sobota, 24 stycznia 2015

Przedrozdział 2: Nagroda

 Droga Chocolate xD, pomyślała, że to opowiadanie najlepiej odwzoruje Jelsę. Miłego czytania!


 Cały dzień w Arendelle był ciężki. Elsa cierpiała. Dziecko kopało. Właściwie to ''rozrywało'' ją na wszystkie strony. Jack nie mógł tego znieść. To przez niego teraz najważniejsza osoba na świecie miała niedługo umrzeć. Kiedy już miał dość krzyków uciekł, by pozbierać myśli. Znów czuł na twarzy powiew wiatru, zapach zimy. Z oczu płynęły mu łzy. Wylądował na małej polanie, którą od razu zamroził nadmiarem uczuć. Usiadł na jednym z drzew. Myślał. Jeszcze nigdy w życiu nie przeżył takiej ''burzy mózgów''. Zamknął oczy. Wsłuchał się z powoli uderzające o siebie zamarznięte liście. Ten dźwięk mu coś przypominał. Tak był zdecydowanie taki sam jak....No właśnie? Co? Dźwięk powoli stawał się głośniejszy, a myśli Jack'a krążyły tylko wokół niego. Dzwony. Brzmiał jak dzwony podczas gdy pierwszy raz poznał małą Roszpunkę. A właściwie kiedy się narodziła. Tak... Ten sam dźwięk... Zaraz Roszpunka! Jack zerwał się na równe nogi. Nie czuł teraz nic prócz siły, jaką dała mu ta myśl. Wpadł do zamku i znów usłyszał potępieńcze jęki ukochanej. Niektóra służba leżała na podłodze ze zmęczenia. Tylko najbardziej wytrwali zostali i co chwila zmieniali opatrunki. Jack nie obawiał się już. Wiedział, że Elsa i on będą godnymi rodzicami. Wpadł do jej komnaty i ujrzał ją. Leżała jak nieżywa. Nie krzyczała już, ale wyglądała jak duch-blada i sina. Podszedł do łóżka i złapał ją za rękę.
-Elso?-spytał niepewnie.-Słyszysz mnie?
-Któż to mnie odwiedził? Czy to już Śmierć we własnej osobie?-powiedziała z zamkniętymi oczami.
-Nie ukochana to ja, Jack. Pamiętasz mnie jeszcze? Czy bóle zabrały ci całą pamięć?
-Jakżebym mogła zapomnieć...-otworzyła oczy. Wyglądała jeszcze bardziej przerażająco.-...kogoś, kto jeszcze nie uciekł. Po co tu przychodziłeś? By patrzeć na mą śmierć?
-Nie ukochana. By cię uratować. Wiem jak ocalić ciebie i dziecko.
-Mnie się już nie da uratować. Zajmiesz się...
-...oboje się nim zajmiemy. Posłuchaj rozwiązaniem jest Roszpunka.
-Ta wstrętna, podła...
-Nie! Spokojnie nie zamierzam jej tu przyprowadzić. Ale ona... To znaczy ja...
-Au! Jack!!!-Elsa zaczęła się zwijać z bólu. Od razu do komnaty wpadły służące, położne i lekarze. Zaczęli wyganiać Jack'a słowami:
-Przepraszamy paniczu, później zobaczy pan dziecko i matkę.
-Ale wy nie rozumiecie!-krzyczał chłopak.-Ja muszę jej pomóc! Ona nie może umrzeć!
-Nic się jej nie stanie. Zaopiekujemy się nią.
Jack nie mógł tego słuchać. Nikt nie wiedział o tym, że ona zaraz straci swe życie i że tylko on może jej pomóc. Dobijał się do drzwi, ale oni nie otwierali.  Słyszał tylko krzyki ukochanej.
-JACK!!!-wydała ostatnie tchnienie.  Umarła? Nie! Tylko nie to! Jack całą swą mocą zamroził drzwi, a one zaraz pokruszyły się w drobny mak. Zobaczył, jak lekarz sprawdza puls, ale najwyraźniej nie mógł go wyczuć.
-Odsuńcie się!-krzyknął Strażnik. Zaraz wszystkich zamroził, by teraz nikt mu nie przeszkadzał.
Dotknął swój kij, po czym złamał go na pół. Końcem ''zepsutej'' już laski naciął się w nadgarstku.
-Kochana, od początku żyłem tylko dla ciebie. Oddychałem, myślałem i kochałem dla ciebie. Jeśli myślisz, że teraz mnie opuścisz, że zostawisz mnie z naszą córeczką, tak, córeczką, to moja kochana grubo się mylisz. Tak jak Roszpunce oddam tobie kawałek mej duszy. Oddam ci jej połowę.
Nachylił nadgarstek nad kloatką piersiową, a zniej zamiast wydobyć się krew, poleciały delikatne smużki błękitnego dymu. Jack wypowiedział ''zaklęcie'':
''Omer, des matkanti, ores Elsa, kres seves!''
Nic się nie działo. Płacz dziecka przeszywał ciszę, która uderzała w Jack'a jak igły.
Wziął dziewczynkę na ręce. Była taka maleńka, bezbronna. Jak miał zajmować się nią, kiedy to matka ma za zadanie pomóc jej wejść w wiek dorosły? Jak miał to zrobić sam?!
-Popatrz maleńka, to mamusia. Niestety oddała za ciebie życie. Nawet nie zdążyłam jej powiedzieć, jak bardzo ją kocham.
-Jack?-nagle usta Elsy się poruszyły.-Długo spałam?
-Elso! Och, czy musisz tak żartować?
-Byłam u mamy.
-Zaraz przecież twoja matka... Co ci powiedziala?
-Mówiła, że chciałaby, żebym została,  że muszę się zobaczyć z ojcem. Och Jack jak tam było cudownie. Brakowało mi tylko ciebie.
-Teraz tu jestem. Ja i nasza córeczka.
-Jaka śliczna! Ale jak ty, to znaczy ja...Co takiego zrobiłeś?
-To jest nieważne, ważne jest tylko to, że żyjesz. Pozostaje tylko jedna kwestia, jak ją nazwiemy...
-Kiedy byłam tam, mama powiedziała, żebym nazwała ją w naszym rodowym języku Eira- znaczy śnieżna.
-Eira...pięknie.
Rodzina w komplecie, Elsa żyje, wraz z Jack'iem opiekują się małą Eirą. Mimo szkód jakie wyrządził Jack, to najszczęśliwszy dzień w ich życiu.



Spadek aktywności? Komentujemy!

niedziela, 18 stycznia 2015

Przedrozdział

Piszę tak późno, bo czekałam na odpowiedź Chocolate xD, która zajęła 2 miejsce i nie napisała mi tematu rozdziału dedykowanego dla niej. Napisz proszę!


 Isabell wstała rano. Przeciągnęła się i spojrzała przez okno. Jest teraz władczynią. Nikt jej nie dorówna. Ale dlaczego brakuje jej czegoś? Czego jeszcze nie zdobyła? Podeszła do szafy. Dlaczego ma same sukienki? Wybrała jedną z nich i podeszła do lustra. Jak do tej pory wytrzymała z takimi włosami? Przecież są jej niepotrzebne. Złapała nożyczki i obcięła je. Wstała. Już miała iść do szkoły, gdy nagle do jej pokoju wpadły trzy mroczne konie. Okrążyły ją.
-A więc jak się czujesz, teraz gdy jesteś najważniejszą osobą we wszystkich światach?-spytała postać Mroka siedząca na jednym z rumaków-największym.
-Odejdź stąd albo...-powiedziała przestraszona Isabell.
-Albo co? Chyba nie myślisz, że te kilka umiejętności da radę mnie pokonać? Ćwiczyłem latami, by dojść do perfekcji i wiesz co? Nie będę musiał przechodzić nauk. Od razu mogą mnie koronować na Władcę.
-Koronować to cię będziemy po śmierci Isabell-powiedział Czkawka, który własnie zjawił się wraz z Astrid i Jack'iem.-ale żeby zabić ją, będziesz musiał nas zabić.
Astrid złapała rękę Is i wyciągnęła ją z ''Koła Śmierci''. walczyli dzielnie, ale nie dawali rady. Mrok był coraz silniejszy. W końcu Jack powiedział:
-Nie damy rady! Wracamy do Arendelle!
-Myślicie, ze tam was nie znajdę? Tam będzie mi jeszcze łatwiej was pokonać. Was i wszystkich ludzi.
Znów portal się otworzył i do pokoju weszły Nieznane.
-O proszę proszę.-powiedział Mrok przerywając atak.- Do naszego sporu przyszły te, które rzekomo tylko JA umiem pokonać. Sprawdźmy to zatem.
Ete, Printemps i Hiver rzuciły się na Mroka, ale zdecydowanie on wygrywał. Nagle Mrok osłabł z niewiadomych powodów, a Nieznane powiedziały:
-Musimy  wracać do Arendelle. Zamknąć portale. Zamknąć ten świat. Zabierz ze sobą wszystkie ważne dla ciebie rzeczy. Printemps pójdzie z tobą i ci pomoże. Printemps uśpij rodzicielkę Is.
Isabell zabrała prezenty od Nieznanych psa i matkę. Nie mogła wziąć nic więcej. Wszyscy przeszli przez portal, a kiedy byli już w Arendelle Nieznane z pomocą Is stworzyły coś na kształt kuli, która rozciągnęła się nad całym Arendelle. Kilka mrocznych koni, które dostały się tym samym portalem, bez swojego pana były bezbronne i nie mogły nic zrobić. Zamieniły się w piach. Isabell była bezpieczna.