
Myśli dziewczyny były teraz pogmatwane równie jak pajęczyna. Nic już nie było takie same. Miała z nim wrócić... Z miłością jej życia. Ale dlaczego jej nie czuję? Dlaczego?
-Daj mi pomyśleć. W dzień koronacji wszystko się wyjaśni. A teraz... Straże! Zabrać go do komnaty.
Teraz już Is nie przeszkadzało krzyki ludzi. Teraz myślała o jednym. Co mam wybrać? Zostać, wracać? Arendelle było jej domem. I Raphael...Stoję przed trudnym wyborem....
Wielkie sorry za to, że nie było rozdziału w piątek, ale dość poważnie zachorowałam i nie mogłam się ruszać. Teraz jest lepiej i macie tu rozdział, który co nieco wyjaśnia, a może miesza? Dzięki za waszą aktywność, bo jest naprawdę wspaniała! Oby tak dalej! Kocham was Bardzo!!!!!!
Teraz będę dodawała jakieś rysunki albo obrazki na koniec. Ten jest najnowszy :) Kogo przedstawia? Jak się podoba? |
środa, 22 kwietnia 2015
Rozdział 10
''Kim jesteś?''
Zanim rozdział, chciałam BARDZO podziękować layli(chyba dobrze odmieniłam), która była tak pięknie aktywna! Chyba najbardziej ze wszystkich, którzy kiedykolwiek komentowali. Dziękuję bardzo! A teraz rozdział, na którzy chyba wszyscy czekali...
Choćby sam Księżyc pokłoniłby się Isabell, i tak koronacja nie była ważna i trzeba ją było powtórzyć. Nie mogła się odbyć następnego dnia, bo wtedy był dzień audiencji. Zdecydowano też, że niemądrze byłoby robić uroczystość zaraz potem, bo trzeba odpowiednio przygotować salę. W końcu ponowna koronacja miała odbyć się za dwa dni. Wróćmy zatem do dnia audiencji:
Is siedziała na tronie w głównej sali tronowej. Wysłuchiwała swojego ludu. Jedni przychodzili, by podziękować i coś podarować. Drudzy, by o coś poprosić. A jeszcze inni przychodzili by poskarżyć się na sąsiadów. W pierwszych godzinach było łatwo, ale im dalej tym bardziej chciało się wyjść. Dziewczyna miała tylko 10-cio minutowe przerwy, po czym dalej musiała wracać.
-To już ostatni człowiek.-powiedziała Elsa, gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi.
-Nareszcie!-odpowiedziała Władczyni przeciągając się na tronie.-Dziękuję Elso, możesz odejść.
-Proszę pani. Wejść!
Do pomieszczenia wszedł młody chłopak. Miał nie więcej niż 16 lat. Wyglądał zupełnie inaczej niż mieszkańcy Arendelle, czy Berk. Ubrany był na czarno, ciemne włosy przykrywały oczy i jasną skórę. Wyglądał na zaskoczonego i z otwartymi ustami powoli zmierzał w jej stronę.
-Witaj! Czego oczekujesz od Władczyni?-zaczęła wyuczoną formułą dziewczyna.
-Ja...Is...Jesteś....Dorosła....ja...to znaczy ty....-chłopak jąkał się, ale nie przestawał iść.
-Przepraszam, czy my się znamy?
-Znam cię, od czasu kiedy żyłaś tam.
Isabell zaskoczyło to zdanie. Zaczęła niespokojnie oddychać. Nie było możliwe, by w Arendelle czy w Berk miałaby rodzinę. Skoro zna ją już wcześniej, czy to możliwe, że przyszedł ze...świata jej narodzin? Jak? Czy jest sługą Mroka? Czy już nie są bezpieczni?
-Kim jesteś?
-Jestem...twoją miłością. Nie pamiętasz mnie?
Dziewczyna zaczęła szybko mrugać. Czy to sen?
-Nie wiem kim jesteś, ale jeśli nie chcesz wylądować w lochu wyjdź i już nigdy się nie pokazuj!
-Nie rozumiesz! Ja...
-Straż! Zabrać go do lochu!
-Nie!!! Isabell! Kochana spójrz tutaj!
Isabell mimowolnie odwróciła się w jego stronę. Na jego rękę. Zemdlała.
Ból, smutek rozstania, miłość...emocje spadły na mnie szybciej, niż się tego spodziewałam. Łzy leciały mi z oczu, mimo iż tego nie potrzebowałam. Nie rozumiałam dlaczego. Dlaczego tak bardzo bolało mnie serce? Pamięć wracała mi powoli. Te wszystkie chwile, które tak bardzo kochałam. Chwile z nim. Brakuje mi tchu. Uspokajam się i już pamiętam. Pamiętam chłopaka wychodzącego z mojego pokoju...
Kim jest ów chłopak?
Zanim rozdział, chciałam BARDZO podziękować layli(chyba dobrze odmieniłam), która była tak pięknie aktywna! Chyba najbardziej ze wszystkich, którzy kiedykolwiek komentowali. Dziękuję bardzo! A teraz rozdział, na którzy chyba wszyscy czekali...
Choćby sam Księżyc pokłoniłby się Isabell, i tak koronacja nie była ważna i trzeba ją było powtórzyć. Nie mogła się odbyć następnego dnia, bo wtedy był dzień audiencji. Zdecydowano też, że niemądrze byłoby robić uroczystość zaraz potem, bo trzeba odpowiednio przygotować salę. W końcu ponowna koronacja miała odbyć się za dwa dni. Wróćmy zatem do dnia audiencji:
Is siedziała na tronie w głównej sali tronowej. Wysłuchiwała swojego ludu. Jedni przychodzili, by podziękować i coś podarować. Drudzy, by o coś poprosić. A jeszcze inni przychodzili by poskarżyć się na sąsiadów. W pierwszych godzinach było łatwo, ale im dalej tym bardziej chciało się wyjść. Dziewczyna miała tylko 10-cio minutowe przerwy, po czym dalej musiała wracać.
-To już ostatni człowiek.-powiedziała Elsa, gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi.
-Nareszcie!-odpowiedziała Władczyni przeciągając się na tronie.-Dziękuję Elso, możesz odejść.
-Proszę pani. Wejść!
Do pomieszczenia wszedł młody chłopak. Miał nie więcej niż 16 lat. Wyglądał zupełnie inaczej niż mieszkańcy Arendelle, czy Berk. Ubrany był na czarno, ciemne włosy przykrywały oczy i jasną skórę. Wyglądał na zaskoczonego i z otwartymi ustami powoli zmierzał w jej stronę.
-Witaj! Czego oczekujesz od Władczyni?-zaczęła wyuczoną formułą dziewczyna.
-Ja...Is...Jesteś....Dorosła....ja...to znaczy ty....-chłopak jąkał się, ale nie przestawał iść.
-Przepraszam, czy my się znamy?
-Znam cię, od czasu kiedy żyłaś tam.
Isabell zaskoczyło to zdanie. Zaczęła niespokojnie oddychać. Nie było możliwe, by w Arendelle czy w Berk miałaby rodzinę. Skoro zna ją już wcześniej, czy to możliwe, że przyszedł ze...świata jej narodzin? Jak? Czy jest sługą Mroka? Czy już nie są bezpieczni?
-Kim jesteś?
-Jestem...twoją miłością. Nie pamiętasz mnie?
Dziewczyna zaczęła szybko mrugać. Czy to sen?
-Nie wiem kim jesteś, ale jeśli nie chcesz wylądować w lochu wyjdź i już nigdy się nie pokazuj!
-Nie rozumiesz! Ja...
-Straż! Zabrać go do lochu!
-Nie!!! Isabell! Kochana spójrz tutaj!
Isabell mimowolnie odwróciła się w jego stronę. Na jego rękę. Zemdlała.
Ból, smutek rozstania, miłość...emocje spadły na mnie szybciej, niż się tego spodziewałam. Łzy leciały mi z oczu, mimo iż tego nie potrzebowałam. Nie rozumiałam dlaczego. Dlaczego tak bardzo bolało mnie serce? Pamięć wracała mi powoli. Te wszystkie chwile, które tak bardzo kochałam. Chwile z nim. Brakuje mi tchu. Uspokajam się i już pamiętam. Pamiętam chłopaka wychodzącego z mojego pokoju...
Kim jest ów chłopak?
piątek, 17 kwietnia 2015
Rozdział 9
''Lune mue''
Każdy dzień mijał Is tak samo. Aż w końcu nadeszły jej 18 urodziny. To właśnie wtedy miało się odbyć odnowienie przysięgi koronacyjnej. Znów miała być koronowana, znów musiała przygotować przemówienie, znów miał ją pobłogosławić Księżyc. W normalnych okolicznościach byłaby zabiegana, zestresowana i szczęśliwa, ale teraz...Bolała ją głowa, widziała przez mgłę i nie mogła się ruszać. Kazali jej leżeć i odpoczywać, ale ona trzy razy wstawała z łóżka i próbowała chodzić. Jednak zawsze kończyło się to bolesnym upadkiem na posadzkę. W końcu dała za wygraną. Kiedy ten dziwny paraliż minął pochodziła po komnacie. I właśnie wtedy pojawił się Loki. A właściwie tylko jego hologram.
-No proszę. A więc jesteś koronowana po raz drugi.-mówił, przechadzając się po pokoju.-Ciesz się, ja nie miałem nawet jednego.
-Przyszedłeś tu, żeby mi wypominać koronacje?-powiedziała cierpko Isabell próbując ukryć ból towarzyszący jej w każdym kroku.
-Nie. Przyszedłem tu po twoją obietnicę. Po twoje...moje książki.
Isabell upadła. Nogi jeszcze nie do końca odzyskały sprawność i na chwilę, znów straciła w nich czucie. Zaraz do drzwi przybiegła służba i zaczęła w nie stukać, pytając, czy mogą wejść. Mimo, iż dziewczyna bardzo chciała, by weszli i jej pomogli, nie mogła pozwolić, by przeszkodzono jej konwersacje z Lokim. Odpowiedziała tylko: Nie dziękuję i zaraz głosy ucichły. Rękami przyczołgała się do brzegu ściany i usiadła czekając aż paraliż ustanie. Loki nawet wtedy nie drgnął. Nawet wyraz jego twarzy pozostał taki sam.
-Uff...-sapała Isabell.-Wiem, ale umowa brzmiała kiedy skończę, a ja jeszcze nie skończyłam żadną z tych opowieści. Z resztą niczego nie potrafię skończyć.
-Co to znaczy?
-A jak myślisz? Codziennie wychodzę na rynek miasta by opowiadać dzieciom bajki. Codziennie też nie kończę żadnej. Nic nie potrafię skończyć. Czuję...czuję że brakuje mi tego czegoś. Nie wiem czego, ale kiedyś to miałam. kiedyś wszystko było inaczej. Ale na pewno kiedyś wróci. Na pewno. W tedy nam ci te książki, ale nie teraz...
-Oszukałaś mnie!!!-głos Lokiego zmienił się teraz w groźny i złowieszczy. Wyraz twarzy zmienił się teraz na rozwścieczony. Po chwili, kiedy zorientował się co robi, zaczął niespokojnie ruszać oczami. Wyprostował się i odszedł kawałek. Przekręcił głowę i rzekł:
-Dziś spotkam się z tobą na koronacji. Chcę je zobaczyć. One mają więcej wartości niż myślisz. Jeżeli okaże się, że jest tak jak mówisz cóż....ale jeśli nie...za złamanie przysięgi na pewno jest jakaś kara. Do zobaczenia, Isabell.
I zniknął.
Potem zaczęła się bieganina. Każdy miotał się wokół Is, która nie miała już ataków paraliżu, ale nadal bolała ją głowa. Wieczorem zaczęła się koronacja, tak jak zwykle. Najpierw Isabell schodzi po schodach, potem zasiada na tronie. A potem miało być błogosławieństwo Księżyca. Miało. Zamiast tego zaraz po odsłonięciu okna okazało się, że Księżyc jest o wiele większy i świeci bardziej niż kiedykolwiek. Zapatrzeni w niego uczestnicy przyjęcia nie zauważyli, że Isabell uniosła się w górę, a także zmieniła ubranie. Unosiła się teraz, tajemnicza, patrząca w górę osoba. Niewiadomą mocą przeniosła się bliżej okna. rozbiła je jednym skinieniem ręki. Potem przeniosła się na dwór, gdzie zebrali się już wszyscy. Panikowali, że to atak Mroka, że zabiera on Władczynie. Strażnicy wypuścili liny, które oplotły się wokół nóg dziewczyny. Czując to, spaliła obie i zniżyła się w stronę ludzi. Głosem spokojnym, przepełnionym mocą i drgającym mówiła:
-Spokojnie! Nikt mnie nie zabiera.-każde jej słowo odbijało się echem w uszach każdego. Wyrazy były nienaturalne, nieludzkie.-Księżyc przekazuje mi moc. Daje mi najważniejsze błogosławieństwo w historii Władczyń. Zachowajcie spokój i dajcie mu to zrobić. Aaa!-krzyknęła nagle, jakby z bólu.
-Co się dzieje?!-krzyczała Elsa.-Czemu Jack zemdlał?
-On też to czuje. Lune mua. Muszę już iść. Nie martwcie się.
Leciała w górę. Czuła jak lodowata moc Księżyca napełnia każdą jej cząstkę. Nagle jej oczy stały się zupełnie białe, a głos niski i nadal drgający.
-Loki Laufeysonie! Dlaczego zabierasz coś co nie należy do ciebie?!-Mężczyzna za pomocą swej ''różdżki'' zabierał płynącą moc.-To nie jest dar dla ciebie! Należy się jej!
Zaczęła go dekoncentrować mocą, aż w końcu upadł na ziemię.
Na ogród spłynęła fala światła, która oślepiając wszystkich sprawiła, że pochłonęli się w śnie.
Ros otworzyła oczy. Zobaczyła pośród siebie dziesiątki tysięcy ludzi leżących jeden na drugim. Podbiegła do jednego z nich, myśląc że wszyscy nie żyją. Na szczęście tylko spał. tak jak reszta. Rozglądnęła się. Na skraju urwiska, stała osoba. Wyciągając skrzydła, podleciała do niej. Isabell. Stała tam okalana wiatrem. Wyglądała jakby nie spała sto lat, ale oczy nadal miała szeroko otwarte.
-Lune mua.-zaczęła Is.
-Co?-odparła zdziwiona wróżka.
-To było Lune mua.
-Co to takiego?
-Ach. W przełożeniu na wasze to coś jak linienie Księżyca.
-Linienie? Księżyca? ''Na wasze''?
-Następuje raz na bardzo długi czas. Wtedy Lune- Księżyc, pozbywa się swej wierzchniej skorupy, a wraz z nią, namiastki swej mocy. Nawet moja dotychczasowa moc nie była jedną setną tego, co otrzymałam. Bardzo go to boli. Bardzo, dlatego łączy się ze mną i stajemy się tym samym ciałem. Moc płynie do osoby bądź stworzenia, z najczystszym miejscem, w którym mogła by się ukryć. Loki próbował nią zawładnąć. Dlatego On się zdenerwował i przemówił przeze mnie. Potem ją oddał. Nawet teraz go słyszę, chodź bardzo słabo.
-Nic nie rozumiem...
-Och Ros.-odwróciła się do niej i złapała ją za przedramiona.-Posiadłam moc, jakiej nie pozna nikt, prócz kilku osób, poznałam języki, które jeszcze nie powstały i widzę wszystko w kosmosu, miejscu Jego siedziby. Każe mi teraz coś pokazać. Więc patrz.
Wypuściła z rąk mały ognik, który popędził przed siebie. Za chwilę podleciał z przeciwnej strony, zamienił się w płonącego ptaka i zniknął. Teraz wiem więcej niż jakikolwiek człowiek, ale nie więcej niż On. Jeszcze dużo przede mną ukrywa.
No to koniec. Duży ten rozdział :( Oprócz komentarzy, za które pięknie dziękuję, zapraszam do wypełniania ankiety tuż pod tym postem.
Czy to był element, którego Is brakowało, by dokończyć opowieści?
Każdy dzień mijał Is tak samo. Aż w końcu nadeszły jej 18 urodziny. To właśnie wtedy miało się odbyć odnowienie przysięgi koronacyjnej. Znów miała być koronowana, znów musiała przygotować przemówienie, znów miał ją pobłogosławić Księżyc. W normalnych okolicznościach byłaby zabiegana, zestresowana i szczęśliwa, ale teraz...Bolała ją głowa, widziała przez mgłę i nie mogła się ruszać. Kazali jej leżeć i odpoczywać, ale ona trzy razy wstawała z łóżka i próbowała chodzić. Jednak zawsze kończyło się to bolesnym upadkiem na posadzkę. W końcu dała za wygraną. Kiedy ten dziwny paraliż minął pochodziła po komnacie. I właśnie wtedy pojawił się Loki. A właściwie tylko jego hologram.
-No proszę. A więc jesteś koronowana po raz drugi.-mówił, przechadzając się po pokoju.-Ciesz się, ja nie miałem nawet jednego.
-Przyszedłeś tu, żeby mi wypominać koronacje?-powiedziała cierpko Isabell próbując ukryć ból towarzyszący jej w każdym kroku.
-Nie. Przyszedłem tu po twoją obietnicę. Po twoje...moje książki.
Isabell upadła. Nogi jeszcze nie do końca odzyskały sprawność i na chwilę, znów straciła w nich czucie. Zaraz do drzwi przybiegła służba i zaczęła w nie stukać, pytając, czy mogą wejść. Mimo, iż dziewczyna bardzo chciała, by weszli i jej pomogli, nie mogła pozwolić, by przeszkodzono jej konwersacje z Lokim. Odpowiedziała tylko: Nie dziękuję i zaraz głosy ucichły. Rękami przyczołgała się do brzegu ściany i usiadła czekając aż paraliż ustanie. Loki nawet wtedy nie drgnął. Nawet wyraz jego twarzy pozostał taki sam.
-Uff...-sapała Isabell.-Wiem, ale umowa brzmiała kiedy skończę, a ja jeszcze nie skończyłam żadną z tych opowieści. Z resztą niczego nie potrafię skończyć.
-Co to znaczy?
-A jak myślisz? Codziennie wychodzę na rynek miasta by opowiadać dzieciom bajki. Codziennie też nie kończę żadnej. Nic nie potrafię skończyć. Czuję...czuję że brakuje mi tego czegoś. Nie wiem czego, ale kiedyś to miałam. kiedyś wszystko było inaczej. Ale na pewno kiedyś wróci. Na pewno. W tedy nam ci te książki, ale nie teraz...
-Oszukałaś mnie!!!-głos Lokiego zmienił się teraz w groźny i złowieszczy. Wyraz twarzy zmienił się teraz na rozwścieczony. Po chwili, kiedy zorientował się co robi, zaczął niespokojnie ruszać oczami. Wyprostował się i odszedł kawałek. Przekręcił głowę i rzekł:
-Dziś spotkam się z tobą na koronacji. Chcę je zobaczyć. One mają więcej wartości niż myślisz. Jeżeli okaże się, że jest tak jak mówisz cóż....ale jeśli nie...za złamanie przysięgi na pewno jest jakaś kara. Do zobaczenia, Isabell.
I zniknął.
Potem zaczęła się bieganina. Każdy miotał się wokół Is, która nie miała już ataków paraliżu, ale nadal bolała ją głowa. Wieczorem zaczęła się koronacja, tak jak zwykle. Najpierw Isabell schodzi po schodach, potem zasiada na tronie. A potem miało być błogosławieństwo Księżyca. Miało. Zamiast tego zaraz po odsłonięciu okna okazało się, że Księżyc jest o wiele większy i świeci bardziej niż kiedykolwiek. Zapatrzeni w niego uczestnicy przyjęcia nie zauważyli, że Isabell uniosła się w górę, a także zmieniła ubranie. Unosiła się teraz, tajemnicza, patrząca w górę osoba. Niewiadomą mocą przeniosła się bliżej okna. rozbiła je jednym skinieniem ręki. Potem przeniosła się na dwór, gdzie zebrali się już wszyscy. Panikowali, że to atak Mroka, że zabiera on Władczynie. Strażnicy wypuścili liny, które oplotły się wokół nóg dziewczyny. Czując to, spaliła obie i zniżyła się w stronę ludzi. Głosem spokojnym, przepełnionym mocą i drgającym mówiła:
-Spokojnie! Nikt mnie nie zabiera.-każde jej słowo odbijało się echem w uszach każdego. Wyrazy były nienaturalne, nieludzkie.-Księżyc przekazuje mi moc. Daje mi najważniejsze błogosławieństwo w historii Władczyń. Zachowajcie spokój i dajcie mu to zrobić. Aaa!-krzyknęła nagle, jakby z bólu.
-Co się dzieje?!-krzyczała Elsa.-Czemu Jack zemdlał?
-On też to czuje. Lune mua. Muszę już iść. Nie martwcie się.
Leciała w górę. Czuła jak lodowata moc Księżyca napełnia każdą jej cząstkę. Nagle jej oczy stały się zupełnie białe, a głos niski i nadal drgający.
-Loki Laufeysonie! Dlaczego zabierasz coś co nie należy do ciebie?!-Mężczyzna za pomocą swej ''różdżki'' zabierał płynącą moc.-To nie jest dar dla ciebie! Należy się jej!
Zaczęła go dekoncentrować mocą, aż w końcu upadł na ziemię.
Na ogród spłynęła fala światła, która oślepiając wszystkich sprawiła, że pochłonęli się w śnie.
Ros otworzyła oczy. Zobaczyła pośród siebie dziesiątki tysięcy ludzi leżących jeden na drugim. Podbiegła do jednego z nich, myśląc że wszyscy nie żyją. Na szczęście tylko spał. tak jak reszta. Rozglądnęła się. Na skraju urwiska, stała osoba. Wyciągając skrzydła, podleciała do niej. Isabell. Stała tam okalana wiatrem. Wyglądała jakby nie spała sto lat, ale oczy nadal miała szeroko otwarte.
-Lune mua.-zaczęła Is.
-Co?-odparła zdziwiona wróżka.
-To było Lune mua.
-Co to takiego?
-Ach. W przełożeniu na wasze to coś jak linienie Księżyca.
-Linienie? Księżyca? ''Na wasze''?
-Następuje raz na bardzo długi czas. Wtedy Lune- Księżyc, pozbywa się swej wierzchniej skorupy, a wraz z nią, namiastki swej mocy. Nawet moja dotychczasowa moc nie była jedną setną tego, co otrzymałam. Bardzo go to boli. Bardzo, dlatego łączy się ze mną i stajemy się tym samym ciałem. Moc płynie do osoby bądź stworzenia, z najczystszym miejscem, w którym mogła by się ukryć. Loki próbował nią zawładnąć. Dlatego On się zdenerwował i przemówił przeze mnie. Potem ją oddał. Nawet teraz go słyszę, chodź bardzo słabo.
-Nic nie rozumiem...
-Och Ros.-odwróciła się do niej i złapała ją za przedramiona.-Posiadłam moc, jakiej nie pozna nikt, prócz kilku osób, poznałam języki, które jeszcze nie powstały i widzę wszystko w kosmosu, miejscu Jego siedziby. Każe mi teraz coś pokazać. Więc patrz.
Wypuściła z rąk mały ognik, który popędził przed siebie. Za chwilę podleciał z przeciwnej strony, zamienił się w płonącego ptaka i zniknął. Teraz wiem więcej niż jakikolwiek człowiek, ale nie więcej niż On. Jeszcze dużo przede mną ukrywa.
No to koniec. Duży ten rozdział :( Oprócz komentarzy, za które pięknie dziękuję, zapraszam do wypełniania ankiety tuż pod tym postem.
Czy to był element, którego Is brakowało, by dokończyć opowieści?
środa, 15 kwietnia 2015
Nie ma rozdziału, jest...
Dziś niestety nie będzie rozdziału jak zwykle :( Przede wszystkim szkoła przytłacza, a poza tym...no właśnie. W ten weekend (postaram się w piątek;) nowy rozdział przyniesie wiele niespodzianek. Na pewno zaczniecie zadawać pytania(lubię :) typu: Co to będzie? Już wam SPOJLERUJĘ (NIE CHCESZ NIE CZYTAJ )
Isabell skończy w ten weekend 18 lat i musi odnowić przysięgi i...no chyba nie myślicie, że zdradzę wam powód zamieszania podczas ponownej koronacji. Powiem tylko, że Isabell im bliżej święta, tym gorzej będzie się czuła...(czekam na teorie)
Dziś będzie mała ankieta, na którą mam nadzieje wszyscy odpowiecie ;)
ANKIETA
Zanim przystąpisz do ankiety, zastanów się dobrze, czy lubisz moje opowiadania. Jeżeli nie, wyjaśnij dlaczego, lub i tak przystąp do ankiety :) Każdą odpowiedź zapisz w komentarzu (wy też anonimowi)
Powodzenia :)
1. Blog zmienił wygląd z pierwszej na drugą część, która podobała ci się bardziej:
A.Zdecydowanie pierwszy.
B.Oczywiście drugi.
C. Inna(w komentarzu)
2. Dużo się zmieniło od pierwszej do drugiej części? (pisanie)
A. Tak, bardzo się rozwinęłaś i piszesz lepiej.
B.Nie piszesz na tym samym poziomie
C.Nie, pogorszyłaś się
D. Inna(w komentarzu)
3. Jakie rozdziały podobają ci się najbardziej(można zaznaczyć więcej niż jedną odpowiedź):
a)z ilustracjami
b)z szerokim opisem uczuć
c)z szerokim opisem wyglądu bohaterów, miejsc
d)z dużą ilością dialogów
e)bez dialogów
f)krótkie
g)długie
i)pojawiające się w środy i piątki
j)pojawiające się tylko co weekend
4.W poprzedniej części na końcu rozdziału zostawiałam pytanie. Wtedy też częściej komentowaliście. Czy robić to dalej?
A.Tak
B.Nie
5.Jak często wchodzisz na bloga?
A. Codziennie
B.Co drugi dzień
C.Dwa razy w tygodniu
D. Raz w tygodniu
E.Inna (w komentarzu)
6.Kiedy już czytasz jakikolwiek rozdział, to komentujesz?
A. Tak, przecież wtedy wiesz, że ktoś to czyta.
B. Nie, bo przecież i tak nie przeczytasz
C. Nie, bo nie mam tam nic ciekawego do napisania.
7. Drugą część mogłabym równie dobrze nazwać ''PODRÓŻE''. Lubicie, kiedy Is przeskakuje ''z jednej bajki na drugą''?
A. Tak
B. Nie
8. Ósmym pytaniem jesteście wy. Zadajcie mi jakiekolwiek pytanie, lub propozycję, co mogłabym dodać. Obiecuję, że odpowiem na każdy postawiony komentarz ;) Możecie też pytać mnie o sytuacje z pierwszej części, które jeszcze się nie pojawiły. :)
Isabell skończy w ten weekend 18 lat i musi odnowić przysięgi i...no chyba nie myślicie, że zdradzę wam powód zamieszania podczas ponownej koronacji. Powiem tylko, że Isabell im bliżej święta, tym gorzej będzie się czuła...(czekam na teorie)
Dziś będzie mała ankieta, na którą mam nadzieje wszyscy odpowiecie ;)
ANKIETA
Zanim przystąpisz do ankiety, zastanów się dobrze, czy lubisz moje opowiadania. Jeżeli nie, wyjaśnij dlaczego, lub i tak przystąp do ankiety :) Każdą odpowiedź zapisz w komentarzu (wy też anonimowi)
Powodzenia :)
1. Blog zmienił wygląd z pierwszej na drugą część, która podobała ci się bardziej:
A.Zdecydowanie pierwszy.
B.Oczywiście drugi.
C. Inna(w komentarzu)
2. Dużo się zmieniło od pierwszej do drugiej części? (pisanie)
A. Tak, bardzo się rozwinęłaś i piszesz lepiej.
B.Nie piszesz na tym samym poziomie
C.Nie, pogorszyłaś się
D. Inna(w komentarzu)
3. Jakie rozdziały podobają ci się najbardziej(można zaznaczyć więcej niż jedną odpowiedź):
a)z ilustracjami
b)z szerokim opisem uczuć
c)z szerokim opisem wyglądu bohaterów, miejsc
d)z dużą ilością dialogów
e)bez dialogów
f)krótkie
g)długie
i)pojawiające się w środy i piątki
j)pojawiające się tylko co weekend
4.W poprzedniej części na końcu rozdziału zostawiałam pytanie. Wtedy też częściej komentowaliście. Czy robić to dalej?
A.Tak
B.Nie
5.Jak często wchodzisz na bloga?
A. Codziennie
B.Co drugi dzień
C.Dwa razy w tygodniu
D. Raz w tygodniu
E.Inna (w komentarzu)
6.Kiedy już czytasz jakikolwiek rozdział, to komentujesz?
A. Tak, przecież wtedy wiesz, że ktoś to czyta.
B. Nie, bo przecież i tak nie przeczytasz
C. Nie, bo nie mam tam nic ciekawego do napisania.
7. Drugą część mogłabym równie dobrze nazwać ''PODRÓŻE''. Lubicie, kiedy Is przeskakuje ''z jednej bajki na drugą''?
A. Tak
B. Nie
8. Ósmym pytaniem jesteście wy. Zadajcie mi jakiekolwiek pytanie, lub propozycję, co mogłabym dodać. Obiecuję, że odpowiem na każdy postawiony komentarz ;) Możecie też pytać mnie o sytuacje z pierwszej części, które jeszcze się nie pojawiły. :)
sobota, 11 kwietnia 2015
Rozdział 8
''Przykładna rodzina''
-Mamo!-mówiła mała Eira.-Mamo! Ciocia pewnie już na mnie czeka! Mogę już iść?
-Tak kochanie.-odpowiedziała Elsa.-Tylko bądź grzeczna.
-Pa mamo! Pa tato!
Gdy Elsa słyszała to słowo, czuła się niewiarygodnie szczęśliwie. ''Mama''. Miała tak trudne dzieciństwo, prawie zabiła swą siostrę i prawie ją straciła. Eira rosła jak na drożdżach. Miała urodę po mamie i radość po tacie. Jej moc nie była jeszcze tak silna, by kogoś skrzywdzić, ale ona także wzrastała.
Młoda mama podeszła do półki z ich podobiznami. Mogłaby patrzyć się na nie cały czas. Był to prezent od Isabell. Nagle poczuła czyjeś dłonie na biodrach. Przytuliła się do Jack'a, nie odrywając wzroku z ramek.
-To nasze życie. Popatrz ile już razem przeszliśmy. Nie chcę, by cokolwiek się zmieniło.
-I nie zmieni się.
-Jak to nie?! Przecież, my się nie starzejemy. Nasza córka będzie miała 80 lat, a my tyle ile mamy teraz.
-Tak, ale przecież coś wymyślimy, prawda?
-Nie wiem, a jeśli nie? Nie będę mogła patrzeć na jej...śmierć.
-Nawet tak nie mów. Elso, wiesz, że na to nie pozwolę. Raz już was uratowałem, drugi raz też mogę.
-Tak, ale po ostatnim musisz jeść, pić spać...jak zwykły człowiek. Nie ryzykuj. Nie wiemy co może stać się potem.
-No to...nie wiem, ale na pewno coś wymyślimy. A teraz chodź już, nie myślmy o tym.
Jack przytulił ją. Lubiła jego uściski. Były takie prawdziwe. Przy nim wszelkie troski odchodziły.
Usłyszeli na korytarzu jakieś krzyki. Powoli wyszli na korytarz.
-I tak z tobą pójdę. To mój obowiązek!-mówił Raphael.
-Nie musisz. Jestem już dużą dziewczynką. Po za tym będą ze mną smoki. I Astrid. I Czkawka. I inni wikingowie, którzy mnie obronią lepiej niż ty, Raphaelu Vieranie.
-Pani, sama dałaś mi taki tytuł. Mam cię chronić.
-Tak, ale na razie nie potrzebuję twojej pomocy.
Elsa nie mogła na to patrzeć. Zawsze mieli taki dobry kontakt, a teraz? Co takiego się stało? I gdzie przez ten cały czas był Raphael?
-Isabell, spokojnie.-powiedziała spokojnie podchodząc.
-Właśnie, a ty kolego-Jack też próbował uspokoić atmosferę.-możesz sobie dziś zrobić jeszcze jeden dzień wolnego.
-Ale...
-Żadnego ''ale''. Idź już.
Dzień na Berk był spokojny. Żadnych ataków, żadnych niespokojnych ludzi. Tylko odpoczynek. Jack i Elsa patrzyli jak ich mała córeczka szybuje w przestworzach z Isabell. Z daleka było słychać jej radosne piski. Jack przywołał wiatr i również cieszył się zabawą w powietrzu. Elsa rozmawiała z Astrid. Lubiła ją. Były z zupełnie innych światów, ale ona zastępowała jej przyjaciółkę, której nigdy nie miała.
-Mamusiu! Będę miała smoka, on będzie mój. Tylko muszę podrosnąć.-mówiła szczęśliwa dziewczynka leżąc już w łóżku.
-Właśnie, musisz podrosnąć. A teraz kochanie idź już spać dobrze?
-No...dobrze.
W nocy para usłyszała, jak córeczka popłakuje.
-Jack...-szepnęła Elsa.
-Mhm...-od mruczał Jack.
-Idź do Eiry.
-Mhm...
Przez chwilę było cicho, gdy nagle usłyszała jakiś trzask. Szarpnęła się z łóżka. Jednak pokój był taki jak zawsze. Co to zatem było? Chłopak wyjaśnił zagadkę:
-Skoro już wstałaś, to ty idź.
-Jack! Ty wredny...-zepchnęła go z łóżka. Zaczęli się tarzać po podłodze i śmiać jak małe dzieci.
-Mamo? Tato?-zaspana Eira właśnie weszła do pokoju.-Mogę z wami spać?
Zrobili się czerwoni. Elsa wstała zaraz i poprawiając się, podeszła do dziewczynki.
-Jasne kochanie, chodź-biorąc ją na ręce, położyła się do łóżka.
-Rodzice bardzo cię kochają.-powiedziała.
-Bardzo.-dodał tato.
Ucałowali ją w oba policzki jednocześnie, na co usłyszeli tylko ''blech!''. Wszyscy zaśmiali się cichutko i tak poszli spać.
Hej!!!! Słuchajcie bardzo dziękuje wam, za aktywność pod poprzednim rozdziałem! Jesteście kochane!!! Dziękuję użytkownikom:
Nikaa_Xx
frecia(anonimowy, dzięki za podpis, wiem, komu mam podziękować ;)
Zachęcam do komentowania tego posta i napisaniu mi, co sądzicie o takich rozdziałach z Jelsą, z obrazkami... I oczywiście co myślicie o tych obrazkach, które EDYTOWAŁAM SAMA :) NIE KOPIOWAĆ. Zapraszam też na moją stronę na Facebooku, na której czasami można zobaczyć jakieś wcześniejsze nowinki ;)
Jeszcze raz dzięki!
-Mamo!-mówiła mała Eira.-Mamo! Ciocia pewnie już na mnie czeka! Mogę już iść?
-Tak kochanie.-odpowiedziała Elsa.-Tylko bądź grzeczna.
-Pa mamo! Pa tato!
Gdy Elsa słyszała to słowo, czuła się niewiarygodnie szczęśliwie. ''Mama''. Miała tak trudne dzieciństwo, prawie zabiła swą siostrę i prawie ją straciła. Eira rosła jak na drożdżach. Miała urodę po mamie i radość po tacie. Jej moc nie była jeszcze tak silna, by kogoś skrzywdzić, ale ona także wzrastała.
Młoda mama podeszła do półki z ich podobiznami. Mogłaby patrzyć się na nie cały czas. Był to prezent od Isabell. Nagle poczuła czyjeś dłonie na biodrach. Przytuliła się do Jack'a, nie odrywając wzroku z ramek.
-To nasze życie. Popatrz ile już razem przeszliśmy. Nie chcę, by cokolwiek się zmieniło.
-I nie zmieni się.
-Jak to nie?! Przecież, my się nie starzejemy. Nasza córka będzie miała 80 lat, a my tyle ile mamy teraz.
-Tak, ale przecież coś wymyślimy, prawda?
-Nie wiem, a jeśli nie? Nie będę mogła patrzeć na jej...śmierć.
-Nawet tak nie mów. Elso, wiesz, że na to nie pozwolę. Raz już was uratowałem, drugi raz też mogę.
-Tak, ale po ostatnim musisz jeść, pić spać...jak zwykły człowiek. Nie ryzykuj. Nie wiemy co może stać się potem.
-No to...nie wiem, ale na pewno coś wymyślimy. A teraz chodź już, nie myślmy o tym.
Jack przytulił ją. Lubiła jego uściski. Były takie prawdziwe. Przy nim wszelkie troski odchodziły.
Usłyszeli na korytarzu jakieś krzyki. Powoli wyszli na korytarz.
-I tak z tobą pójdę. To mój obowiązek!-mówił Raphael.
-Nie musisz. Jestem już dużą dziewczynką. Po za tym będą ze mną smoki. I Astrid. I Czkawka. I inni wikingowie, którzy mnie obronią lepiej niż ty, Raphaelu Vieranie.
-Pani, sama dałaś mi taki tytuł. Mam cię chronić.
-Tak, ale na razie nie potrzebuję twojej pomocy.
Elsa nie mogła na to patrzeć. Zawsze mieli taki dobry kontakt, a teraz? Co takiego się stało? I gdzie przez ten cały czas był Raphael?
-Isabell, spokojnie.-powiedziała spokojnie podchodząc.
-Właśnie, a ty kolego-Jack też próbował uspokoić atmosferę.-możesz sobie dziś zrobić jeszcze jeden dzień wolnego.
-Ale...
-Żadnego ''ale''. Idź już.
Dzień na Berk był spokojny. Żadnych ataków, żadnych niespokojnych ludzi. Tylko odpoczynek. Jack i Elsa patrzyli jak ich mała córeczka szybuje w przestworzach z Isabell. Z daleka było słychać jej radosne piski. Jack przywołał wiatr i również cieszył się zabawą w powietrzu. Elsa rozmawiała z Astrid. Lubiła ją. Były z zupełnie innych światów, ale ona zastępowała jej przyjaciółkę, której nigdy nie miała.
-Mamusiu! Będę miała smoka, on będzie mój. Tylko muszę podrosnąć.-mówiła szczęśliwa dziewczynka leżąc już w łóżku.
-Właśnie, musisz podrosnąć. A teraz kochanie idź już spać dobrze?
-No...dobrze.
W nocy para usłyszała, jak córeczka popłakuje.
-Jack...-szepnęła Elsa.
-Mhm...-od mruczał Jack.
-Idź do Eiry.
-Mhm...
Przez chwilę było cicho, gdy nagle usłyszała jakiś trzask. Szarpnęła się z łóżka. Jednak pokój był taki jak zawsze. Co to zatem było? Chłopak wyjaśnił zagadkę:
-Skoro już wstałaś, to ty idź.
-Jack! Ty wredny...-zepchnęła go z łóżka. Zaczęli się tarzać po podłodze i śmiać jak małe dzieci.
-Mamo? Tato?-zaspana Eira właśnie weszła do pokoju.-Mogę z wami spać?
Zrobili się czerwoni. Elsa wstała zaraz i poprawiając się, podeszła do dziewczynki.
-Jasne kochanie, chodź-biorąc ją na ręce, położyła się do łóżka.
-Rodzice bardzo cię kochają.-powiedziała.
-Bardzo.-dodał tato.
Ucałowali ją w oba policzki jednocześnie, na co usłyszeli tylko ''blech!''. Wszyscy zaśmiali się cichutko i tak poszli spać.
Hej!!!! Słuchajcie bardzo dziękuje wam, za aktywność pod poprzednim rozdziałem! Jesteście kochane!!! Dziękuję użytkownikom:
Nikaa_Xx
frecia(anonimowy, dzięki za podpis, wiem, komu mam podziękować ;)
Zachęcam do komentowania tego posta i napisaniu mi, co sądzicie o takich rozdziałach z Jelsą, z obrazkami... I oczywiście co myślicie o tych obrazkach, które EDYTOWAŁAM SAMA :) NIE KOPIOWAĆ. Zapraszam też na moją stronę na Facebooku, na której czasami można zobaczyć jakieś wcześniejsze nowinki ;)
Jeszcze raz dzięki!
wtorek, 7 kwietnia 2015
Rozdział 7
''Powitania dziwne, miłe i smutne''
Szybko zamrugała. W Arendelle była noc. Zamknęła oczy, by sprawdzić, czy to na pewno ona, a nie hologram, jest już w domu. Otworzyła oczy i odetchnęła. Była tak podekscytowana możliwością zrelacjonowania wszystkiego najbliższym. Nie chciała jednak budzić mieszkańców. Przeteleportowała się cicho do swojego pokoju. Chodziło o to, by straż nie zrobiła niepotrzebnej paniki.
''Nic tu się nie zmieniło''- pomyślała, przechadzając się po pokoju. Położyła się na łóżku i myślała. Och jak bardzo chciała usłyszeć śmiech małe Eiry, narzekania Czkawki i Astrid, jak bardzo się naraziłam i spokojne głosy Nieznanych. A co do tych ostatnich, kiedy lud dowiedział się o nich nazwał je Aprenti. Najbardziej jednak chciała zobaczyć Raphaela. Poczuć jego zapach, usłyszeć głos.
Leżała tak jeszcze chwilę, aż zamknęła na dobre oczy, by oddać się wizjami snów na jawie. Sen jednak nie trwał długo, bo nastał ranek. Przeciągnęła się i otarła zmęczone oczy. Potem starała się jakoś ''ogarnąć''. W końcu dała za wygraną i przemieniła strój, makijaż i ubranie magią. Otworzyła drzwi i ciepłym ''Dzień dobry'' przywitała straże czekający przed komnatą. Na ich twarzach wymalował się zdziwienie i strach. Is obróciła się i powiedziała:
-Jeżeli wzniesiecie alarm i ruszycie się z tego miejsca osobiście każę was wtrącić do lochu. Jasne?
Kiwnęli obaj głowami i nieco uspokojeni przyjęli poprzednią postawę. Isabell odkiwnęła i idąc, cicho nuciła jedną z pieśni usłyszanych w Asgardzie. Starała się omijać służbę, by niepotrzebnie nie wydała jej, a gdy już jakąś spotkała, prosiła o dotrzymanie dyskrecji. W końcu weszła do sali jadalnej i siadając przy stole, powiedziała:
-Dzień dobry! Jak się spało?-Elsa, Jack, Eira i Aperenti-wszyscy siedzieli tam jak zamurowani. Po jakichś 2 minutach Is zaczęła chichotać-Co się tak na mnie patrzycie? Tak wróciłam i nic mi nie jest.
Po tych słowach rzucili się na nią z coraz to nowymi pytaniami. Za chwilę, nie wiadomo jak do jadalni wpadli Astrid i Czkawka, co dało tylko więcej pytań. Gdy już na wszystkie odpowiedziała, odetchnęła głośno i zaczęła jeść. Z tego wszystkiego głód strasznie jej doskwierał. Gdy już zjadła usiadła wygodnie na krześle i powiedziała:
-No dobrze. A co działo się tutaj?
-Było...w miarę spokojnie.-mówiła nadal przejęta Elsa.- Kilka osób dziwiło się, dlaczego nie ma audiencji, ale po za tym nie działo się nic.
-A co w Berk?
-Dobrze. Vansi trochę tęskniła, ale inne smoki starały się dotrzymywać jej towarzystwa. Musisz koniecznie ją odwiedzić.
-Oczywiście. Też za nią tęskniłam.
-Zabierzesz mnie ciociu?-odezwała się nagle Eira, cichutkim i piskliwym głosikiem.
-Pewnie. Jutro wybierzemy się na Berk.
Dziewczynka uśmiechnęła się uśmiechem ciepłym i pogodnym.
-A gdzie Raphael? Nie przyszedł na śniadanie...
Nagle wszyscy, oprócz małej Eiry, która cały czas z uśmiechem bawiła się laleczką, pobledli. Elsa wstała. Podchodziła do Is, gdy Jack złapał ją za rękę. Kiwnęła i podeszła do Władczyni.
-Zaraz po twoim opuszczeniu Arendell-zaczęła.-zamknął się w swojej komnacie i nie wychodził przez kilka dni. Potem zniknął i nie było go tu już od dawna. Możliwe, ugh, możliwe, że powrócił do swoich rodzinnych stron.
Serce Isabell przebiła włócznia rozpaczy. Najbliższy jej serca przyjaciel ją opuścił.
-Och, kochanie. Na pewno wróci-powiedziała opiekuńczo Printemps.- Przecież ma szkolić innych Władców.
-Tak.-rzekła dziewczyna powstrzymując łzy. -Na pewno. A teraz chcę już wrócić do komnaty.
Potem tylko płakała. Wróciła z Asgardu, gdzie przeżyła ogromny ból, fizyczny i psychiczny, tylko po to, by tu znów go poczuć. Jak mógł ją opuścić? Jak mógł porzucić? Czy był tylko przyjacielem? Postanowiła, że nie da tak łatwo za wygraną. Kazała przyprowadzić najlepsze psy tropiące i ludzi, którzy mieli dowiedzieć się, gdzie był i co robił Raphael. Mieli go znaleźć.
Po co tyle zawodu? Może on jest ze swoją wybranką. Może już o niej zapomniał? Dlaczego teraz tak się zamartwiała?
Kochała go. Tak bardzo go kochała. Ale on jej nie kochał, skoro uciekł.
Rozpacz. Jak bardzo płakała, gdy czuła, że już nigdy go nie spotka. Że nie spotka przyjaciela jej serca.
Tropiciele nie znaleźli nic. Żadnego śladu, poszlaki tropu. Nic. Jakby rozpłynął się w powietrzu.
I kiedy myślała, że to już koniec. Poczuła cichy podmuch wiatru w pokoju. Wyjrzała przez okno i ujrzała światło na samym środku ogrody. Chciała tam iść. Czuła, że teraz tam się musi znaleźć. Obeszła wszystkie grządki aż....zobaczyła go. Zobaczyła jak tam stoi i na nią patrzy. Tymi jego wielkimi, ślicznymi oczami. Uśmiechał się. Myślała, ze to sen i szybko do niego podbiegła. Oboje zanurzyli się w uścisku. Jego zapach, och jak to pięknie znów było poczuć jego zapach. Był taki....prawdziwy i nie był snem. Puściła go i jej wszystkie obawy, rozpacz i ból wymierzyły mu głośne uderzenie w twarz.
Z oczu Is popłynęły łzy.
-Jak mogłeś!-krzyknęła i głośno chlipiąc uciekła do pokoju.
No i wracamy do Arendelle. Rozdział miał być normalnie w środę, ale nie miałabym czasu dodać go, więc macie go teraz. Bardzo proszę komentarze, które tak licznie i wspaniale zostawiacie. Ślicznie wam za to dziękuję. Teraz możecie też wpisać się w księdze gości, o co też proszę.
Dziękuję i KOMENTUJECIE! :) ;) :* <3
Szybko zamrugała. W Arendelle była noc. Zamknęła oczy, by sprawdzić, czy to na pewno ona, a nie hologram, jest już w domu. Otworzyła oczy i odetchnęła. Była tak podekscytowana możliwością zrelacjonowania wszystkiego najbliższym. Nie chciała jednak budzić mieszkańców. Przeteleportowała się cicho do swojego pokoju. Chodziło o to, by straż nie zrobiła niepotrzebnej paniki.
''Nic tu się nie zmieniło''- pomyślała, przechadzając się po pokoju. Położyła się na łóżku i myślała. Och jak bardzo chciała usłyszeć śmiech małe Eiry, narzekania Czkawki i Astrid, jak bardzo się naraziłam i spokojne głosy Nieznanych. A co do tych ostatnich, kiedy lud dowiedział się o nich nazwał je Aprenti. Najbardziej jednak chciała zobaczyć Raphaela. Poczuć jego zapach, usłyszeć głos.
Leżała tak jeszcze chwilę, aż zamknęła na dobre oczy, by oddać się wizjami snów na jawie. Sen jednak nie trwał długo, bo nastał ranek. Przeciągnęła się i otarła zmęczone oczy. Potem starała się jakoś ''ogarnąć''. W końcu dała za wygraną i przemieniła strój, makijaż i ubranie magią. Otworzyła drzwi i ciepłym ''Dzień dobry'' przywitała straże czekający przed komnatą. Na ich twarzach wymalował się zdziwienie i strach. Is obróciła się i powiedziała:
-Jeżeli wzniesiecie alarm i ruszycie się z tego miejsca osobiście każę was wtrącić do lochu. Jasne?
Kiwnęli obaj głowami i nieco uspokojeni przyjęli poprzednią postawę. Isabell odkiwnęła i idąc, cicho nuciła jedną z pieśni usłyszanych w Asgardzie. Starała się omijać służbę, by niepotrzebnie nie wydała jej, a gdy już jakąś spotkała, prosiła o dotrzymanie dyskrecji. W końcu weszła do sali jadalnej i siadając przy stole, powiedziała:
-Dzień dobry! Jak się spało?-Elsa, Jack, Eira i Aperenti-wszyscy siedzieli tam jak zamurowani. Po jakichś 2 minutach Is zaczęła chichotać-Co się tak na mnie patrzycie? Tak wróciłam i nic mi nie jest.
Po tych słowach rzucili się na nią z coraz to nowymi pytaniami. Za chwilę, nie wiadomo jak do jadalni wpadli Astrid i Czkawka, co dało tylko więcej pytań. Gdy już na wszystkie odpowiedziała, odetchnęła głośno i zaczęła jeść. Z tego wszystkiego głód strasznie jej doskwierał. Gdy już zjadła usiadła wygodnie na krześle i powiedziała:
-No dobrze. A co działo się tutaj?
-Było...w miarę spokojnie.-mówiła nadal przejęta Elsa.- Kilka osób dziwiło się, dlaczego nie ma audiencji, ale po za tym nie działo się nic.
-A co w Berk?
-Dobrze. Vansi trochę tęskniła, ale inne smoki starały się dotrzymywać jej towarzystwa. Musisz koniecznie ją odwiedzić.
-Oczywiście. Też za nią tęskniłam.
-Zabierzesz mnie ciociu?-odezwała się nagle Eira, cichutkim i piskliwym głosikiem.
-Pewnie. Jutro wybierzemy się na Berk.
Dziewczynka uśmiechnęła się uśmiechem ciepłym i pogodnym.
-A gdzie Raphael? Nie przyszedł na śniadanie...
Nagle wszyscy, oprócz małej Eiry, która cały czas z uśmiechem bawiła się laleczką, pobledli. Elsa wstała. Podchodziła do Is, gdy Jack złapał ją za rękę. Kiwnęła i podeszła do Władczyni.
-Zaraz po twoim opuszczeniu Arendell-zaczęła.-zamknął się w swojej komnacie i nie wychodził przez kilka dni. Potem zniknął i nie było go tu już od dawna. Możliwe, ugh, możliwe, że powrócił do swoich rodzinnych stron.
Serce Isabell przebiła włócznia rozpaczy. Najbliższy jej serca przyjaciel ją opuścił.
-Och, kochanie. Na pewno wróci-powiedziała opiekuńczo Printemps.- Przecież ma szkolić innych Władców.
-Tak.-rzekła dziewczyna powstrzymując łzy. -Na pewno. A teraz chcę już wrócić do komnaty.
Potem tylko płakała. Wróciła z Asgardu, gdzie przeżyła ogromny ból, fizyczny i psychiczny, tylko po to, by tu znów go poczuć. Jak mógł ją opuścić? Jak mógł porzucić? Czy był tylko przyjacielem? Postanowiła, że nie da tak łatwo za wygraną. Kazała przyprowadzić najlepsze psy tropiące i ludzi, którzy mieli dowiedzieć się, gdzie był i co robił Raphael. Mieli go znaleźć.
Po co tyle zawodu? Może on jest ze swoją wybranką. Może już o niej zapomniał? Dlaczego teraz tak się zamartwiała?
Kochała go. Tak bardzo go kochała. Ale on jej nie kochał, skoro uciekł.
Rozpacz. Jak bardzo płakała, gdy czuła, że już nigdy go nie spotka. Że nie spotka przyjaciela jej serca.
Tropiciele nie znaleźli nic. Żadnego śladu, poszlaki tropu. Nic. Jakby rozpłynął się w powietrzu.
I kiedy myślała, że to już koniec. Poczuła cichy podmuch wiatru w pokoju. Wyjrzała przez okno i ujrzała światło na samym środku ogrody. Chciała tam iść. Czuła, że teraz tam się musi znaleźć. Obeszła wszystkie grządki aż....zobaczyła go. Zobaczyła jak tam stoi i na nią patrzy. Tymi jego wielkimi, ślicznymi oczami. Uśmiechał się. Myślała, ze to sen i szybko do niego podbiegła. Oboje zanurzyli się w uścisku. Jego zapach, och jak to pięknie znów było poczuć jego zapach. Był taki....prawdziwy i nie był snem. Puściła go i jej wszystkie obawy, rozpacz i ból wymierzyły mu głośne uderzenie w twarz.
Z oczu Is popłynęły łzy.
-Jak mogłeś!-krzyknęła i głośno chlipiąc uciekła do pokoju.
No i wracamy do Arendelle. Rozdział miał być normalnie w środę, ale nie miałabym czasu dodać go, więc macie go teraz. Bardzo proszę komentarze, które tak licznie i wspaniale zostawiacie. Ślicznie wam za to dziękuję. Teraz możecie też wpisać się w księdze gości, o co też proszę.
Dziękuję i KOMENTUJECIE! :) ;) :* <3
niedziela, 5 kwietnia 2015
Rozdział 6
''Dobry nauczyciel''
Leżała tak kilka dni. Potem zaczęła zamykać oczy na coraz to dłuższy czas. Jej organizm zaczynał normalnie pracować. W końcu całkiem zamknęła oczy. Jej oddech był już spokojny i miarowy.
Obudziła się. Podniosła się i poczuła, jak boli ją głowa. Powoli wstała z łóżka i podeszła do okna. Ziewnęła i zaburczało jej w brzuchu. Była głodna. Podeszła do drzwi i szybkim ruchem otworzyła je. Postanowiła pójść do jadalni. Za każdym razem, kiedy mijała służbę albo strażników, szli oni w przeciwnym kierunku, albo udawali, że jej nie ma. Is wydawało się, że są wręcz przestraszeni. Weszła do jadalni, gdzie w samotności zjadła czekający na nią posiłek. Potem poszła do komnaty Lokiego. Pomyślała, że mógłby zacząć już lekcje. Zapukała, a słysząc ''Proszę'' weszła spokojnie. Ukłoniła się i spojrzała na mężczyznę, który od razu pobladł, gdy ją zobaczył. Zamknął książkę, którą właśnie czytał i podbiegł do niej.
-Nic ci nie jest?-mówił.-Służba! Usiądź. Żyjesz. To dobrze! Co się działo, no wiesz...tam?
-Tak, tak...zaraz..O co chodzi? Czy coś się...? Au!
Znów głowa zaczęła boleć. Teraz jednak przypomniała sobie wszystko. Ból, wewnętrzną śmierć, letarg.
-Pamiętam...-wyszeptała.-Posłuchaj, bez względu na to, co by się działo nie pozwól, by ktokolwiek wszedł do tego lochu. Znajduje się tam moc o wiele potężniejsza od czegokolwiek. Rozumiesz? A teraz mów, co się działo, kiedy...mnie nie było?
-Na początku-mówił.- normalnie położyłaś się pod ścianą i...spałaś, potem jednak zaczęłaś krzyczeć, wydawać dźwięki, których nie powinnaś wydawać. Chciałem cię wyciągnąć, ale zabroniłaś. Utworzyłem hologram zwykłej celi, która przykryła ciebie. Dźwięki jednak pozostawały. W końcu...myślałem, że umarłaś, musiałem cię wyciągnąć. Wyglądałaś jak roślina. Ale żyjesz. Zabiliby mnie.
-Dobrze. Nie rozmawiajmy już o tym. Zacznijmy moją naukę.
-W takim razie przejdźmy do sali ćwiczeń.
Przejście zajęło im jakieś 10 minut. Sala była duża, ale nie ogromna. Nie było w niej żadnych przedmiotów, prócz małej półki w kącie. Ponieważ Isabell nie miała gdzie usiąść, stanęła z boku, jednak Loki wyciągnął ją na środek tak, że teraz stała przed nim.
-Rozumiem, że posiadasz już magiczne moce?
-Tak, dzięki Elsie mam moc władania lodem i śniegiem...
-A czy ta twoja Elsa uczyła cię, o sercu magii, o mm?
-Nie...nie wydaje mi się...
-Och! Wszystko muszę sam cię nauczyć?! No dobrze. W każdym człowieku są trzy najważniejsze ośrodki, Mózg, Serce i Serce Magii, tak zwane Drugie Serce. Niestety u ludzi Drugie serce nie ''działa'' od urodzenia. Musi być ono albo ''uruchomione'' klątwą, albo czymś w rodzaju ''zwarcia''. Jednakże stworzeniom innym od ludzkich to serce działa. Wystarczy wytworzyć odpowiedni mm, czyli magiczny magnetyzm i użyć odpowiedniej ręki. Którą ręką piszesz, jesz i używasz na co dzień?
-Lewą.
-W takim razie to w prawej masz twoje Serce Magii. Musisz odpowiednio ustawić rękę, by energia z Mózgu i obu serc połączyła się i utworzyła odpowiedni magnetyzm. Na początku pokażę ci proste ''zaklęcie'', które było pierwszym, którego się nauczyłem. Stajesz w lekkim rozkroku. Lewa ręka ciasno spoczywa przy udzie, prawa zaś ma utworzyć kąt prosty z tułowiem. Potem, patrząc, a w późniejszym etapie myśląc o przedmiocie, zaciskasz powoli dłoń. Energia wytworzona pomiędzy palcami a dłonią, sprawi, że powstanie mały płomień. By go powiększyć, a także powiększyć inne wytworzone zaklęcia.
Dużo czasu spędzili na powtarzaniu i nauce zaklęć. Niestety, Loki znał tylko kilka z tych, których Isabell chciała się nauczyć. Jednak dopięła swego i nauczyła się robić hologramy. Może nie były idealne, ale cały czas się uczyła. Palce bolały cały czas. Były za czerwienione, a miejscami sine. Is jednak nie sprawiało to kłopotu, bo kiedy nie mogła ćwiczyć, przechadzała się po Asgardzie, odwiedzała biblioteki, czytała. Kiedyś nawet znalazła zaklęcie, pozwalające znikać. Loki nie potrafił jej go pokazać, ale poprosił, by poszła na zachodnie skrzydło, gdzie podobno mieli być ludzie, którzy jej pomogą.
Ku jej zdziwieniu, spotkała tam tylko szaleńców, którzy wymawiali jakieś nieznane jej słowa. Wyszła stamtąd czym prędzej. Pytała służbę, kim oni są. Dowiedziała się, że są to czarodzieje, którzy zostali skazani na areszt domowy i zakaz czarów. Przez to oszaleli i nie potrafili już mówić. Jednak pod świadomość kazała im się jakoś porozumieć ze światem i wymyślili sobie język, którego nikt nie potrafi rozszyfrować.
''To smutne''-myślała dziewczyna-''Nie móc z nikim normalnie porozmawiać, nie móc robić to co się kocha. Kiedyś będę musiała im pomóc.''
Kazała spisać ich słowa. Tak mijały dni aż w końcu nadszedł czas rozstania. Is cieszyła się, że wraca i była smutna, że musi pożegnać tak wspaniały świat.
-Jeszcze raz dziękuję Loki. Za wszystko. Dotrzymam słowa i przyślę ci książki, gdy tylko je skończę. Byłeś dobrym nauczycielem.
No wreszcie! Isabell wraca do Arendelle. Czy coś tam się zmieniło? Czy ona się zmieniła?
PS. Bardzo dziękuję, za waszą aktywność! Kocham was!!! <3 <3 <3
Leżała tak kilka dni. Potem zaczęła zamykać oczy na coraz to dłuższy czas. Jej organizm zaczynał normalnie pracować. W końcu całkiem zamknęła oczy. Jej oddech był już spokojny i miarowy.
Obudziła się. Podniosła się i poczuła, jak boli ją głowa. Powoli wstała z łóżka i podeszła do okna. Ziewnęła i zaburczało jej w brzuchu. Była głodna. Podeszła do drzwi i szybkim ruchem otworzyła je. Postanowiła pójść do jadalni. Za każdym razem, kiedy mijała służbę albo strażników, szli oni w przeciwnym kierunku, albo udawali, że jej nie ma. Is wydawało się, że są wręcz przestraszeni. Weszła do jadalni, gdzie w samotności zjadła czekający na nią posiłek. Potem poszła do komnaty Lokiego. Pomyślała, że mógłby zacząć już lekcje. Zapukała, a słysząc ''Proszę'' weszła spokojnie. Ukłoniła się i spojrzała na mężczyznę, który od razu pobladł, gdy ją zobaczył. Zamknął książkę, którą właśnie czytał i podbiegł do niej.
-Nic ci nie jest?-mówił.-Służba! Usiądź. Żyjesz. To dobrze! Co się działo, no wiesz...tam?
-Tak, tak...zaraz..O co chodzi? Czy coś się...? Au!
Znów głowa zaczęła boleć. Teraz jednak przypomniała sobie wszystko. Ból, wewnętrzną śmierć, letarg.
-Pamiętam...-wyszeptała.-Posłuchaj, bez względu na to, co by się działo nie pozwól, by ktokolwiek wszedł do tego lochu. Znajduje się tam moc o wiele potężniejsza od czegokolwiek. Rozumiesz? A teraz mów, co się działo, kiedy...mnie nie było?
-Na początku-mówił.- normalnie położyłaś się pod ścianą i...spałaś, potem jednak zaczęłaś krzyczeć, wydawać dźwięki, których nie powinnaś wydawać. Chciałem cię wyciągnąć, ale zabroniłaś. Utworzyłem hologram zwykłej celi, która przykryła ciebie. Dźwięki jednak pozostawały. W końcu...myślałem, że umarłaś, musiałem cię wyciągnąć. Wyglądałaś jak roślina. Ale żyjesz. Zabiliby mnie.
-Dobrze. Nie rozmawiajmy już o tym. Zacznijmy moją naukę.
-W takim razie przejdźmy do sali ćwiczeń.
Przejście zajęło im jakieś 10 minut. Sala była duża, ale nie ogromna. Nie było w niej żadnych przedmiotów, prócz małej półki w kącie. Ponieważ Isabell nie miała gdzie usiąść, stanęła z boku, jednak Loki wyciągnął ją na środek tak, że teraz stała przed nim.
-Rozumiem, że posiadasz już magiczne moce?
-Tak, dzięki Elsie mam moc władania lodem i śniegiem...
-A czy ta twoja Elsa uczyła cię, o sercu magii, o mm?
-Nie...nie wydaje mi się...
-Och! Wszystko muszę sam cię nauczyć?! No dobrze. W każdym człowieku są trzy najważniejsze ośrodki, Mózg, Serce i Serce Magii, tak zwane Drugie Serce. Niestety u ludzi Drugie serce nie ''działa'' od urodzenia. Musi być ono albo ''uruchomione'' klątwą, albo czymś w rodzaju ''zwarcia''. Jednakże stworzeniom innym od ludzkich to serce działa. Wystarczy wytworzyć odpowiedni mm, czyli magiczny magnetyzm i użyć odpowiedniej ręki. Którą ręką piszesz, jesz i używasz na co dzień?
-Lewą.
-W takim razie to w prawej masz twoje Serce Magii. Musisz odpowiednio ustawić rękę, by energia z Mózgu i obu serc połączyła się i utworzyła odpowiedni magnetyzm. Na początku pokażę ci proste ''zaklęcie'', które było pierwszym, którego się nauczyłem. Stajesz w lekkim rozkroku. Lewa ręka ciasno spoczywa przy udzie, prawa zaś ma utworzyć kąt prosty z tułowiem. Potem, patrząc, a w późniejszym etapie myśląc o przedmiocie, zaciskasz powoli dłoń. Energia wytworzona pomiędzy palcami a dłonią, sprawi, że powstanie mały płomień. By go powiększyć, a także powiększyć inne wytworzone zaklęcia.
Dużo czasu spędzili na powtarzaniu i nauce zaklęć. Niestety, Loki znał tylko kilka z tych, których Isabell chciała się nauczyć. Jednak dopięła swego i nauczyła się robić hologramy. Może nie były idealne, ale cały czas się uczyła. Palce bolały cały czas. Były za czerwienione, a miejscami sine. Is jednak nie sprawiało to kłopotu, bo kiedy nie mogła ćwiczyć, przechadzała się po Asgardzie, odwiedzała biblioteki, czytała. Kiedyś nawet znalazła zaklęcie, pozwalające znikać. Loki nie potrafił jej go pokazać, ale poprosił, by poszła na zachodnie skrzydło, gdzie podobno mieli być ludzie, którzy jej pomogą.
Ku jej zdziwieniu, spotkała tam tylko szaleńców, którzy wymawiali jakieś nieznane jej słowa. Wyszła stamtąd czym prędzej. Pytała służbę, kim oni są. Dowiedziała się, że są to czarodzieje, którzy zostali skazani na areszt domowy i zakaz czarów. Przez to oszaleli i nie potrafili już mówić. Jednak pod świadomość kazała im się jakoś porozumieć ze światem i wymyślili sobie język, którego nikt nie potrafi rozszyfrować.
''To smutne''-myślała dziewczyna-''Nie móc z nikim normalnie porozmawiać, nie móc robić to co się kocha. Kiedyś będę musiała im pomóc.''
Kazała spisać ich słowa. Tak mijały dni aż w końcu nadszedł czas rozstania. Is cieszyła się, że wraca i była smutna, że musi pożegnać tak wspaniały świat.
-Jeszcze raz dziękuję Loki. Za wszystko. Dotrzymam słowa i przyślę ci książki, gdy tylko je skończę. Byłeś dobrym nauczycielem.
No wreszcie! Isabell wraca do Arendelle. Czy coś tam się zmieniło? Czy ona się zmieniła?
PS. Bardzo dziękuję, za waszą aktywność! Kocham was!!! <3 <3 <3
sobota, 4 kwietnia 2015
Rozdziału szóstego...
Nie będzie???
Jestem w połowie pisania rozdziału 6. Jednak nie jestem taka pewna, czy go kończyć, bo idzie mi to jak krew z nosa XD. A tak na serio napiszcie mi, czy chcecie w ten weekend kolejny rozdział, czy może mam sobie odpuścić, czy interesuje was, co będzie dalej... Czekam na wasze komentarze, które naprawdę mogą mnie zmotywować i może skończę rozdział jeszcze dziś, kto wie?
Jestem w połowie pisania rozdziału 6. Jednak nie jestem taka pewna, czy go kończyć, bo idzie mi to jak krew z nosa XD. A tak na serio napiszcie mi, czy chcecie w ten weekend kolejny rozdział, czy może mam sobie odpuścić, czy interesuje was, co będzie dalej... Czekam na wasze komentarze, które naprawdę mogą mnie zmotywować i może skończę rozdział jeszcze dziś, kto wie?
środa, 1 kwietnia 2015
Rozdział 5
"Ból"
(ścieżka 2)
Byłam blisko. Czułam już dobiegający z jego lochu ból. Po co chciałam tam pójść? Mimo, że w moim świecie narodzenia nie byłam jakąś ogromną fanką tego filmu, dokładnie pamiętam moment, kiedy stracił matkę. Nie pokazali, co się wtedy działo, a ja bardzo chciałam to poznać. Jeszcze raz powiedziałam, żeby mi nie przeszkadzano i drzwi zamknęły się. Dokładnie oglądałam i dotykałam każdą ścianę. Najpierw chciałam poznać jej budowę, dopiero potem uczucia. Dlaczego uczucia? Kiedy miałam 16 urodziny, Ete, Printemps i Hiver zabrały mnie do Elfique. Odwiedziłam świat wróżek wraz z Ros. Tam urządzono mi tradycyjne przyjęcie z mnóstwem kwiatów i roślin. Dostałam od wróżek niesamowity dar. Ponieważ by mieć skrzydła trzeba się z nimi urodzić, wróżki dały mi coś w rodzaju niewidzialnej mgiełki. Gdy się nią polałam, mogłam się unosić, bez męczącego machania skrzydłami. Byłam wdzięczna za dar. Potem jednak udałam się do elfów.
Elfy bardzo różnią się od wróżek. Są spokojne, opanowane, a przede wszystkim bardzo mądre. Jeden z elfek zabrała mnie nad jezioro.Gdy tylko zanurzyłam w nim dłonie poczułam przyjemne zimno w dłoniach. Po chwili spostrzegłam się, że jestem ubrana jak one i gdyby nie mój naturalny wygląd nie różniłabym się niczym od nich. Po biesiadzie zapytali mnie co bym chciała dostać. Trochę mi zajęło wymyślenie prezentu, ale w końcu zdecydowałam się. Chciałam elfie uszy i oczy. Uszy pomogłyby mi wychwycić nawet najcichszy szmer, a oczy dostrzec najmniejsze stworzenie. Oczywiście dostałam to czego chciałam. Potem niestety musiałam ukrywać uszy włosami, by ludzie nie pomyśleli, że podmienili mnie w Elfique.
Ale to nie te umiejętności miały mi teraz pomóc. To umiejętność, a którą poprosiły dla mnie nieznane. Umiejętność czytania przedmiotów. Dzięki temu mogłam teraz dokładnie dowiedzieć się, co widziały i co przeżyły ściany tego lochu.
W celi nie było już nic prócz ścian, dlatego tylko z nich mogłam odczytać wspomnienia.
Powoli zamknęłam oczy wkraczając do świata ściany. Jednak nie mogłam się tam przedrzeć. Od wejścia poczułam uczucie, którego nigdy nie zaznałam. Był to smutek, z odrobiną żalu, złości i szaleństwa. Nawet nie wiem kiedy, ale poczułam jak z oczu lecą mi łzy. Nie takie, które wylewają nastolatki z powodu niespełnionej miłości. Łzy równe łzom spowodowanym śmiercią najbliższej osoby. W miarę "zagłębiania się" w ścianę, czułam coraz to nowsze odrętwienie. Ale w końcu udało się. Stałam się jednością ze ścianą. I wtedy umarłam. Nie tak dosłownie, ale wszystko, co w jakiś sposób we mnie żyło, teraz umierało. Nie wiem, czy minęły sekundy, minuty, dni, miesiące... Żyłam tylko bólem. Powoli uzależniałam się od niego i nie mogłam bez niego żyć. Ta ściana widziała tyle bólu, smutku i rozpaczy, jakich nie potrafiłby przetrwać zwykły człowiek.
Ból.
Nie chcę go opuszczać.
Wspaniały ból.
Chcę by już minął.
Przerażający, wspaniały ból.
Nie czuję już nic.
Ogłuszający, przerażający, wspaniały ból.
Chcę już spać, tak odchodzę już w otchłań wiecznego snu. Słyszę kroki. Słyszę je.
''Nie zabierajcie mnie stąd!''-krzyczę w myślach, ale nie wiem, czy mnie słyszą. Nic już nie wiem. Zamykam oczy....
Leżała tak przez kilka dni. Przekrwione oczy miała cały czas otwarte, tylko co kilka godzin powoli mrugała tylko po to, by przenieść wzrok na coś innego. Żyła, ale nie jadła, nie piła, nie czuła. Nikt nie wiedział ile potrwa ten dziwny letarg.
Myślę, że zadowolicie się tym rozdziałem, który dużo wyjaśnia. Następny już w weekend :) Czekam na komentarze.
Mam pytanie do osób, które widzą mnie na telefonie, odpowiada wam wygląd taki, jaki jest teraz, czy taki jaki jest na komputerze? Czekam koniecznie na odpowiedź ;) (ścieżka 2)
(ścieżka 2)
Byłam blisko. Czułam już dobiegający z jego lochu ból. Po co chciałam tam pójść? Mimo, że w moim świecie narodzenia nie byłam jakąś ogromną fanką tego filmu, dokładnie pamiętam moment, kiedy stracił matkę. Nie pokazali, co się wtedy działo, a ja bardzo chciałam to poznać. Jeszcze raz powiedziałam, żeby mi nie przeszkadzano i drzwi zamknęły się. Dokładnie oglądałam i dotykałam każdą ścianę. Najpierw chciałam poznać jej budowę, dopiero potem uczucia. Dlaczego uczucia? Kiedy miałam 16 urodziny, Ete, Printemps i Hiver zabrały mnie do Elfique. Odwiedziłam świat wróżek wraz z Ros. Tam urządzono mi tradycyjne przyjęcie z mnóstwem kwiatów i roślin. Dostałam od wróżek niesamowity dar. Ponieważ by mieć skrzydła trzeba się z nimi urodzić, wróżki dały mi coś w rodzaju niewidzialnej mgiełki. Gdy się nią polałam, mogłam się unosić, bez męczącego machania skrzydłami. Byłam wdzięczna za dar. Potem jednak udałam się do elfów.
Elfy bardzo różnią się od wróżek. Są spokojne, opanowane, a przede wszystkim bardzo mądre. Jeden z elfek zabrała mnie nad jezioro.Gdy tylko zanurzyłam w nim dłonie poczułam przyjemne zimno w dłoniach. Po chwili spostrzegłam się, że jestem ubrana jak one i gdyby nie mój naturalny wygląd nie różniłabym się niczym od nich. Po biesiadzie zapytali mnie co bym chciała dostać. Trochę mi zajęło wymyślenie prezentu, ale w końcu zdecydowałam się. Chciałam elfie uszy i oczy. Uszy pomogłyby mi wychwycić nawet najcichszy szmer, a oczy dostrzec najmniejsze stworzenie. Oczywiście dostałam to czego chciałam. Potem niestety musiałam ukrywać uszy włosami, by ludzie nie pomyśleli, że podmienili mnie w Elfique.
Ale to nie te umiejętności miały mi teraz pomóc. To umiejętność, a którą poprosiły dla mnie nieznane. Umiejętność czytania przedmiotów. Dzięki temu mogłam teraz dokładnie dowiedzieć się, co widziały i co przeżyły ściany tego lochu.
W celi nie było już nic prócz ścian, dlatego tylko z nich mogłam odczytać wspomnienia.
Powoli zamknęłam oczy wkraczając do świata ściany. Jednak nie mogłam się tam przedrzeć. Od wejścia poczułam uczucie, którego nigdy nie zaznałam. Był to smutek, z odrobiną żalu, złości i szaleństwa. Nawet nie wiem kiedy, ale poczułam jak z oczu lecą mi łzy. Nie takie, które wylewają nastolatki z powodu niespełnionej miłości. Łzy równe łzom spowodowanym śmiercią najbliższej osoby. W miarę "zagłębiania się" w ścianę, czułam coraz to nowsze odrętwienie. Ale w końcu udało się. Stałam się jednością ze ścianą. I wtedy umarłam. Nie tak dosłownie, ale wszystko, co w jakiś sposób we mnie żyło, teraz umierało. Nie wiem, czy minęły sekundy, minuty, dni, miesiące... Żyłam tylko bólem. Powoli uzależniałam się od niego i nie mogłam bez niego żyć. Ta ściana widziała tyle bólu, smutku i rozpaczy, jakich nie potrafiłby przetrwać zwykły człowiek.
Ból.
Nie chcę go opuszczać.
Wspaniały ból.
Chcę by już minął.
Przerażający, wspaniały ból.
Nie czuję już nic.
Ogłuszający, przerażający, wspaniały ból.
Chcę już spać, tak odchodzę już w otchłań wiecznego snu. Słyszę kroki. Słyszę je.
''Nie zabierajcie mnie stąd!''-krzyczę w myślach, ale nie wiem, czy mnie słyszą. Nic już nie wiem. Zamykam oczy....
Leżała tak przez kilka dni. Przekrwione oczy miała cały czas otwarte, tylko co kilka godzin powoli mrugała tylko po to, by przenieść wzrok na coś innego. Żyła, ale nie jadła, nie piła, nie czuła. Nikt nie wiedział ile potrwa ten dziwny letarg.
Myślę, że zadowolicie się tym rozdziałem, który dużo wyjaśnia. Następny już w weekend :) Czekam na komentarze.
Mam pytanie do osób, które widzą mnie na telefonie, odpowiada wam wygląd taki, jaki jest teraz, czy taki jaki jest na komputerze? Czekam koniecznie na odpowiedź ;) (ścieżka 2)
Subskrybuj:
Posty (Atom)