Hej! Po raz ostatni. Chcę napisać to na początku. Chcę mieć to z głowy. Napisanie tego bloga było próbą. Która przebiegła pomyślnie. Przez ten czas wiele się nauczyłam, poznałam wiele wspaniałych ludzi-was i zaczęłam czytać mnóstwo wspaniałych blogów. Czasami pisałam rozdziały ostatkami sił, czasami siedziałam nad nimi kilka dni. Robiłam to dla was, bo wy byłyście moją inspiracją. Wasze komentarze i to jak wyrażałyście swoją opinie napawało mnie wewnętrznym szczęściem. Chciałam wam za to podziękować i pogratulować tym, którzy zostali do końca. Nadal nie mogę uwierzyć, że to koniec. Na początku nawet tego nie planowałam. Ale udało się. I dziś się żegnamy. Kiedyś wam coś obiecałam. Czas dotrzymać obietnicy.
Kiedy się obudziła bolała ją głowa. Sen, który spowił ją był dziwny i inny. A przynajmniej tak jej się wydawało. Co noc spotykała się we śnie z Gabrielą. Tej nocy nie pamiętała spotkania. I do tego czuła się inaczej. Była odrętwiała. gdzieś w oddali rozlegało się równomierne pikanie. Słyszała też równomierny oddech. Zacisnęła rękę i poczuła dziwny opór. Potem usłyszała głos.
-O mój Boże!-krzyknął męski głos.-Ros!
Potem ten ktoś wybiegł z pokoju. To był Raphael. Isabell otworzyła powoli oczy. Zapiekły i musiała je zmrużyć. I wtedy to zobaczyła. Nie była w swojej komnacie. Zamiast zielonego koloru ścian ujrzała wszechobecną biel. Popatrzyła w prawo, a potem w lewo. Wokół niej znajdowała się aparatura, identyczna jak w szpitalu. Zaraz...ona była w szpitalu!
Odetchnęła panicznie. Jak się tu znalazła? Leżała w swojej komnacie. Umierała. Czy to by znaczyło, że...
Do pokoju weszła Ros. Ubrana była w biały fartuch a na jej ustach rozciągał się szeroki uśmiech. Usiadła obok łóżka Is i złapała ją za rękę.
-Ros? Gdzie...gdzie ja jestem? Przecież...
-Ciii.-uciszyła ją.-Mogę ci to wyjaśnić, ale to wymaga czasu.
Isabell skinęła głową i zaczęła słuchać, bo chciała się jak najszybciej dowiedzieć, co się dzieje.
-Umarłaś.-powiedziała smutno, a potem znów się uśmiechnęła szeroko.-A potem wybrałaś następce.
-Wiesz kto to?
-Nie. Nikt tego nie wie, ale nie przejmuj się. Byłaś jedyną Władczynią z tak potężną mocą. Mogłaś...mogłaś zrobić wszytko. Twoje serce wskazało, co miałyśmy zrobić. I chociaż trwało to mnóstwo czasu, udało nam się.
-My? Co WY zrobiłyście?
-Ja i poprzedni Władcy, którzy zdecydowali się zostać. Stworzyłyśmy nowy, zupełnie inny świat. Ale to nie wszystko. Ale po kolei. Zacznijmy od początku. Tylko ty pamiętasz dawne życie. Nikt nie pamięta, że byłaś Panią Wszystkich Światów. Twoja świadomość też zacznie znikać niedługo. Musisz to zapisywać, jeżeli nie chcesz zapomnieć. Ty i Raphael jesteście już małżeństwem. W tym świecie zapadłaś w śpiączkę po porodzie Destiny. Jest jeszcze niemowlakiem. Eira i James są jeszcze dziećmi. I jak na razie nie są za bardzo sobą zainteresowani. Pozostaje jeszcze kwestia Gabrieli i Jasona.
-Jasona?-zdziwiła się, a powietrze uszło jej z płuc.
-Chciałaś go kochać. Tak samo jak Raphaela. Kochałaś ich oboje. Raphael jest twoim mężem, a Jason...bratem.
-Bratem...-wyszeptała Is. Wskrzesiła zmarłego.
-Mhm...Musiał wyjechać. Ale to nie koniec niespodzianek. Gabriela jest twoją siostrą. I siostrą Jasona. W końcu ma rodzinę. Twoja matka żyje i czuje się świetnie. Siedzi na korytarzu z innymi.
W tym momencie nie wytrzymała. Nie widziała mamy od tak dawna. Łzy popłynęły jej po twarzy. Jej mama żyła. Jason żył. Wszystko to było wspaniałe. Po takim czasie nareszcie było wspaniale. Pozostała ostatnia kwestia.
-A ty Ros?-spytała i otarła szybko zapłakaną twarz.
-Nie jestem już twoją opiekunką. Powinnam zniknąć z twojego życia. Z życia Władczyni. Ale nikt nie może zabrać mi twojej przyjaźni, rozumiesz? Nie jestem już na twoich rozkazach, ale zostanę z tobą. Chcę zostać.
Przytuliły się, ale Ros szybko wstała.,
-Muszę już iść. Raphael dostaje tam kręćka. Cały czas spał przy twoim łóżku. Nie zostawiał cię na krok. Ale spokojnie, nie zostawiam cię na zawsze.
Nagle przypomniała sobie coś.
-Czekaj! W dniu piątych urodzin Destiny złamała rękę. Czy...czy to wszystko się powtórzy?
-Nie. Tu możesz pisać własny scenariusz
Po tych słowach wyszła, a w sali pojawili się wszyscy. Astrid i Czkawka z Jamesem, który podskakiwał niespokojnie na ramionach taty. Elsa i Jack z Eirą, która trzymała ich za rękę i spoglądała to ze złością na Jamesa, to z ciekawością na Is. Mama z Destiny na rękach i Raphael, wpatrujący się w nią sowimi pięknymi, młodymi oczami.
-Wróciłaś-powiedział i podszedł do niej.-Tęskniłem.
Popłakałam się pisząc to. Żegnam was na tym blogu, ale nie na zawsze. Piszę już kolejnego bloga. A to wszytko dzięki wam. Dlatego nie mówię: ŻEGNAM. Mówię: DO ZOBACZENIA.
Zamknęłam laptop. Nie mam zielonego pojęcia, czy to się działo naprawdę, czy to tylko moje sny. Spisałam to, bo Ros mnie prosiła. Ale...nie byłam pewna niczego.
-Mamo! Mamo!-do sypialni wbiegła roześmiana Destiny.-Idziemy na lody!
-Na lody?
Do pokoju wszedł mój mąż. Pochylił się i pocałował mnie w czubek głowy.
-Na lody. Ostatnio jęczałaś o lodach, więc postanowiłam zabrać moją wspaniałą córeczkę i cudowną żonę na lody.
Uśmiechnęłam się szeroko. Ostatnio cały czas mnie rozpieszczał. Ale zaczynałam robić się głodna. Nie mogłam więc odmówić.
-No dobrze. Idźcie się ubrać, zaraz do was dołączę.
Położyłam rękę na swoim zaokrąglonym brzuchu. Zatoczyłam niewielkie kręgi i uśmiechnęłam się. Otworzyłam laptopa i jeszcze raz spojrzałam na to, co napisałam. Parsknęłam, a w mojej głowie pojawiło się pytanie: "Co przeżyła Isabell?"
Myślę, że zakończenia nie mogłaś napisać lepiej. Mimo, iż ja nie jestem autorką tego opowiadania, tak jak ty jestem z nim związana. Pierwszy blog jaki czytałam. Dowiedziałam się, że piszesz bodajże przez stronę na fb. Nie żałuje, że znalazłam się na tym blogu. Dzięki, tobie zaczęłam mój własny rozdział z blogowaniem. Czuje się jak po przeczytaniu dobrej książki :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na mój blog
jelsa-lodowagrawitacja.blogspot.com ;)