Machnęła ręką i na niebie pojawiły się czarne chmury. Potem ruszyło całe ciało. Pochłonęła się całkowicie w mrocznym, przerażającym tańcu. Z każdym ruchem, z każdym krokiem mroczna posiadłość rosła w siłę. Z nieba zaczął padać deszcz, ale kobieta nie przestawała zatracać się w morderczym i magicznym tańcu. Dopiero kiedy uderzył pierwszy piorun mokra Gab przestała. Spojrzała na swoje dzieło-ciemne, straszne, duże. To był jej dom.
Weszła szybko do domu ignorując skrzeczące wrony już latające nad domem. Trzasnęła drzwiami. Rozejrzała się dookoła i wciągnęła zapach wnętrza.
-Jak w domu. Prawie...
Weszła schodami w dół i znalazła się w niewielkiej piwnicy. Na samym jej środku na niewielkim stoliku stała pusta fiolka. Nic nadzwyczajnego.
Dziewczyna włożyła do jej środka przedmioty, które zdobyła-element Łzy Pradziadów, kości skrzydeł wróżki i kwiat z pierwszej księgi. Machnęła palcami z których popłynęła fioletowa magia. Oplotła fiolkę dookoła. ''Składniki'' wewnątrz dosłownie stopiły się z naczyniem i stworzyły przepiękną, ozdobną fiolkę z fiołkowym szkłem. Dookoła miała łańcuszki i wizerunek ptaka. Złapała go w dłonie i zaśmiała się przerażająco.
-Takie piękne-rzekła obracając naczynie w palcach.-a takie zabójcze...
(ZDJĘCIE Z POPRZEDNIEGO POSTA)
Isabell wezwała przyjaciół do sali głównej.
-Astrid!-zawołał Czkawka wchodząc do domu.-Czas iść do Isabell! Wezwała po nas strażnika.
Dziewczyna pocałowała synka w czoło i zeszła na dół. Zmierzyła mężczyznę wzrokiem i wyszła na zewnątrz.
-Nie kłóćmy się.-powiedziała gdy podążył jej śladem.-Ja ci wybaczam. Czy ty...
-Też ci wybaczam.-powiedział przytulając żonę.
Elsa patrzyła w lustro. Zawsze była silna, nawet wtedy, gdy nie panowała jeszcze nad mocami. A teraz? Nie była silna. Była w rozsypce. Bała się. Po latach znów się bała. Że ich straci. Oboje. Odeszła od lustra, nie mogąc patrzyć na siebie w tym stanie. Spojrzała przez okno. Arendelle. Tu był jej dom i jej rodzina. Ale ono zmienia się. Isabell je zmienia. A co jeśli jej rodzina też się zmieni? Anna już dawno temu wyjechała z Kristoffem. Zostali jej tylko oni. Poczuła dotyk na ramieniu. Wyrwała się z zamyślenia i odwróciła pełna obaw.
-Jack!-rzekła przytulając męża.-Przepraszam. To moja wina. Nie zmieniajcie się.
-Hej!-krzyknął rozbawiony.-Nie tak mocno!
Trwali w tym uścisku jeszcze długą chwilę. Cieszyli się swoim towarzystwem. Cała złość ulotniła się w jednej chwili.
-Zaraz-rzekła królowa odklejając się od Strażnika-po co przyszedłeś? Znów wyjeżdżasz, prawda? Wiedziałam, wiedziałam...
-Ej, nigdzie nie jadę. Przynajmniej nie bez ciebie. Idziemy do sali głównej. Razem.
-Naprawdę?
-Tak. No nie myślałaś chyba, że cię zostawię?
Isabell znów siedziała na tronie w głębokim zamyśleniu. Myślała o Raphaelu. Nie chciała mu wybaczać. Nie teraz. Okłamywał ją przez tyle czasu. Przez lata żyła w kłamstwie. To ją przerastało. Jakby tego było mało od rana strasznie bolały ją ręce i była strasznie osłabiona. Usłyszała głosy. Poprawiła suknie i próbowała się uśmiechnąć. Do sali weszli Astrid i Czkawka oraz Jack i Elsa. Wyglądali na pogodzonych i szczęśliwych. Wstała, by ich powitać i zaczęła powoli zchodzić z podestu.
Wszyscy zbliżali się do sali głównej. Szeptali, lecz gdy tylko przekroczyli próg umilkli. Na tronie siedziała Is. Była blada i ledwo co się uśmiechała. Gdy tylko wstała i zaczęła do nich schodzić upadła bezwładnie na podłogę.
Szybko zanieśli ją do komnaty i kazali natychmiast wezwać Raphaela. Władczyni oddychała ciężko i miotała się w łóżku. Była spocona i rozpalona. Cały czas drapała ręce, co sprawiło, że były czerwone w miejscach, gdzie nie było znaków. Po kilku godzinach ocknęła się i zobaczyła na sobą zatroskaną twarz partnera.
-Przyprowadzić...Eirę...-wyszeptała ostatkami sił i znów zapadła w sen.
Gdy znów się obudziła była u niej nastolatka i ze strachem wpatrywała się w twarz Isabell. Ta uśmiechnęła się słabo. Czuła się trochę lepiej.
-Podejdź-powiedziała jak najgłośniej potrafiła.-Mam prośbę. Jedź na północ, do lasu. Znajdź Ros. Krzycz, że ja cię przysłałam.
-Ale gdzie dokładnie? Las jest ogromny...-powiedziała niepewnie dziewczyna.
-Pomoże ci...Las. Wystarczy poprosić.
Eira nie czekała na pozwolenie. Wyleciała z komnaty jak strzała i popędziła do zagród koni. Wsiadła na jednego z nich i na oklep pojechała na północ. Im bliżej lasu była, tym robiło się zimniej. Żałowała teraz, że nie wzięła niczego cieplejszego. W końcu zrobiło się już tak zimno, że nie chciała ryzykować i iść dalej, chociaż z pewnością by wytrzymała. Zsiadła z konia i poczuła zimne ukłucie. Im niżej tym było gorzej.
-Szukam Ros!-krzyczała, czując, że osuwa się na nogach.-Isabell! Czuje się bardzo źle! Umiera...
Ostatnie słowo praktycznie wyszeptała. Upadła na kolana i przycisnęła skostniałe ręce do piersi. Z oczu popłynęły łzy.
-Proszę...
Nagle całe zimno ulotniło się, a na jego miejsce nastąpiło przyjemne ciepło. Eira poczuła dotyk delikatnych dłoni na ramionach. Wstała niepewnie i spojrzała na postać.
Była troskliwie uśmiechnięta, nie widziała jednak nic więcej, ponieważ całą twarz zakrywał duży kaptur od długiego pudrowo-różowego płaszcza.
-Prowadź-odrzekła tylko postać. Wsiadły szybko na konia i popędziły jak najszybciej do zamku.
Na zamek przybyły szybko i od razu weszły do komnaty, gdzie przy Is czekali przyjaciele. Gdy tylko zakapturzona postać (nie Gab) podeszła do łóżka wszyscy spojrzeli na nią. Oprócz Raphaela, który cały czas głaskał po głowie partnerkę i spoglądał na nią z miłością, z którą nie patrzył na nią nawet Jason. Dopiero gdy postać dotknęła dłoni kobiety poruszył się niespokojnie.
-Niech wszyscy wyjdą.-powiedziała postać.
Na początku Raphael nie chciał opuścić Władczyni. Potem jednak przekonany, że jest w dobrych rękach wybiegł z zamku. Postać poprosiła jeszcze o gorącą i zimną wodę, a także kilka szmat. Kiedy wszystko przyniesiono, a drzwi zamknęły się ściągnęła wierzchnie odzienie. Płaszcz okazał się dużą ilością kieszonek, w których pochowane były przeróżne fiolki, woreczki i zioła. Ros położyła go na stole obok dwóch mis wody. Przez chwilę szukała czegoś, aż w końcu wyciągnęła jeden z woreczków i małą fiolkę. Zawartość woreczka wsypała do misy z ciepłą wodą, a eliksir do tej z zimną. Zbliżyła się do Władczyni i zamaczając dłonie w wodzie z eliksirem pocierała jej rozpaloną skórę. Po kilku minutach zaczęła już miarowo oddychać i otwierać oczy.
-Ros!-powiedziała próbując wstać.
-Cii... Odpoczywaj i wypij-odpowiedziała wróżka podając misę z ciepłą wodą. Napar był okropny, ale po nim Is od razu poczuła się lepiej. Usiadła na łóżku.
-Co mi jest?-spytała tak, jakby znała odpowiedź.
-Myślę, że wiesz, ale oczekujesz, aż ja to potwierdzę. Jesteś w ciąży, Isabell.
Najgorszy rozdział, jaki napisałam w życiu. Nieskładny, chaotyczny, bez ładu i składu. Sprawa wygląda tak, że znów nie mam internetu i nie wiem czy ten post w ogóle się opublikuje. Nie ma jednego zdjęcia, które jest w poprzednim poście i jeśli chcecie obczajcie sobie je. Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział, ale mam nadzieję, że razem z internetem, który pojawi się szybciutko. Ściskam was ciepło!
Rozdział wcale nie jest taki zły. Mnie się na przykład podoba ;).
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać nexta :3
Weny, czasu i internetu x3
Bardzo fajny ;)
OdpowiedzUsuńWidze że nie tylko mnie opuścił brak wny chęci nawet na czytanie. Jestem ciekawa jak sprawy potoczą się dalej i nie moge się doczekać nexta weny i cz asy :)
OdpowiedzUsuń