W lodowym zamku rozległ się stukot obcasów. Czarna, zakapturzona postać uśmiechnęła się.
''Jason, Jason, Jason...-pomyślała-Co jak co, ale okazałeś się doskonałą marionetką w moich rękach.''
Przesunęła palcami po tronie na środku pomieszczenia. Usiadła na nim i odetchnęła z zadowoleniem. Nie siedziała jednak długo. Zaraz wstała i dostojnie ruszyła w kierunku lochów. Kiedy już tam dotarła, dotykała ścian, łańcuchów podłogi. Czasem się krzywiła, czasem uśmiechała.
''Jak to miło czuć, jak bardzo cierpiałaś-pomyślała znów.-Ale nie tego szukam.''
Wyszła z lochów i pokierowała się w stronę wyjścia.
''Jesteś blisko. Czuję to.''
Niesiona przeczuciem szła z zamkniętymi oczami. Nagle zahaczyła o wystający kawał lodu udem. Od razu pociekła ciemno czerwona krew. Nie przejęła się tym za bardzo skrzywiła się tylko i pstryknięciem palców uleczyła zranioną nogę.
Wyszła na podwórko i uśmiechnęła się triumfalnie. Kucnęła zmysłowo i podniosła małe odłamek. Nie było to szkło, ani lód, ani kamień. Było to coś, czego szukała.
-Isabell!-Gabryiela szła w stronę Władczyni z otwartymi ramionami niczym stara ciotka na spotkaniu rodzinnym.-Jak myśmy się dawno nie widziały. Kochanieńka powinnaś się bardziej wyspać wiesz. Nie chcemy, żebyś nam zasnęła podczas opowieści.
-Nie obawiaj się-powiedziała Is oschle.-Nie zasnę przy tobie.
-Nie bądź nie miła. Dzisiejszy dzień był taki wspaniały. A teraz siadaj.
-Nie, dzięki. Postoję.
-Siadaj! Tak lepiej. Otóż byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Miałam ojca...''brata'', wspaniałe umiejętności. Wystarczyło, żebyś umarła i moja sielanka trwała by w nieskończoność. Ale tato coraz bardziej zadręczał się tobą i władzą. Stawałam się bezużyteczna, a Jason coraz bardziej kochany przez ojca. Dzień po twojej koronacji Mrok zaatakował. A ja ci pomogłam. Zmusiłam cię to wycofania się do innego świata, a ja byłabym szczęśliwa tutaj.On zapomniał by o tobie. Dałam ci szansę na życie bez kłopotów. Bez mroku. Ale ty jak zwykle musiałaś wszystko zepsuć! Stałam za oknem naszego domu. Czekałam, na ojca, który wróci i powie, że się nie udało, że uciekłaś. Czekałam aż pojawi się w domu i uśmiechnie się do mnie. Ale nagle ujrzałam bladożółtą łunę płynącą w moim kierunku. Odruchowo stworzyłam pole magnetyczne wokół naszego domu chroniące przed wszelką magią. Kiedy łuna przechodziła, zostałam dość mocno poturbowana, ale nadal żyłam. Wtedy nie wiedziałam, że wewnątrz jest jeszcze mocno skołowany Jason. Kiedy to wszystko się skończyło, wyszłam przed dom. Kiedy zobaczyłam to wszystko wiedziałam co się stało. Co zrobiłaś TY. Pobiegłam do twojego domu. A właściwie poleciałam. Nie wiał wiatr, słońce nie grzało, ptaki utknęły w locie. Wtedy go ujrzałam. Jego PRAWDZIWE oblicze. Ciemne, mroczne, przerażające. Spodobało mi się, a jednocześnie przeraziło. Nigdy mi się taki nie pokazywał. Najwyraźniej bał się, że się przestraszę, ucieknę... Dotknęłam jego szarej dłoni. Była zimna. Nie jak lód. Ale zimna. Nie przyjmowałam do swojego umysłu, że mój ojciec...-zrobiła dłużą przerwę, westchnęła cicho, prawie niezauważalnie i kontynuowała.-Znów płakałam. Znów moje włosy się posklejały, ale teraz nikt nie mógł ich odsunąć z mojej twarzy. Obudziłam się rano u stóp Mroka. Otarłam twarz i wyszłam na podwórko. Powietrze robiło się gęste, duszne, piaszczyste... Przechadzałam się po parkach, sklepach. Miałam wszystko. Ubrania, jedzenie, ale nie miałam ojca. Jedynej rodziny. Moje kolejne dni były identyczne. Co wieczór kładłam się spać z płaczem i wstawałam rano mokra. Co rano patrzyłam na mrocznego ojca i przytulałam go. Co rano wychodziłam, jadłam, ale już nic nie miało smaku. Niektórzy ludzie zaczęli już zamieniać się w kupkę pisaku. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz, nie? Kilka dni później, kiedy byłam już cała opuchnięta i czerwona od płaczu dotknęłam dłoni taty...Mroka. Rozpadła się w drobny mak, tak samo jak moja ostatnia nadzieja. Bałam się go dotknąć, ale wiedziałam, że to koniec. Chciałam go ostatni raz przytulić. Ale nie zrobiłam tego. Chciałam, by trwał w takim stanie jak najdłużej. Pozbierałam tylko prochy z jego dłoni i wyszłam. Ruszyłam do domu. Wsypałam je do małej fiolki i ruszyłam w stronę księgozbiorów ojca. Musiałam się dowiedzieć, co będzie dalej. Musiałam ustalić jakiś plan. Ujrzałam jakiś ruch. Dziwne, pomyślałam. I wtedy go ujrzałam. Pokrakę, tchórza, nędzarza, niegodnego syna. Jasona...
I jak? Jakieś domysły? Kolejny rozdział jutro wieczorem ^^
Po prostu mowę mi odjęło.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy ;)