poniedziałek, 31 sierpnia 2015

11. Dzień z Władczynią

   Eira nie mogła spać całą noc. Niestety nie mogła podsłuchać rodziców. W jej pokoju było całkiem cicho, a ona już rozmyślała o jutrzejszym dniu. A właściwie dzisiejszym. Zasnęła nad ranem, ale tylko na kilka krótkich godzin.
  Zaraz po przebudzeniu otarła oczy i poleciała do łazienki. Po porannej toalecie usiadła na łóżku.  Na przeciwko niego, w drugim końcu pokoju stało duże lustro. Dziewczyna przekręciła głowę i spojrzała na swoje odbicie. Podeszła bliżej. Faktycznie była ładniejsza od matki? Nie uważała siebie za piękność, ani za brzydulę. Była po prostu...odpowiednia. Podeszła jeszcze bliżej i usiadła po turecku tuż przy lustrze. Spojrzała w swoje oczy. Nie lubiła ich, bo nigdy nie mogła określić ich koloru. Raz były niebieskie, a raz wydawały się szare. Zamrugała kilka razy. Jej twarz nie miała żadnej skazy, była jasna i promienna.
  Eira zastanawiała się, czy się umalować. Z jednej strony robiła to zawsze. Ale z drugiej nie było jej to potrzebne. Przygryzła wargę. Podeszła do swojej toaletki przy oknie i otworzyła małą skrzyneczkę z kilkoma kosmetykami, które przyniosła z miasta. Beznamiętnie w niej grzebała. Odetchnęła głośno.
-No dobra, Eira-powiedziała na głos do siebie.-Zdecydujmy się na coś.
Wyciągnęła jasny, brzoskwiniowy cień. Nałożyła go odrobinę na palec, a potem delikatnie wklepała na każdą z powiek. Przejrzała się i uśmiechnęła się. Potem wyciągnęła tusz do rzęs, który ukra...pożyczyła od cioci Isabell. Ona ma ich dużo. Wytuszowała szybko rzęsy. Dopiero niedawno opanowała tą sztukę. Jej mama nie musiała tego robić. Jej rzęsy były długie, piękne i czarne. Niestety córka nie odziedziczyła tego po matce.
Złapała jeszcze jakąś koralową szminkę, pomalowała usta i schowała skrzyneczkę. Zaczęła rozpuszczać włosy na noc zaplecione w warkocza. Były pofalowane u dołu,a u góry proste. Przeczesała je kilka razy szczotkę, aby nabrały objętości. Spięła tylko grzywkę z boku, aby nie spadała na włosy i była gotowa. No prawie. Podeszła do szafy. Nie miała zbyt dużo ubrań. To znaczy miała, ale tylko takie, jakich w życiu by nie ubrała. Raz na pół roku brano z niej miary i stare suknie wyrzucano, a nowe wkładano do szafy. Szybko musiała jakoś to zmienić. Dlatego stare suknie zabierała do miasta, gdzie zanosiła je do krawcowej by je przerobiła. Zazwyczaj trwało to bardzo długo, dlatego w szafie miała jakieś 3 naprawdę fajne sukienki, które przede wszystkim dało się nosić. Przynajmniej według Eiry.
  Co miała ubrać? Czy to co zawsze i przypodobać się Isabell? Czy może tradycyjną, długą suknię i przypodobać się mamie? Przeglądała każdą kolejną suknię. Ta za długa, ta zbyt krótka, ta zbyt jasna, ta zbyt zielona...Miała już dość. Wyciągnęła ostatnią sukienkę. Nie była długa do ziemi, ani krótka do kolan. Sięgała do połowy łydek. Wykonana była z turkusowego tiulu u dołu. Gorset w tym samym kolorze wykończony był czarną koronką, która sięgała aż do dołu sukni. Wyglądało to trochę, jakby opleciona była ciemnymi kwiatami. Eira nie była zachwycona myślą ubierania się jak księżniczka, ale póki nie wychodzi poza mury zamku może przynajmniej trochę poudawać. Chciała ubrać się jak najszybciej mogła. Tyle że ubieranie się jak księżniczka bez służących i dam dworu jest cięższe niż myślała. Może i dała rade włożyć na siebie ciężką suknię, ale zawiązanie gorsetu z tyłu była bardzo trudne. Męczyła się i męczyła aż w końcu powiedziała dość. Stanęła  przed lustrem i zaczęła ściągać ubranie. Kiedy nagle coś w lustrze błysło. A właściwie coś, co się w nim odbijało. Eira obróciła się. Klamka. Zdobiona, złota klamka od drzwi prowadzących do sypialni rodziców. Pamiętała jak zawsze otwierała je i biegła do łóżka rodziców, kiedy przyśnił jej się jakiś koszmar. Wtedy była taka szczęśliwa. Życie było piękne. A teraz wszystko jest inaczej.
  Nawet nie spostrzegła się kiedy trzymała ową klamkę. Pełna niepewności nacisnęła ją i weszła do środka. Ujrzała matkę siedzącą na łóżku. Twarz miała czerwoną i opuchniętą, pozbawioną makijażu. Wpatrywała się w okno i zagryzała kciuk. Gdy tylko córka weszła poruszyła się jak oparzona.
-Eira-powiedziała Elsa niby uśmiechając się.-Cieszę się, że jesteś. Przepraszam...za mój wygląd.
-Mamo...ty i tata...-dziewczyna była zaskoczona. Nigdy nie widziała matki w takim stanie. Musiało stać się coś bardzo strasznego.
-Nie przejmuj się córeczko. To tylko...mała sprzeczka. Chciałaś coś?
-Tak, wyciągnęłam  z szafy jedną z sukni. Jest trochę...krótka, ale...mogłabyś mi pomóc zawiązać gorset z tyłu?
Elsa wstrząsnęła się na te słowa. Jej córka nigdy nie chciała ubierać się w te suknie i nigdy nie prosiła o pomoc. Dla serca matki te słowa były niczym klej łatający dziury. Uśmiechnęła się szczerze i pokiwała ręką aby podeszła.
Dziewczyna szybko stanęła tyłem do matki i odsunęła włosy. Nastała niezręczna cisza. Z każdą dziurką gorsetu stawało się jeszcze bardziej niezręcznie. To straszne, że matka i córka nie mają o czym rozmawiać.
-Idę się spotkać z ciocią Isabell-Eira przerwała ciszę.
-Domyśliłam się, że na pewno nie uciekasz. Cieszy mnie to. Co będziecie robić?
-Chciałam, by opowiedziała mi o jej świecie...rozumiesz?
-Jasne, idź. Ale nie rozczaruj się, proszę. Nie spodziewaj się, że Isabell opowie ci to, co będziesz chciała usłyszeć. No pokaż się.
Eira puściła włosy i odwróciła się do matki.
-I jak?-spytała.
-Wyglądasz jak księżniczka. Ta sukienka...nie jest taka zwykła. Gdybyś choć trochę zainteresowała się strojami zauważyłabyś, że ona nigdy nie znika z twojej szafy. Jest wyjątkowa. Uniwersalna. Dzięki temu zawiązywanemu gorsetowi z tyłu dopasowuje się do każdego. Staje się tylko krótsza. Ale ta jest idealna. Brakuje tylko...
Machnęła ręką. Na głowie dziewczyny pojawił się malutki, błękitny diadem. Był praktycznie niewidoczny, ale przyjemnie błyszczał. Dotknęła go.
-Mamo...
-No co? Nie włożyłam ci na głowę ogromnej korony wielkości słonia. To tylko mały diadem. Idealnie do ciebie pasuje.
Do oczu Elsy napłynęły łzy. Jej córka była taka piękna, mądra, może czasami zbuntowana. Ale tak ją kochała. Była jej najpiękniejszym skarbem.
-Idź już.-powiedziała.-Nie chcemy byś spóźniła się na spotkanie.
-Mamo?
-No już, zmykaj.
Eira kiwnęła głową i wybiegła z komnaty. Zachowanie mamy zmartwiło ją. Starała się jednak odgonić złe myśli. Wbiegła do kuchni i pochwyciła jedną kanapkę z niewielkiego stosu.
-Co tak późno?-spytała jedna z młodych kucharek-wysoka brunetka niewiele starsza od księżniczki.-Czyżby się dziś zaspało?
-Julia!-zaśmiała się.-Zdziwi cię to, ale nie idę dziś do miasta.
Wszyscy w kuchni zatrzymali swą pracę. Każdy kucharz, kucharka, służący, wszyscy stali jak słup soli wpatrując się w Eirę.
-Zwariowałaś?
-No...nie. Po prostu mam dziś inne plany.
-Eira, dziś miała być gotowa twoja sukienka. Od miesięcy nie mówisz o niczym innym. I tak po prostu...nie idziesz?!
-Och, czeka mnie dziś coś ciekawszego. Właśnie, muszę już lecieć. Wieczorem wam powiem jak było!
Wybiegła szybko z kuchni. Długo ludzie odprowadzali ją wzrokiem.
-Skoro nasza mała księżniczka nie chce iść po sukienkę-powiedziała jedna z kucharek-to musi chodzić o jakiegoś chłopaka.
Kilka minut potem...
 Eira czekała na Isabell przy jednej z wielu fontann. Wypatrywała na wszystkie strony Władczyni. W końcu na horyzoncie pojawiły się trzy osoby-kobieta i dwóch mężczyzn. Powoli zbliżali się do dziewczyny. Szybko rozpoznała owe osoby. Kobieta w środku to jej ciocia-Isabell. Ubrana w długą, satynową, jasną suknię. U góry przypięte miała małe, kolorowe motylki, które połyskiwały z każdym ruchem. Włosy spięte były w przepiękny kok, tak zmyślny, że wydawało się, że to nie ludzie ręce go uplotły. Dwie osoby po obu stronach Is to strażnicy. jednak w żadnym z nich nie dostrzegła Raphaela. Dziwne, przecież wszyscy wiedzieli, że byli nieodłączni. Eira zastanawiała się, czy ciocia była w takim samym stanie jak mama i dlaczego.
-Witaj, Eiro-odezwała się Isabell podchodząc do dziewczyny. Uśmiechała się, ale oczy miała czerwone i opuchnięte.-Możecie odejść-zwróciła się do strażników.
-Cześć...to znaczy...dzień dobry.
-Przejdźmy się, dobrze?
-Jasne!
-No więc...pytaj.
-Zaraz, o co?
-O wszystko, o czym tylko chcesz wiedzieć.
-No dobrze...nie wiem od czego zacząć.
-To może ja. Mój świat jest inny niż ten tutaj. Ciężko mi mówić o tym, czego już teoretycznie nie pamiętam. W praktyce jednak nie da się zapomnieć czegoś tak ważnego. Wiesz co, tutaj ciężko mi o tym mówić. Nie za dobrze się dziś czuję chodźmy do mojej komnaty, tam jest znacznie ciekawiej.
-Do-do two-twojej kom-na-ty?
-Tak, czemu to cię tak dziwi?
-Nikt nie może do niej wchodzić. No chyba, że zaufana służba. I JA wejdę do twojej komnaty!
Is tylko zachichotała i ruszyła w stronę zamku. Zmierzyła dyskretnie wzrokiem dziewczynę.
-Bardzo ładnie dziś wyglądasz-rzekła.
-Dziękuję, ale to nie jestem prawdziwa ja.
-A jaka jest prawdziwa Eira? Hę?
Spuściła tylko głowę w odpowiedzi. No właśnie, jaka była? Bo na pewno nie ukochaną córką, przykładną księżniczką i uczciwym człowiekiem. Była całkowitym przeciwieństwem? I dlaczego to jest pytanie?
Dotarły przed drzwi komnaty szybciej niż obie przypuszczały. Isabell skłoniła głowę przed dwoma strażnikami pilnującymi, by nie dostały się tam nieodpowiednie osoby. Pokłonili jej się nisko i otworzyli drzwi. Is weszła pierwsza, a za nią wkroczyła Eira. Otworzyła szeroko usta i podziwiała piękno wnętrza.
 Po prawej były dwa wielkie okna, które wpuszczały światło. Między nimi stało biurko, na którym leżały jakieś kartki. W rogu, na stoliku stały świeże kwiaty.
Po lewej, przy ścianie stała duża, biała toaletka ze złotymi zdobieniami. Przy niej toaletka Eiry, którą zawsze uważała za dużą, wydawała się malutką półeczką. Obok niej stały drugie drzwi. Ciekawiło ją, dokąd prowadziły.
Na przeciwko niej stało łóżko. Ale nie takie zwykłe, albo z baldachimem. To było wspaniałe. Wykonane z jasnego drewna, które miejscami wyglądało jak złote. Z góry zwisały lekko beżowe firanki. Na nim leżało mnóstwo poduszek. Małe, duże średnie, kwadratowe, okrągłe...Każdy rodzaj. I było duże. Zajmowało prawie połowę pokoju.
-Stale coś tu zmieniam-z osłupienia wyrwał ją głos Isabell.-Ciągle czegoś mi tu brakuje.
-Jest...idealnie...
-Ha, ha-zachichotała.-Jeszcze nie widziałaś najlepszego. Nie ciekawi cię dokąd prowadzą te drzwi?
Eira uśmiechnęła się szeroko. Is popchnęła lekko drzwi. Ich oczom ukazał się korytarz. Nic specjalnego, kilka lamp i troje drzwi.
-Na przeciwko nas jest toaleta. A tutaj-wskazała na drzwi po prawej.-jest moje ulubione miejsce.-weszły do środka.-To sala kąpielowa.
Oczom Eiry ukazał się najpiękniejszy widok jaki widziała w życiu. Woda czysta i błękitna. Kamienie okalające basen miały niezwykłą fakturę i również były niebieskie. I tunel. Tajemniczy, prowadzący w nieznane miejsce.
-W moim świecie budowane są podobne baseny. Ludzie przychodzą się tam dla rozrywki. Ten tutaj służy mi do kąpieli. Pewnie zastanawiasz się, skąd tu ta woda. Zaraz ci to pokażę. Tylko...nie możemy wejść do wody w sukienkach. W moim świecie, kiedy było bardzo gorąco dziewczyny zakładały stroje kąpielowe.
-Co to takiego?
-Zaraz ci pokażę.
Isabell machała ręką dookoła. Chwilę potem Eira miała na sobie brzoskwiniowy, dwuczęściowy strój kąpielowy. Miał niewielkie falbanki i malutkie kryształy połyskujące przy każdym ruchu. Włosy spięte miała w wysokiego koka.
Sama wyczarowała sobie jednoczęściowy, zielony strój z czarnymi elementami. Również włosy miała spięte w koka.
-Jacie! To...to...dziwne i niesamowite-mówiła dziewczyna oglądając siebie w nowym stroju.-Gdyby mama to zobaczyła...
-No już, dosyć podziwiania, wchodzimy do wody.
Eira zanurzyła niepewnie nogę. Woda okazała się ciepła. Od razu weszła i zanużyła się cała.
-Umiesz pływać?-spytała Władczyni.
-Co?! Pływać? A to co takiego?
-Czyli nie, poczekaj, nauczę cię, bo musimy gdzieś popłynąć, a im dalej wejdziemy tym głębiej się zrobi. Dobra, machasz rękami i nogami-o tak.
Dziewczyna szybko nauczyła się tej sztuki. Po pewnym czasie zaczęła nawet nurkować. Płynęły do tajemniczej jaskini.
Kiedy były już wewnątrz im oczom ukazały się ciemne kamienie, kilka wodospadów i piękne, lodowe skały.
-Woda spływa z gór-tłumaczyła Is-wypływa tam i ucieka przez moją komnatę na pola uprawne. Te czarne kamienie są ogrzewane przez podziemne gejzery, dlatego woda jest taka ciepła.
-Tutaj jest pięknie i wspaniale i...
-...spędzam tu większość wolnego czasu mimo, iż mam go bardzo mało. Jeśli będziesz chciała poproś, a wpuszczę cię tu. Nigdy jednak nie wchodź tu sama, dobrze?
-Pewnie! Mogę cię o coś zapytać, ciociu?
-Pytaj.
-Kto to wszystko zrobił?
-Twoja mama i twój tata. Ale głównie mama. Zaplanowała całą moją komnatę, a tą salę zrobiła sama.
-Nie...
-Tak, dzięki niej i jej mocy możemy tu dziś siedzieć.
-Aha.-Eira posmutniała.
-Co się dzieje?
-Oj, no bo...wszyscy zachwycają się mocą lodu mamy. Och spójrz, jakie królowa Elsa ma niesamowite moce. I jak wspaniale się nimi posługuje. A jej córka. Nie ma żadnych. Rozumiesz? Nie chcę być postrzegana jako gorsza. Fakt, nie mam mocy, ale nie brakuje mi ich. Dlaczego ludzie nie chcą tego zrozumieć?
-Hm...To, że nie masz mocy nie znaczy, że jesteś gorsza. Ludzie mogą tak mówić i myśleć, ale nie będą tobą. Skoro ty się dobrze z tym czujesz, że nie masz mocy nie powinnaś zwracać uwagi na plotki.
-Dziękuję.
-Proszę, a teraz chodź. Mam ci jeszcze wiele do opowiedzenia.
Wysuszyły się i ''magicznie'' przebrały w poprzednie ubrania. Kiedy wyszły z sali skierowały się w stronę drzwi na przeciwko. Wewnątrz była garderoba Władczyni. Wszędzie pełno ciuchów i biżuterii, a po środku duże lustro podobne do tego, które miała Eira.
Is podeszła do niego i chwilę przesuwała po jego bocznej krawędzi. Usłyszały ciche ''pstryk!''.
-Nigdy nie używam tego pokoju.-powiedziała Is jakby nic nigdy się nie stało.-Po co mi to wszystko, kiedy mogę sobie wyczarować co tylko chcę.
-Moim zdaniem no marnotrawstwo-powiedziała Eira dotykając jednej z kolii.
-Tak?
-No tak. Tyle pięknych rzeczy się marnuje. Ta biżuteria...Jest piękniejsza niż cokolwiek na ziemi. A ubrania? Są bardzo łądne. Gdyby tylko je skrócić...-Eira spostrzegła się, że mówi o rzeczach Władczyni.-Przepraszam.
-Nie, to bardzo dobrze, że masz swoje zdanie. Powiedz, dlaczego wszystko wydaje ci się piękne? To tylko biżuteria i jakieś tkaniny.
-Hm. Może to dziwnie zabrzmi, ale widząc to wszystko mam przed oczami pewien widok, który czasami spotykam, gdy uciekam do miasta. Widzę kobiety, które starają się uzyskać jak najlepszy efekt. Przyszywają rożne kokardy, guziczki i kamienie. I mężczyzn, którzy starannie szlifują każdy kamień. To marnowanie ich czasu, pracy i pieniędzy.
-Cieszę się, że myślisz o tym w ten sposób. To bardzo dobrze. Ale rzadko marnuję pracę tych, o których mam dbać.
-Nie rozumiem?
-Już ci tłumaczę. Każda z tych rzeczy coś dla mnie znaczy. Każda z nich jest wykonana specjalnie dla mnie. Każda z nich opowiada inną historię. Niektóre z nich pochodzą od elfów inne od wróżek a jeszcze inne od wyjątkowych ludzi. Używam rzeczy tutaj tylko, gdy nadarza się szczególna okazja. I chowam tu pewne rzeczy.
Eira spojrzała na nią z błyskiem w oku.
-Wiedziałam, że cię to zainteresuje. W tym lustrze kryję to, co pozwolono mi przynieść z mojego świata, póki całkowicie nie zniknął. Nie ma tego dużo, a większość rzeczy jest dla mnie za mała. Pomyślałam, że może chciałabyś kilka wziąć.
Dziewczyna musiała się oprzeć żeby nie zemdleć z wrażenia. Kiedy Władczyni otworzyła lustro jej oczom ukazało się całkiem pojemne wnętrze pełne różnych ubrań i biżuterii.
-Nie mogę dać ci wszystkiego, ale wybiorę to, co mogę ci dać, a ty zabierzesz to, co chcesz. Zgoda?
-Z-zgoda...
Po kilku minutach przez dziewczyną leżała jedna para spodni, jedna bluzka, dwie sukienki i tenisówki. Oczywiście wzięła wszystko uradowana. Dostała jeszcze dwa pierścionki, naszyjnik i bransoletkę.
-Dziewczyny chodziły w spodniach?!
-Tak.
-To dziwne i niesamowite!
-Powiem więcej, te szkolne panienki wolały spodnie niż sukienki.
-Szkolne panienki? Jeszcze w życiu nie słyszałam takiego określenia.
-Chodzi o dziewczyny, które w szkole są królowe.
-A co to szkoła?
-Zapomniałam, że tu uczycie się w domu. Byłaś może kiedyś we wschodnim skrzydle?
-Nie. Powiedzieli mnie, że ta część zamku została przerobiona na sierociniec. Smutno robi mi się na myśl o tych biednych dzieciach.
-Błąd, że nie poszłaś. Faktycznie dzieci tam  nie mają rodziców. Ale nie są nieszczęśliwe. Chodzą do szkoły. Takiej jak jest w moim świecie.
-Chcę tam iść natychmiast.
-Czekaj! Dziś nie możesz tam iść. Szkoła jest zamknięta. Pójdziesz tam ze mną pojutrze, dobrze?
-Jak to możliwe, że mogłam być taka głupia.
-Nie jesteś głupia. Jesteś rozsądna. Przynajmniej w tej sprawie. Chodź, dam ci jeszcze coś i pożegnamy się dzisiaj.
-Dobrze.
Wróciły do sypialni.

-Popatrz-powiedziała Is wyciągając ręce przed siebie. Utworzyła się w nich kula połyskująca wszystkimi kolorami tęczy-To cała moja moc. Jest w niej tyle magicznych umiejętności ile ludzi na świcie. Mogę obdarować cię jedną z nich jednocześnie nadając ci tytuł mojej głównej asystentki. Jednak jest haczyk. Nie wiem jaka będzie to moc, a uaktywnisz ją dopiero, gdy zmienisz coś w swoim życiu i będziesz na nią gotowa.
-Nie ważne!-krzyknęła uradowana dziewczyna.-To spełnienie marzeń.
-Dobrze w takim razie...-podzieliła moc na dwie części. Mniejszą puściła w stronę Eiry.-...czekaj.


Dużo opisów, dużo obrazków. Rozdział raczej nudny. Zbliża się coś o czym każda z was wie i podczas tego czasu rozdziały pojawiać się będą raz na tydzień w weekend. Czyli jeszcze w tym tygodniu dostaniecie jeszcze jeden rozdział. Tymczasem piszcie co myślicie o tym rozdziale.
PS. Taka ciekawostka: Każda  (prawie) postać ma odpowiednik w moim świecie, oprócz Eiry. Ona jest wymyślona tak z niczego. Czy ma szanse grać kogoś ważnego?





5 komentarzy:

  1. Pszyblilabym sobie piątkę z Eira- też nie mogę określić koloru swoich oczu (niebiesko-szaro-zielone :3), Chociaż lubię swoje oczy i nieskromnie przyznam iż są duże i mam gęste rzęsy :3 xD
    Jest to druga po Gab moja ulubiona postać na blogu <3 więc mam nadzieję iż będzie miała szansę zaistnieć.
    Zrobisz może kiedyś rozdział o uniwersum totalnie naszego świata? Np. Żeby bohaterowie twojego bloga spotkali np. Ciebie ? Taki totalnie oddalony pomysł ;D ale może ciut cię nstchne :*
    C.K.

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz!:*