środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 10

Wiem, że długo mnie nie było, ale byłam na wakacjach, a potem nie miałam internetu... W każdym razie jest już ten i jako ciekawostkę powiem, że następny będzie bardzo wyjątkowy, ale nie powiem dlaczego. Może i ten rozdział jest krótki, niezrozumiały, z dużą ilością dialogów, ale uwierzcie, że to tylko taki rozdział przejściowy. No nie przedłużam, tylko zostawiam was z tym dziełem. 


 Najpierw obejrzyj to. Po twarzy Isabell popłynęła łza.Wystarczyło kilka godzin, by nauczyła się grać piosenkę jej i taty. 
-Wiem, że ci go brakuje.-podeszła do niej mama z gorącą czekoladą.
-Dzięki-Is wzięła łyk.-Już się z tym pogodziłam. Chyba. W każdym razie widziałaś już się nauczyłam tego grać, no wiem, że jeszcze trochę kaleczę, ale..
-Posłuchaj jesteś bardzo pojętna, więc wiem, że szybko się  nauczysz  grać perfekcyjnie, ale skąd wzięłaś nuty, albo jakieś wskazówki cokolwiek?
-Eeeeemm...Mamo, a czy to takie ważne? Wyjaśnię ci to, ale nie teraz, dobrze?
-Nie jestem zadowolona, że masz przede mną tajemnice, ale myślę, że masz gdzie to napisać?
-Ach, tak. Pamiętnik dawno w nim nie pisałam, miałam....kilka spraw do załatwienia.
-No ok, jest późno, a ty jutro idziesz do szkoły, prawda?
-Echem...taaak?
-Tak.
-No to dobranoc.
-Dobranoc córeczko.
    W nocy Isabell przyśniło się coś, a może ktoś. Nie wiedziała twarzy, ale czuła czyjąś obecność. Jakby wiedziała, że ''stworzenie'' się do niej wesoło uśmiecha, ale widziała tylko szalejące kolory i zjawiska. Nagle radosny uśmiech zmienił się w złowieszczy śmiech. Starała się uciec, ale śmiech gonił ją. Wpadała do jednej dziury do drugiej aż nagle trafiła do lasu. Był cichy i spokojny, a z daleka dobiegał szum morza. Is położyła się na trawie ciężko oddychając, jakby biegła przez godzinę. Nagle las zmienił się w ciemny bór. Nie zobaczyła niczego, lecz usłyszała tylko: ''Pożałujesz tej decyzji!''. Usłyszała ten sam złowieszczy śmiech i znów zaczęła uciekać.
  Obudziła się spocona i zapłakana. 
-Jaka decyzja?-spojrzała na zegarek.-3:48. I co jeszcze?-przewróciła się na drugi bok i zasnęła. Do końca nocy nie śniło jej się już nic.
   Obudziła się wypoczęta. Umyła się i nałożyła na rękę puder od Elsy. Potem spojrzała w lustro, uśmiechnęła się i wróciła do pokoju. ''No to się zaczyna''-pomyślała. Chodziło jej o ubranie, w co ma się ubrać? Na podwórku wschodziło słońce, ale nie zapowiadało się na słoneczne południe. Z zachodu, a może z południa(geografia-...) nadciągały ciemne, burzowe chmury. ''Burza w lecie''-pomyślała i uśmiechnęła się. Powybierała kilka sukienek, lecz żadna się nie nadała. Spojrzała na jedną szafkę otworzyła ją i już miała wyciągnąć dżinsowe spodnie, kiedy przy ścianie otworzył się portal. Wyszła z niego Elsa, wraz z obstawą ( Jack, Czkawka i Astrid).
-Co wy tu robicie!?-powitała ich, ale starała się szeptać, bo wiedziała, że jej mama już nie śpi.
-Przyszłam tu by dać ci nuty i...cię ostrzec.-powiedziała Elsa.-A oni przyszli by mnie chronić.-przybliżyła się do Is.-A wiesz, że Jack nie puści mnie samej.
-Ale czego się tak boicie?
-Dzisiaj rano zaatakował pałac Elsy!-wtrącił się Jack.-Na szczęście z pomocom tych tam-wskazał na Astrid i Czkawkę.-udało nam się go wygonić. Szkody są niewielkie, ale woleliśmy cię ostrzec.
-Ale, jak to? Zaatakował was?
- Tak jego koszmary...
-Tak sami byście sobie poradzili, po co my wam byliśmy potrzebni?!-wtrącił zdenerwowany Czkawka. Astrid odwróciła się do niego podchodząc do Is.
-Co mu jest?
-Wścieka się, bo przez koszmary Mroka spadłam z Wichury, a on nie mógł mi pomóc, bo rozmawiał z Jack'iem.-szepnęła Astrid z lekkim rozbawieniem.-Na szczęście złapał mnie Śledzik.
-Acha...Ale co z tym atakiem?
-Więc...-nie dokończył Jack.
-Więęęc-znów wtrącił Czkawka.-Kiedy koszmary Mroka atakowały sobie zamek on sam szalał sobie na Berk i w Arendelle.
-Czekaj kolego, co ty mi tu sugerujesz?
-Drogi kolego, nie wydaje ci się dziwne, że to KOSZMARY zaatakowały pałac, i że było ich wystarczająco dużo, zeby zająć nas na chwilę, by Mrok mógł sobie spokojnie wykraść kilka potrzebnych ''rzeczy'', do stworzenia jakiejś nowej skutecznej broni?
-Zaraz, co?
-A to, ze z naszej wioski zniknęły niektóre smoki, a z Arendelle kilka mężczyzn!
-I co myślisz, że teraz...
-Teraz pewnie coś szykuje.-przerwała mały spór chłopaków Elsa.-Oczywiście musimy chronić  Władczynię.
-Ja...nie wiem, czy zdążymy...-powiedziała stojąc przy oknie Astrid. Za oknem rozciągały się czarne chmury, ale teraz bardziej przypominały kościstą, nieludzką twarz, wykrzywioną w uśmiech. Nagle twarz zaczęła znikać, a wraz z nią ciemne chmury. Teraz już nie zapowiadało się na burze, jak wcześniej przypuszczała Isabell.
-Nie możemy ryzykować.-powiedziała stanowczo Elsa.-Isabell idziesz z nami.
-Nie, dziś mam iść do szkoły, ja nie chcę tego przedłużać, nigdzie z wami nie idę!-zaprzeczała Władczyni.
-Nie pozwolę ci na to. Wracamy do pałacu. Już!-Królowa złapała ją za nadgarstek, a drugą ręką otworzyła portal. Is jednak wyrwała się i powiedziała:
-Nigdzie nie idę! Tam nie będę bezpieczniejsza niż tu! Mrok nie będzie ryzykował i pojawiał się w szkole, gdzie jest ponad 400 ludzi. Tam będę bezpieczna. A jeśli ci to pomoże, to zaraz po szkole pójdę do Arendelle. 
-Dobrze, ale stawiam jeden warunek: Idziesz z Jack'iem. 
-To nawet nie taki zły pomysł, dzisiejsza młodzież nie będzie go widziała,bo po pierwsze ciągle siedzi w tych swoich telefonach, a po drugie chcąc pokazać, że są dorośli, nie wierzą w Jack'a Mroza. Dobrze zgodzę się, ale i ja stawiam warunek: Chrońcie moją matkę. Niezależnie, co macie zrobić do mojego przyjścia ze szkoły ma byś bezpieczna tam gdzie będzie. Jasne?
-Och no dobrze: Czkawka, Astrid zajmiecie się tym?
-Tak jest-odpowiedzieli chórem. Elsa kończyła:
-Po przyjściu ze szkoły podasz to swojej mamie-podała Is mały woreczek.-Jak to spożyje, nie będzie świadoma tego, co robi, a ty będziesz mogła jej mówić jaką czynność ma wykonać. A teraz idź już.
-Ale zaraz-muszę się ubrać.
-Nie wcale nie musisz-wskazała na nią palcem. Isabell była oszołomiona. Ubraną miała zieloną sukienkę, sięgającą do kolan. Ramiączka były przyozdobione koronką, a po środku talii przyszyte były dwa czarne guziki. Sukienka była lekka i zwiewna. Na nogach dziewczyna miała zgrabne baletki.
  Kiedy Elsa wchodziła przez portal szepnęła:''Kondyrogencja'' i uśmiechnęła się. Dziewczyna spojrzała na zegarek:7:20. Autobus wyjeżdżał o 7:30, ale przystanek był jakieś 10 minut stąd. Zgrabnie wsunęła woreczek z ziołami do plecaka i popędziła na dół. Tam pożegnała się z mamą szybkim:Pa i pobiegła na przystanek, a stamtąd pojechała do szkoły.
 Podobało się? Proszę, skomentuj!



1 komentarz:

Dzięki za komentarz!:*