Isabell leżała na zimnym kamieniu. Z jednej strony dobiegał płacz z drugiej śmiech. Czuła jak jej wszystkie komórki drżą ze strachu i zimna. Minęły może kilka dni, tygodni miesięcy. Czasami tylko zjawił się strażnik dając im jeść. Na początku starała się karmić i ich i siebie, ale potem to przestało mieć znaczenie. Oddychała spokojnie i starała się słuchać oddechu. Usłyszała szczęk krat. Pewnie znowu jedzenie. Otworzyła leniwie oczy. Tym razem do celi wszedł Raphael.
-Rusz się-powiedział spokojnie. Is podniosła się na słabych dłoniach i spojrzała na niego. Westchnęła i wstała. Zachwiała się na nogach. Nawet nie wiedziała ile czasu minęło.-Idziemy do pani Gabrieli.
Przeszedł ją dreszcz obrzydzenia na słowo ''pani''.
-Ile czasu minęło?-spytała tylko spuszczając wzrok.
-Dwa tygodnie.-powiedział niepewnie i wyprowadził ją z celi. Spojrzała jeszcze na przyjaciół. Przez dwa tygodnie nie zmieniło się nic. Czy widziała ich po raz ostatni?
Szła tą samą drogą, którą tu przyszła. Ludzi było zdecydowanie mniej. Ale ci którzy zostali wiwatowali i cieszyli się na jej widok. Wywołała u nich niesamowite szczęście i nadzieję. Nie odzywała się tylko uśmiechała pokrzepiająco. Strażnicy nie byli w stanie uspokoić nikogo. Kiedy tylko opuściła lochy, tłum ucichł.
Całą drogę nie odzywali się do siebie. Isabell była zbyt wykończona, a Raphael zbyt zdezorientowany. Gdy tylko weszli do środka, powitała ich uśmiechnięta Gabriela. Jego pocałunkami, a ją prychnięciem. Potem opuścił pokój a Gab usiadła wpatrując się intensywnie w wychudzone ciało Is.
-Słyszałam, że niezłe zamieszanie wywołujesz. Ci głupcy jakoś ci ufają. Nawet tobie wychudzonej.
Is chciała zapłakać, ale nie miała już łez. Zamknęła tylko oczy, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz.
-Powiem więcej. Raphael jest ostatnio jakoś dziwnie zamknięty. Gdy tylko mu powiedziałam, że ma po ciebie iść prawie się ucieszył.
Znowu wstrząsnął ją dreszcz, a jej kąciki ust lekko drgnęły.
-I co ja mam z tobą zrobić, hę? Zabić cię nie mogę. Jeżeli zostaniesz tam w celi oszalejesz i sama się zabijesz. Na pewno nie staniesz się moją służącą. Zaczęła byś węszyć i szukać rozwiązania, którego nie ma.
-Masz rację-to były pierwsze słowa Isabell od bardzo długiego czasu. Przełknęła ślinę i otworzyła oczy-Będę szukała, podburzała innych, znajdę sposób. Będę walczyła. Chyba, że...
-Że?!
-...Że mnie wypuścisz. Odejdę, a ty nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Nie będę szukała sposobu na pokonanie ciebie, masz tutaj wszystko, co mogłoby mi w tym pomóc. Tylko poza zamkiem będziesz bezpieczna.
Gabriela przypatrywała się kobiecie gładząc palcem usta. Odetchnęła, uniosła dumnie głowę i podeszła do niej.
-Zabiorę ze sobą przyjaciół.-dodała jeszcze i znów zamknęła oczy.
-Z pozoru uczciwy układ. Ale nie wiem, co ty będziesz tego miała...? No dobrze...Miałaś co prawda patrzeć na to, jak zajmuję twoje miejsce, ale to zbyt niebezpieczne. Masz pół godziny. Jeżeli zdołasz się wydostać wraz z nimi, puszczę cię wolno. Jeśli nie...będziemy myśleć dalej, co z tobą zrobić. Biegnij...
Isabell ruszyła jak szalona. Wybiegła z komnaty i popędziła do lochów. Jej nogi odmawiały posłuszeństwa, ale to była jedyna szansa na ucieczkę. Nie słyszała już krzyków ludzi, chciała tylko znaleźć przyjaciół i uciec.
Kraty były zamknięte. Nie miała jak dostać się do środka. Już tutaj miała zrezygnować? Oparła czoło o ścianę. Usłyszała szczęk kłódek i drzwi się otworzyły. Raphael uśmiechał się lekko. Wbiegła do środka i znów pojawiły się schody-jak miała ich stąd zabrać.
-Elsa...Astrid-rzekła ujmując je za ręce.-Musimy uciec. Teraz. Proszę...
One jednak nadal płakały i zdawały się jej nie słyszeć.
-Moje dziecko...-powiedziała Astrid. Is podniosła na nią wzrok i rzekła szybko z nagłą energią:
-Tak, dziecko! Idziemy do niego! Musimy uciec do waszych dzieci!-kłamstwo tak oczywiste, ale potrzebne. Kobiety ruszyły się natychmiast i zaczęły wychodzić. Teraz jeszcze Czkawka i Jack, którzy...leżeli bezwładnie na obu ramionach Raphaela. Pomagał jej. Ewidentnie jej pomagał.
Biegli po korytarzach, a on prowadził. Zaprowadził ją prosto do tylnego wyjścia. Puścił chłopaków, którzy już się obudzili i znów zaczynali śmiać.
-Idź do lasu. Są tam ludzie, którzy twierdzą, że Gabriela nie jest Władczynią. Myślałem, że to zwykli buntownicy...tam będziesz bezpieczna. Powiedz im, co ci zrobiła. Przyjmą cię. Uciekaj. Uciekaj.
-Raphael...Posłuchaj, nigdy nie przestawaj szukać, rozumiesz? Znajdziesz prawdę, tylko szukaj.
Pocałowała go w policzek i pobiegła w miarę możliwości do lasu.
Hej! Życie postanowiło mi dać kopa w dupę, ale postaram się nie przynudzać. Sama nie wiem, co sądzić o tym rozdziale, ale może wy coś powiedzieć?
Spoko ;) naprawdę jak dla mnie jeden z lepszych :d
OdpowiedzUsuńNwm dlaczego ale kiedy tylko pojawia się wątek szaleństwa, autor natychmiast ma mnie w garści. Uwielbiam tego typu motywy, tak bardzo wyczuwam się w polozenie tego typu postaci ze np. Teraz - przy Elsie i Astrid zrobiło mi się smutno, natomiast przy wzmiankach o Jacku i Czkawce siedziałam przed kompem i śmiałam się jak głupia. Tak powinno być? (U mad, Royal :Ooo)
A co do kopa w dupe to powiem ci tak- życie ma taką tendencję do zabawy z nami, że jak przez jakiś czas jest dobrze, to potem się staczamy i jest cholernie źle. To wiem z doświadczenia :3
C.K
Koffam trzymaj się :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCo się stało z dziećmi? Co jest Jackowi Elsie czkawce i Astrid? Kim są ludzie z lasu? Czy raphael sobie coś przypomniał? Jak gab to zrobiła? Co z tą fiolką z "składnikami zemsty"? Co jest z dzieckiem izabell? Gab je zabiła? Po co jej one( dziecko)? Dlaczego nie może zabić Is? Czy wszystko będzie dobrze? " tak dużo pytań a tak mało odpowiedzi" XD
OdpowiedzUsuńNa wszystkie znajdziesz odpowiedź w kolejnych rozdziałach :*
Usuń