sobota, 2 stycznia 2016

30.Koniec cz.2

                       Coś się wyjaśniło. Coś rozwiązało. Coś skończyło i coś zaczęło. 
Isabell i Gabriela stały w miejscu pełnego bieli i czystości. Ubrane były w dokładnie takie same suknie. Na szyjach miały naszyjniki z pereł. Rozupszczone włosy powiewały.
-A więc umarłyśmy?-powiedziała Isabell, a jej głos rozniósł się niczym echo.
-Ale jesteś spostrzegawcza!-zakpiła Gabriel.
-Gdybyś nie zamieniła nas miejscami nie doszło by do tego...
-A gdybyś ty nie zniszczyła mi rodziny...
W tym momencie rozległ się śmiech. Można było go porównać do dźwięku delikatnych dzwoneczków uderzanych w idealnym rytmie. Obie kobiety odwróciły się w tym samym momencie. Kilka metrów przed nimi stała przepiękna kobieta, trochę starsza od nich. Ubrana była przepiękną błękitną suknię do której wszyte były perły. Jej włosy też powiewały. Uśmiechała się do nich i sprawiała wrażenie idealnej.
Is i Gab spojrzały na siebie. Żadna nie wiedziała kto to, ale zdawało się, że ona znała je. 
Jej suknia zaszeleściła, gdy podeszła da nich. Podniosła ręce i ułożyła je na policzkach kobiet.
-Te same rysy twarzy-szepnęła.-Te same oczy. Ta sama krew...
-My się znamy?-spytała skołowana Gab.
-Oczywiście, że tak. Ale nie w tym życiu.
-Co to znaczy?-zapytała tak samo skołowana Is.
-Kochanie, zanim zostałaś Władczynią ktoś musiał cię wybrać. Poprzednia Władczyni. Ja. Cornelia Anna Julia Carol Verna. Wasza historia zaczyna się w czasie, kiedy ja rządziłam. Każdy miał tam wtedy swoje wcielenie. Wy także. Zostałam Władczynią w wieku 18 lat. Niestety już w tym wieku byłam ciężko chora. Ale starałam się o tym zapominać. Poznałam swojego męża i urodziły mi się dwie, prześliczne bliźniaczki. Lydia i Gina. Gina była troskliwa, skromna i cicha. Lydia wykorzystywała nieśmiałość Giny i wykorzystywała ją na każdym kroku. Była za to niezwykle mądra i szybko się uczyła. 
-Czy to my nimi byłyśmy?-rzekła Isabell.
-Nie dane mi było się nimi długo cieszyć.-kontynuowała poprzednia Władczyni jakby nie zauważywszy pytania kobiety.-Choroba dała o sobie znać, kiedy miałam 45 lat. Byłam zbyt młoda na śmierć. Powinnam dożyć co najmniej 200 lat. Jako Władczyni oczywiście. Ale nie mogłam nic na to poradzić. W dniu mojej śmierci leżałam w łóżku. Siedział przy mnie mój mąż i Lydia. Giny nie było, a jej siostra powiedziała, że woli zbierać kwiatki niż pożegnać matkę. Niestety potrafiłam rozpoznać kłamstwo i to ewidentnie nim było. Gina poszła pozbierać kwiaty dla mnie. Lydia jej kazała. Niestety nie zdążyła się ze mną pożegnać. Kiedy już mój duch opuścił moje ciało musiałam wybrać następce. Spojrzałam na moje córki. W sercu Giny mieściło się wyłącznie czyste dobro. Serce Lydii zanieczyszczone było złem. Gdybym was teraz zapytała, kogo byście wybrały, z pewnością odpowiedziałybyście mi, że Ginę. Też chciałam, by to ona nią została. Ale...w ostatniej chwili zobaczyłam mężczyznę. Mimo iż był stary, jego serce wypełniała miłość do Lydii. I wtedy zrozumiałam, ze jedyną słuszną decyzją będzie zrównanie dobra ze złem. Zamieniłam moje córki duszami i podarowałam Lydii drugą szansę. Teraz...teraz jesteście już kobietami i macie własne dzieci. A przynajmniej ty Lydio...
-Jestem Lydią? A ten mężczyzna...To Raphael? Od początku mnie kochał?
-Ona została Władczynią, bo to ja miałam nią zostać, ale musiała istnieć jakaś głupia równowaga?!
Nastała cisza. Cornelia wpatrywała się gdzieś w dal, jakby na kogoś czekała. Nagle zaświeciło światło czystsze od bieli. Spływało z góry powoli i leniwie, a jednocześnie zachwycało swymi płynnymi ruchami. Cornelia wyprostowała się wpatrując w to światło. Kiedy już znalazło się u jej stóp uformowało się ciało kobiety. Uklękła i złożyła pokłon u stóp kobiety. Ta położyła jej dłoń na głowie i kazała wstać. Następnie obie się przytuliły.
-Tak dawno cię nie widziałam!-szepnęła Cornelia.-Po tylu latach...
-Ale jestem. Ale moja misja jeszcze się nie skończyła.
Po tych słowach obróciła się. 
-Ros?!-krzyknęła Isabell. Jaką rolę odgrywała w tm wszystkim Ros?! Dlaczego tu była? Czemu znała jej matkę? A raczej matkę z poprzedniego życia. Chciała poznać odpowiedzi na wszystkie pytania. Teraz. Przyjaciółka uśmiechnęła się tylko.
-Chodź Gino-powiedziała Cornelia tylko i kobieta podążyła za nią. 
Ros i Is zostały same.
-Możesz mi wyjaśnić, co tu robisz?
-Isabell, wszystko ci wyjaśnię, tylko...tylko najpierw musisz poznać historię od samego początku. Od dnia, w którym się poznałyśmy. -Ros zaczęła iść, a Is podążyła za nią.-Tak naprawdę jestem Tytanidą.
-Tyta...czym?
-Tytanidą. W mitologii greckiej Tytanidy pochodzą od olbrzymów i są opiekunkami poszczególnych kategorii. Temida na przykład jest uosobieniem sprawiedliwości, prawa i wiecznego porządku. Tak naprawdę nazwa Tytanidy nie określa wielkiego wzrostu, a wielkiej mocy. Jestem drugą najpotężniejszą osobą zaraz po tobie, Władczyni. Nie rodzimy się często, ale możemy się odradzać. Aktualnie żyję ja i moja siostra. Ale w końcu nasze życie staje u kresu i wtedy dołączamy do gwiazd. Tytanida musi być spłodzona przez nimfę i gwiazdę, a te spadają bardzo rzadko. Zostałyśmy mianowane Opiekunkami Władczyń. Nasza moc daje nam wzgląd na przyszłość, przez co dokładnie wiemy co się wydarzy, ale nie możemy nic zrobić, by to zmienić.
-Zaraz. Czy to znaczy, że ty....
-Tak. Wiedziałam, że za wszystkim stoi Gabriela, że Jason zginie, że porodzisz córkę, której dasz na imię Destiny. Ujrzałam to, kiedy powiedziałaś mi, że jesteś Władczynią. Wtedy nie wiedziałam jeszcze co to znaczy, ale im bardziej dorastałam zaczęłam rozumieć.
-Mogłaś...mogłaś temu wszystkiemu zapobiec?! Mogłaś pomóc...
-Nie mogłam Isabell! Nie mogłam...na tym polega mój problem. Posłuchaj, poprzednia opiekunka odeszła przy poprzedniej Władczyni. Opiekowałam się Cornelią, ale nie czułam się...odpowiednio. Zostałam wróżką. Pierwszy raz miałam do czynienia z czymś takim. Ale czułam, że to jest to, do czego jestem stworzona. Do bycia wróżką i twoją przyjaciółką. Bycie Opiekunką zeszło na drugi plan. Wiesz dlaczego straciłam skrzydła? Bo się zakochałam. To była kara. Tytanidy nie mogą kochać. Nie mogą mieć dzieci. Nie mogą mieć rodziny. A ja...ja chciałam i straciłam skrzydła. Wtedy do mnie dotarło, że przede wszystkim twoją Opiekunką. Chciałam cię chronić. Odeszłam. Musiałam, inaczej mogłabym powiedzieć zbyt dużo. W dzień, kiedy Gabriela zamieniła was miejscami na mnie, jako Tytanidę takie słabe zaklęcie nie podziałało. Na ciebie też nie powinno, ale była skierowane wprost na ciebie i poparte większą mocą od twojej. 
-Naprawdę nic nie mogłaś zrobić?-spytała po wszystkim Isabell.
-Nic.
-Wiesz...wiesz co się teraz stanie?
-Wiem.-Ros przytuliła przyjaciółkę.-Ale gdybyś umarła, nie mogłabym tego wiedzieć.-szepnęła.
Is odsunęła się od przyjaciółki. Spojrzała na nią pytająco, ale ta tylko pokrzepiająco się uśmiechnęła.
-Widzę, że już wszystko sobie wyjaśniłyście.-powiedziała Cornelia, która nagle się pojawiła u boku z Gab.-Chodźcie, mam dla was jeszcze jeden sprawdzian.
Podniosła ręce do góry. Jej suknia znów zaszeleściła, a długie rękawy opadły do łokci. Białe ''tło'' czymkolwiek było zaczęło opadać i odsłaniać smutną prawdę.
Niebo, które ujawniła było ciemne, pozbawione jakichkolwiek chmur. Bez jakiegokolwiek życia. Ale to, co było niżej całkowicie zaskoczyło Is. Bardziej niż to, że Gab była jej siostrą. Bardziej niż to, że Ros znała prawdę od początku. Bardziej niż cokolwiek innego, co wydarzyło się dziś.
Ujrzała umierających ludzi, którzy zatrzymani byli w jednej pozie. Widziała wojnę. Prawdziwą wojnę. Brała udział w wojnach, ale nigdy wewnątrz. A tu było strasznie.
-Nie mam już zbyt dużo mocy-powiedziała po chwili Cornelia.-Ale to ważne. Waszą prawą ręką możecie uratować komuś życie. Lewą-odebrać je. Możecie też nie zrobić nic. Wystarczy, że złączycie ręce.
Potem odsunęła się wraz z Ros, odsłaniając dwie postacie. Na ziemi leżała Eira z nienaturalnie bladą twarzą. Z jej ust kapała krew. Nad nią pochylał się James z otwartymi ustami jakby coś do niej krzyczał. W jego stronę leciała strzała.
 Isabell do oczy napłynęły łzy. Mogła uratować tylko jednego. Uklękła przy nich. Spojrzała na Eirę, a potem na Jamesa. Zamknęła oczy. Musiała podjąć decyzję. Wyciągnęła prawą rękę. Otworzyła oczy i jeszcze raz spojrzała na nich. Dotknęła Eiry. Nienaturalnie blada twarz ustąpiła, a krew spłynęła. Żyła. Wstała i podeszła do strzały. Nie mogła jej już zatrzymać. Ale Gab mogła.
-Zatrzymaj tą strzałę.-powiedziała.-Proszę.
Gab wpatrywała się w swoje dłonie. Jedna jaśniała, druga była ciemna. Mogła go uratować. Ale wtedy Isabell byłaby szczęśliwa. Może przynajmniej, kiedy straci jego, będzie cierpieć. Złączyła dłonie, a wtedy znów pojawiła się Cornelia i Ros.  Spojrzała na Gabrielę.
-Myślałam, że coś zrozumiałaś.-powiedziała spokojnie.-Musisz się jednak wiele nauczyć.-Podeszła do Eiry i Jamesa.-Jedno nie będzie mogło żyć bez drugiego-powiedziała jakby do siebie. Potem podeszła do strzały. Z każdym ruchem jej suknia szeleściła jeszcze bardziej. Odetchnęła głęboko. Dotknęła strzały tak, że zmieniła kierunek. Potem spojrzała na swoje córki, podniosła ręce i białe ''tło'' powróciło.-To miejsce, to przejście do świata umarłych, lub tak zwanego raju. Niestety żadna z was by się tam nie dostała. Ty Isabell wybrałabyś, co chcesz robić, a ty Gabriel zostałabyś zesłana do piekła.-pierwszy raz użyła ich imion z tego wcielenia.-Chcę jednak, zrobić coś, co jest słuszne i potrzebne. Ty Isabell musisz zostać na Ziemi, w Arendelle, by przywrócić ludziom wiarę we Władców. Teraz ich umysły się otworzyły. Musisz po prostu zapewnić ich o swojej Władzy. Kiedy już to zrobisz cofniesz się do tego momentu i wybierzesz. Natomiast ty Gabriel, zostaniesz tu, dopóki nie nauczysz się jak opanować zło czyhające w twoim sercu. Będziecie widywać się co noc, będziecie pozbawione mocy, a jedyną siłą będzie wasza wyobraźnia.
-Co noc?!-krzyknęła Gab nieco za głośno.
-Nie będzie ci się nudzić-zapewniła matka.-I jeszcze jedno. Twoi przyjaciele powrócili do dawnej formy, a Raphael przypomniał sobie o tobie. Czas tam leci dalej. Bardzo o ciebie walczy. Czuję to i ty pewnie też. Nie zobaczymy się już Gabrielo. A z tobą Isabell zobaczę się jeszcze podczas dnia wyboru. Żegnajcie.
Potem nastąpiła ciemność.


Hej! Wiecie co? Wyczekiwałam tego rozdziału od bardzo dawna. A napisanie go okazało się niewyobrażalną udręką! Trzy dni go pisałam. Ale jestem dumna. Czekają nas jeszcze dwa rozdziały. Tak, dwa. I koniec. Powoli się do tego przygotowuję. Bardzo prosiłabym was o ocenę tego rozdziału. Z góry bardzo, bardzo dziękuję :*

3 komentarze:

  1. No i co ja zrobię kiedy ten blog się zakończy?
    No cooo?!!! ;-;
    Pięknie <3. Jestem bardzo ciekawa pozostałych 2 (czy trzech?) rozdziałów. Uwielbiam i nie mogę sie doczekać!
    Jedno pytano- czy Raphael wiedział o śmierci Iz? Jeśli tak, to o co walczył? Może był wkurzony, czy cuś? :3
    Takie gdybanie.
    Koffam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kolejnym rozdziale będzie to wyjaśnione :)

      Usuń
    2. W takim razie dawaj go jak najszybciej możesz :) :*

      Usuń

Dzięki za komentarz!:*