piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 12

   Gdy Is szła drogą wprost do swojego domu, cały czas myślała myślała o Jasonie. O jego głosie, uśmiechu, twarzy. Jednak z tego zamyślenie wyrwał ją wiatr. Zaczął rwać jej włosy na wszystkie strony, wyrywać plecak. Zacisnęła ręce w pięści i przytuliła do piersi. Nie chciała, by ktokolwiek zobaczył co naprawdę potrafi. Zaciskała ręce coraz mocniej i modliła się, by ich nie rozłożyć. Kiedy była już blisko domu wiatr ustał, a ona spojrzała na swoje ręce. Dłonie były zakrwawione, tak samo jak paznokcie. Zaczęła panikować, rany nieznośnie piekły, aż nagle nie stąd ni zowąd Jack pojawił się tuż przed nią.
-Dlaczego nie poleciałaś? Moglibyśmy być tu o wiele szybciej.-powiedział uśmiechnięty.
-Więc to ty?! Coś ty narobił?!-zaczęła krzyczeć dziewczyna.-Przecież wiesz, ze nie mogę się ujawniać, a teraz jeszcze to!-jej twarz pokrywały łzy. Zaczęła niesamowicie szlochać. Nie obchodziło ją to, ze wydaje się, ze rozmawia sama ze sobą.
-Chodź, wejdź do środka i uspokój się.-powiedział już zupełnie poważny chłopak. Kiedy weszli do środka, zamknęła szybko drzwi i usiadła pod nimi płacząc jak dziecko. Jack usiadł na przeciwko niej, na schodach i spytał:
-Lepiej?-ta tylko pokiwała głową-to dobrze. A teraz idź na górę, ogarnij się trochę, a potem zastanowimy się, jak podasz to swojej mamie.
 Dziewczyna nie zaprzeczała, tylko od razu pobiegła na górę. Zatrzymała się jednak w pół drogi i nie odwracając się powiedziała cicho:
- A ty co będziesz robił?
-To, po co tu jestem-będę cię ochraniał.-po tych słowach wyleciał przez otwarte okno na dwór. 
   Po kilkunastu minutach oboje byli już gotowi. Is przebrała się w coś jednoczęściowy strój: spodnie i bluzka. Włosy spięła w warkocza, robiła go szybko i bezmyślnie, ale wyglądał niesamowicie. Jack natomiast wrócił już z ''łowów''. Nie wyglądał jakoś inaczej, ale jednak wydawał się lekko zaniepokojony. Kiedy Is schodziła ze schodów bawił się jego laską robiąc w powietrzu małe śnieżynki a potem wpatrywał się, jak spadały na jego bluzę. Popatrzyła na niego i uśmiechnęła się. Miał 300 lat, a wyglądał jak dzieciak. ''Ja będę nieśmiertelna.'' Ta myśl wywołała u niej lekkie drżenie. Usiadła obok Strażnika i cicho powiedziała:
-Co cię gryzie?
On nie odwracając się rzekł:
-Elsa mówiła, że mam cię chronić przed mrokiem.-odwrócił się.- Widzisz go tu gdzieś? Ja też nie. jeśli nie ma go tutaj, jest..
-..w Arendelle.
-Tak właśnie. Jeśli zniszczą pałac, nie przejmę się. Jeśli zrobią coś Czkawce bądź Astrid, też  mnie to nie ruszy, ale jeśli coś się stanie Elsie, to ja będę się czuł winny. Ja!
-Rozumiem, że się denerwujesz, ale nic jej się nie stanie. Moja mama już wróciła i zaraz tam będziemy. Nie martw się.
Jack przerwał swoje zajęcie, odwrócił się do niej i patrząc prosto w oczy zapytał:
-Jak tam twoje ręce?
-Ach lepiej niż wcześniej, ale bardzo pieką. 
-Wiesz, jeszcze raz cię przepraszam. Czasami...czasami po prostu zapominam...
-Dobrze nie musisz się mi tłumaczyć.
-Ale chyba mogę coś na to zaradzić. Daj mi ręce.
  Ona niepewnie mu je podała. Zaraz wziął swoją laskę i dotknął ran Is. Jednej po drugiej rany zeczęły się pokrywać cienką warstwą lodu, rozchodzić w stronę palców i łokci. Po chwili na dłoniach dziewczyny pojawiły się dwie niebieskie rękawiczki. W środku zamiast ogrzewać, dawały przyjemne, uśmierzające ból zimno.
-Dziękuję.
 W tym momencie usłyszeli otwieranie zamka. Oboje odwrócili głowy w stronę drzwi, ale Isabell szybko sięgnęła do kieszeni i wyjęła woreczek. Odetchnęła głęboko i zagotowała wodę na kawę.
-Cześć mamusiu.-powiedziała jakby nigdy nic.-Jak było w pracy?
-Strasznie! Meg...Zaraz nigdy mnie o to nie pytałaś.
-Tak, wiem, ale chcę to zmienić i...zrobiłam ci kawę.
-I nigdy nie robiłaś mi kawy. Co się dzieje?
-Muszę z tobą pogadać.-podała mamie kawę.-Bo wiesz..
 W tym momencie mama wzięła łyk kawy i od razu zemdlała. 
-Co mam teraz zrobić?-spytała Jack'a, który cały siedział na parapecie i obserwował sytuacje.
-Jak to zrobiłaś?-spytał z niedowierzaniem. Jak jej to podałaś? Nawet ja tego nie zauważyłam.
-No wiesz, kiedy sypałam kawę, dosypałam trochę...tego czegoś, a z tą rozmową to...blefowałam.
-Brawo siostro!-krzyknął ucieszony Jack.-No to teraz tylko tak, jak mówiła Elsa: rozkaż jej coś.
Na początku się trochę opierała i starała wymyślić odpowiednie sformułowanie, aż w końcu po prostu powiedziała:
-Wstań!
 Jednak mama się nie ruszała. Co więcej, nie oddychała. Is zaczęła panikować i znów zbierało jej się na płacz, a Jack starał się jak mógł, by ja uspokoić.
-Ciii, Cicho, musimy jak najszybciej iść do Elsy, ona na pewno pomoże. A teraz muszę ją zamrozić, by nie umarła całkowicie. Ty za to swoją mocą będziesz musiała przenieść ją przez portal do Arendelle. Będzie wymagało to ogromnego wysiłku, ale musisz sobie poradzić. Zgoda?
-Zgoda.
_________________________________________________________________________________
Dobra, a teraz trochę informacji:
1. Zapraszam na mój kanał na YT: https://www.youtube.com/channel/UC-R0l_KDdfHPfhLWyIWE8lQ
2. Tak zbliża się sz***a. z tego powodu, to ja będę miała dużo pracy i od razu się was pytam: Wolicie, bym dodawała posty jeszcze rzadziej niż teraz, czy bym spisała całą historię Is i zakończyła bloga tymczasowo?
3.Wiem, że rozdział jest dziwny, ale uwierzcie, że każdy rozdział jest bardzo ważny.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Coś dla was.

Zmieniłam odrobinę bloga i teraz każdy, zalogowany, czy nie może skomentować posty! Jeżeli jeszcze nie skomentowałeś ani jednego, pomóż mi i skomentuj! Dzięki twojemu komentarzowi na mojej twarzy pojawia się taki zaciesz, ze cho cho!
                                                                 Klaudia NFforever

Speszl for ju, czyli rozdział 11

  Ten rozdział jest wyjątkowy, bo pisany z punktu widzenia dwóch osób...

   Is wysiadła z autobusu i spojrzała ponad szkołę. Unosiły się nad nią takie same ciemne chmury, jakie pojawiły się nad jej domem. Jedyną różnicą było to, ze teraz miały kształt potężnego wiru. Dziewczyna jednak nie chciała się tym przejmować i powoli przeszła przez furtkę. Czuła,że Jack interesuje się nowym otoczeniem. Chodził sobie po szkolnym murku, z laską ponad głową. Spojrzała, czy wokół niej nikogo nie ma i powiedziała do niego:
 -Pamiętaj nikogo nie zamrażaj, chyba, że tak ci rozkażę. Jasne?
-Tak jest szefowo!-odpowiedział z uśmiechem zlatując z murku. Dziewczyna odetchnęła i powoli pchnęła drzwi wejścia głównego. Z daleka usłyszała śmiechy jej byłej przyjaciółki.
        Oczami Is:
''Szłam korytarzem gdy śmiechy robiły się coraz głośniejsze. Nagle zobaczyłam ją i kilka innych dziewczyn. Jednak po środku zauważyłam kogoś innego, kogoś, kogo nie widziałam jeszcze nigdy. Miał ciemne włosy i jasną skórę. Wyglądał tajemniczo. Jednak nie miałam szans z nim zagadać, bo Gabryjela ciągle się do niego przystawiała. Kiedy na niego spoglądałam on nagle spojrzał na mnie swymi ciemno brązowymi oczami i od razu wstał. Przez chwilę nasze oczy połączyła jakaś subtelna więź, którą zaraz rozłączyła ona popychając go gwałtownie na ławkę. Później próbowałam coś usłyszeć i usłyszałam jego głos. Był taki gardłowy i dźwięczny. Jak zegar wybijający godzinę dwunastą. Mówił: ''Kochana Gab....''Reszty nie dosłyszałam, tylko skuliłam głowę i wpadłam na klasowego przewodniczączego-Elmera. Jako lizus od razu pomógł mi pozbierać książki, przeprosił i odszedł a ja razem z nim, tylko że w przeciwnym kierunku. Zrobiłam z siebie totalną niezdare.''
     Oczami Chłopaka:
''Ta Gabryjela naprawdę mnie denerwowała. Od wejścia do szkoły męczy mnie pytaniami: Skąd jesteś? Masz tam dziewczynę? Albo dwie? Niestety na żadne z pytań nie mogłem odpowiedzieć. Poza tym ona nawet mi nie dała dokończyć jednego zdania. Zdołałem jej się tylko przedstawić. A gdy dalej mnie męczyła postanowiłem zmusić się do uśmiechu. Kiedy do szkoły weszła ona. Wyglądała tak ślicznie. A przedewszystkim wyglądała zupełnie inaczej niż te siedzące na ławce dziewczyny. Jej piękne długie włosy opadały na ramiona okryte bajeczną sukienką. A kiedy spojrzała na mnie jej błękitne oczy przeniknęły mnie i wstałem by móc do niej podejść. Oczywiście Gabryjela popchnęła mnie na ławkę. Postanowiłem zastosować  podstęp, a do tego miałem dryg. Zapytałem: Kochana Gab możesz mi powiedzieć, jak ma na imię ta..dziewczyna? Odpowiedziała mi: Kto? Isabell? Ach nie przejmuj się nią, skoro jestem tu ja! I dalej zaczęła trajkotać bez przerwy. Ja miałem tylko w głowie jedno imię: Isabell. Spojrzałem jeszcze raz gdzie poszła owa piękność, i zobaczyłem, jak weszła w jakiegoś kujona w okularach. Na szczęście nic jej się nie stało, szybko wstała i zniknęła w jednym z korytarzy.''
      Dzień minął Is zaskakująco szybko. Jakoś Jack nie przeszkadzał jej , a nawet czasami czuła, jakby w ogóle go nie było.
   Postanowiła usiąść na ławeczce na podwórku i poczekać na autobus. Wyciągnęła swój pamiętnik, gdy nagle jak z procy wybiegł ze szkoły i schował się za jej ławką. Za chwilę wybiegł też Bart-szkolny mięśniak.''Gdzie on jest?!''-krzyczał, ale jego koledzy go uspokoili i wrócili do szkoły. Postać pomału wynurzyła się spod ławki. Był to właśnie ten chłopak, którego spotkała rano. Postanowiła unikać jego wzroku i skupiając się na pamiętniku powiedziała cicho:
-To ciebie szukał, prawda?
  Odpowiedział równie cicho, ale tak samo dźwięcznie:
-Taak...
-Posłuchaj to jest Bart-jeszcze nikt go nigdy nie prowokował do bójki, wszyscy się z nim liczyli. Jeśli mogę zapytać: co było tak poważną sprawą, że rozwścieczyłeś Barta?
-No, bo szukałem informacji na twój temat, chciałem wiedzieć o tobie jak najwięcej, a że nie znam dobrze tej szkoły zapytałem się jego:
-Hej wiesz coś może o niejakiej Isabell?
A on na to:
-Tej wieśniaczce? A co może to teraz będzie twoja dziewczyna? Hej słyszeliście, Isabell to dziewczyna nowego! Ha, ha ha!
-Acha i pobiłeś się z nim, bo nazwał mnie twoją dziewczyną-dziewczyna nagle posmutniała.
-Nie, pobiłem się z nim, bo nazwał cię wieśniaczką.
   Twarz Is pokrył piekący rumieniec. Starała się ukryć go i uśmiech, przygryzając wargę. Jednak zaraz usłyszała dźwięk autobusu i szybko wstała. Jednak zamiast iść odwróciła się do chłopaka i spytała:
-Jak masz na imię. Znasz już moje, ale ja nie znam twojego.
Ten ukłonił się i powiedział:
-Jason(czyt.dżejson)moja pani.
Dziewczyna uśmiechnęła się popędziła do autobusu.

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 10

Wiem, że długo mnie nie było, ale byłam na wakacjach, a potem nie miałam internetu... W każdym razie jest już ten i jako ciekawostkę powiem, że następny będzie bardzo wyjątkowy, ale nie powiem dlaczego. Może i ten rozdział jest krótki, niezrozumiały, z dużą ilością dialogów, ale uwierzcie, że to tylko taki rozdział przejściowy. No nie przedłużam, tylko zostawiam was z tym dziełem. 


 Najpierw obejrzyj to. Po twarzy Isabell popłynęła łza.Wystarczyło kilka godzin, by nauczyła się grać piosenkę jej i taty. 
-Wiem, że ci go brakuje.-podeszła do niej mama z gorącą czekoladą.
-Dzięki-Is wzięła łyk.-Już się z tym pogodziłam. Chyba. W każdym razie widziałaś już się nauczyłam tego grać, no wiem, że jeszcze trochę kaleczę, ale..
-Posłuchaj jesteś bardzo pojętna, więc wiem, że szybko się  nauczysz  grać perfekcyjnie, ale skąd wzięłaś nuty, albo jakieś wskazówki cokolwiek?
-Eeeeemm...Mamo, a czy to takie ważne? Wyjaśnię ci to, ale nie teraz, dobrze?
-Nie jestem zadowolona, że masz przede mną tajemnice, ale myślę, że masz gdzie to napisać?
-Ach, tak. Pamiętnik dawno w nim nie pisałam, miałam....kilka spraw do załatwienia.
-No ok, jest późno, a ty jutro idziesz do szkoły, prawda?
-Echem...taaak?
-Tak.
-No to dobranoc.
-Dobranoc córeczko.
    W nocy Isabell przyśniło się coś, a może ktoś. Nie wiedziała twarzy, ale czuła czyjąś obecność. Jakby wiedziała, że ''stworzenie'' się do niej wesoło uśmiecha, ale widziała tylko szalejące kolory i zjawiska. Nagle radosny uśmiech zmienił się w złowieszczy śmiech. Starała się uciec, ale śmiech gonił ją. Wpadała do jednej dziury do drugiej aż nagle trafiła do lasu. Był cichy i spokojny, a z daleka dobiegał szum morza. Is położyła się na trawie ciężko oddychając, jakby biegła przez godzinę. Nagle las zmienił się w ciemny bór. Nie zobaczyła niczego, lecz usłyszała tylko: ''Pożałujesz tej decyzji!''. Usłyszała ten sam złowieszczy śmiech i znów zaczęła uciekać.
  Obudziła się spocona i zapłakana. 
-Jaka decyzja?-spojrzała na zegarek.-3:48. I co jeszcze?-przewróciła się na drugi bok i zasnęła. Do końca nocy nie śniło jej się już nic.
   Obudziła się wypoczęta. Umyła się i nałożyła na rękę puder od Elsy. Potem spojrzała w lustro, uśmiechnęła się i wróciła do pokoju. ''No to się zaczyna''-pomyślała. Chodziło jej o ubranie, w co ma się ubrać? Na podwórku wschodziło słońce, ale nie zapowiadało się na słoneczne południe. Z zachodu, a może z południa(geografia-...) nadciągały ciemne, burzowe chmury. ''Burza w lecie''-pomyślała i uśmiechnęła się. Powybierała kilka sukienek, lecz żadna się nie nadała. Spojrzała na jedną szafkę otworzyła ją i już miała wyciągnąć dżinsowe spodnie, kiedy przy ścianie otworzył się portal. Wyszła z niego Elsa, wraz z obstawą ( Jack, Czkawka i Astrid).
-Co wy tu robicie!?-powitała ich, ale starała się szeptać, bo wiedziała, że jej mama już nie śpi.
-Przyszłam tu by dać ci nuty i...cię ostrzec.-powiedziała Elsa.-A oni przyszli by mnie chronić.-przybliżyła się do Is.-A wiesz, że Jack nie puści mnie samej.
-Ale czego się tak boicie?
-Dzisiaj rano zaatakował pałac Elsy!-wtrącił się Jack.-Na szczęście z pomocom tych tam-wskazał na Astrid i Czkawkę.-udało nam się go wygonić. Szkody są niewielkie, ale woleliśmy cię ostrzec.
-Ale, jak to? Zaatakował was?
- Tak jego koszmary...
-Tak sami byście sobie poradzili, po co my wam byliśmy potrzebni?!-wtrącił zdenerwowany Czkawka. Astrid odwróciła się do niego podchodząc do Is.
-Co mu jest?
-Wścieka się, bo przez koszmary Mroka spadłam z Wichury, a on nie mógł mi pomóc, bo rozmawiał z Jack'iem.-szepnęła Astrid z lekkim rozbawieniem.-Na szczęście złapał mnie Śledzik.
-Acha...Ale co z tym atakiem?
-Więc...-nie dokończył Jack.
-Więęęc-znów wtrącił Czkawka.-Kiedy koszmary Mroka atakowały sobie zamek on sam szalał sobie na Berk i w Arendelle.
-Czekaj kolego, co ty mi tu sugerujesz?
-Drogi kolego, nie wydaje ci się dziwne, że to KOSZMARY zaatakowały pałac, i że było ich wystarczająco dużo, zeby zająć nas na chwilę, by Mrok mógł sobie spokojnie wykraść kilka potrzebnych ''rzeczy'', do stworzenia jakiejś nowej skutecznej broni?
-Zaraz, co?
-A to, ze z naszej wioski zniknęły niektóre smoki, a z Arendelle kilka mężczyzn!
-I co myślisz, że teraz...
-Teraz pewnie coś szykuje.-przerwała mały spór chłopaków Elsa.-Oczywiście musimy chronić  Władczynię.
-Ja...nie wiem, czy zdążymy...-powiedziała stojąc przy oknie Astrid. Za oknem rozciągały się czarne chmury, ale teraz bardziej przypominały kościstą, nieludzką twarz, wykrzywioną w uśmiech. Nagle twarz zaczęła znikać, a wraz z nią ciemne chmury. Teraz już nie zapowiadało się na burze, jak wcześniej przypuszczała Isabell.
-Nie możemy ryzykować.-powiedziała stanowczo Elsa.-Isabell idziesz z nami.
-Nie, dziś mam iść do szkoły, ja nie chcę tego przedłużać, nigdzie z wami nie idę!-zaprzeczała Władczyni.
-Nie pozwolę ci na to. Wracamy do pałacu. Już!-Królowa złapała ją za nadgarstek, a drugą ręką otworzyła portal. Is jednak wyrwała się i powiedziała:
-Nigdzie nie idę! Tam nie będę bezpieczniejsza niż tu! Mrok nie będzie ryzykował i pojawiał się w szkole, gdzie jest ponad 400 ludzi. Tam będę bezpieczna. A jeśli ci to pomoże, to zaraz po szkole pójdę do Arendelle. 
-Dobrze, ale stawiam jeden warunek: Idziesz z Jack'iem. 
-To nawet nie taki zły pomysł, dzisiejsza młodzież nie będzie go widziała,bo po pierwsze ciągle siedzi w tych swoich telefonach, a po drugie chcąc pokazać, że są dorośli, nie wierzą w Jack'a Mroza. Dobrze zgodzę się, ale i ja stawiam warunek: Chrońcie moją matkę. Niezależnie, co macie zrobić do mojego przyjścia ze szkoły ma byś bezpieczna tam gdzie będzie. Jasne?
-Och no dobrze: Czkawka, Astrid zajmiecie się tym?
-Tak jest-odpowiedzieli chórem. Elsa kończyła:
-Po przyjściu ze szkoły podasz to swojej mamie-podała Is mały woreczek.-Jak to spożyje, nie będzie świadoma tego, co robi, a ty będziesz mogła jej mówić jaką czynność ma wykonać. A teraz idź już.
-Ale zaraz-muszę się ubrać.
-Nie wcale nie musisz-wskazała na nią palcem. Isabell była oszołomiona. Ubraną miała zieloną sukienkę, sięgającą do kolan. Ramiączka były przyozdobione koronką, a po środku talii przyszyte były dwa czarne guziki. Sukienka była lekka i zwiewna. Na nogach dziewczyna miała zgrabne baletki.
  Kiedy Elsa wchodziła przez portal szepnęła:''Kondyrogencja'' i uśmiechnęła się. Dziewczyna spojrzała na zegarek:7:20. Autobus wyjeżdżał o 7:30, ale przystanek był jakieś 10 minut stąd. Zgrabnie wsunęła woreczek z ziołami do plecaka i popędziła na dół. Tam pożegnała się z mamą szybkim:Pa i pobiegła na przystanek, a stamtąd pojechała do szkoły.
 Podobało się? Proszę, skomentuj!