niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 4

                                              Rozdział 4.
  Isabell poczuła zimno, zaraz potem ciepło, upał i chłód. Tak jakby przechodziła przez pory roku. Bała się? Nie, wręcz przeciwnie była gotowa na to co się jej przyśni dalej. Nadal uważała to przeżycie za sen. Miała zamknięte oczy, ale gdy poczuła zapach trawy postanowiła je otworzyć. Spojrzała na miejsce w którym była. Widziała zachodzące słońce, ocean i piękne łąki. Przed nią stali Astrid, Czkawka, Elsa i Jack z otwartymi buziami. Wpatrywali się w nią.
-Co?-zapytała ich Is. Elsa wskazała palcem na jej strój.Włosy splecione miała w kucyka, który co chwilę był spleciony gumką, a przez który przechodził mały warkocz. Ubrana była w zieloną koszulę, na której była czarna bluzka na ramiączkach. Przy ramionach  miała małe czaszki-ozdoby.W biodrach miała duży pas przypominający związane pnącza. Ubraną miała również brązową spódniczkę i czarno brązowe spodnie. Na stopach jak Astrid i Czkawka miała zimowe buty.-Co? Ale ja nie...
-Widzisz? To zdolność kondyrogencji wpłynęła na twój strój. Czyli to ty nią jesteś.-powiedziała Elsa, podniosła z ziemi tarczę i podała ją Is. Była brązowa z ozdobnymi liśćmi na przodzie. Liście po przekątnej miały niebieskie kwiatki.-Ty jesteś Władcą, który ma Świadomość Kondyrogencji.
  Oszołomiona dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć. trzymała tarczę w obu rękach by jej nie opuścić.
-Dlaczego gdy byliśmy w twoim pokoju krzyknęłaś "O Boże!"-zaczął Czkawka i podszedł do niej.
-Elso-Isabell odwróciła się do niej- Możesz jeszcze raz pokazać mi Łzę Pradziadów?
-Oczywiście jak sobie życzysz.- powiedziała pani lodu i znów soją mocą wykonała replikę wisiorka.-Oto ona.
   Isabell, cały czas patrząc na łzę zaczęła wyciągać coś spod bluzki. Był to łańcuszek  z wisiorkiem.
-To jest ta Łza Pradziadów?-spytała oszołomiona dziewczyna pokazując wszystkim naszyjnik.
-Tak to jest ona!-krzyknęła Astrid i podbiegła do Władczyni. Zaczęła oglądać wisiorek, ciągnąc go i szarpiąc. Kiedy go puściła, uklękła i powiedziała.-O pani wybacz mi!
-Spokojnie nic się nie stało.-Ściągnęła go z szyi i chciała go podać Astrid, lecz nagle zaczął świecić by w końcu zniknąć.-Gdzie on jest? Czy ja coś zrobiłam?
-Hej spokojnie. On nigdy nie zniknie. Kondyrogencja umieściła go we właściwym miejscu.-Powiedziała Elsa i wskazała na ucho Is.- Gdybyś miała naszyjnik przeszkadzał by ci w walce, a jako kolczyk będzie cię chronił.
    Isabell dotknęła ucha. Rzeczywiście tam był. Wyrwała się z dotyku i powiedziała:
-Co mam teraz zrobić?
-Pani...-zaczął Czkawka, lecz Władczyni mu przerwała.
-Proszę nie mówcie do mnie "pani". Mówcie do mnie Is.
-Nie możemy skracać twojego imienia pani.-Ciągnął Czkawka.
-To mówcie do mnie Isabell. Ale nie "pani'' ani '' władczyni''  dobrze?
-Oczywiście. Więc od teraz zaczniemy rytuał rozbudzania. Najpierw pójdziesz z Astrid i nauczysz się walki, potem przyjdziesz do mnie.
-A czego ty mnie nauczysz?
-Tego co mogę cię nauczyć. A teraz idź już idź. Acha i gdy skończymy musimy wstawić się u wodza.
       Is poczuła nagle jak ktoś łapie ją za rękę i ciągnie w dół Berk. O tej porze, kiedy zachodziło słońce, wyglądało tak prawdziwie. Prawie czuła jak słońce dotyka jej twarzy, kiedy biegła z Astrid. Wdychała zapach trawy i morza. Wyczuwała delikatną nutkę zapachu ryb. Ani się nie obejrzała, a znalazła się w lesie. Pustym lesie. Była tam tylko ona, Astrid i Elsa, do której Isabell czuła ogromne poszanowanie. Na drzewach były wyraźne ślady po jakiejś broni. Już wiedziała, że to miejsce, do którego przychodziła Astrid by się odstresować.
-Więc tak: rutuał rozbudzania nie boli, ale zostaje już na zawsze w sercu i ciele.-powiedziała Elsa.- Astrid teraz twoja kolej.
-Nareszcie. Więc nauczę cię...
    ...I Astrid zaczęła wszystko tłumaczyć. Jak trzymać tarczę, miecz topór. Jak się nią posługiwać. Jak robić fikołki i jak unikać ciosów. Okazało się, że najlepiej radzi sobie z mieczem potem z włócznią, a najgorzej z toporem. Nagle poczuła, że jej lewa ręka swędzi, a nawet boli. Odkryła je i mimo ciemności zobaczyła, że coś tam się pojawia.
-Co to?-spytała ze strachem w głosie.
-To znak, że rytuał został prawidłowo wykonany. Zostałaś naznaczona.-powiedziała Elsa.- Teraz po nabyciu talentu pojawi się kolejny znak.
   Pomału na jej ręce nad nadgarstkiem zaczął pojawiać się miecz, owinięty włócznią na tle jej tarczy. Uśmiechnęła się do Astrid, by podziękować za nową umiejętność.
-No to teraz do idziemy do Czkawki.- stwierdziła Astrid.
-Nie, wy idziecie do Czkawki. Ja muszę wracać do mojego królestwa. Do zobaczenie jutro.-pożegnała się Elsa i takim samym ruchem nadgarstka jak w pokoju otworzyła portal i do niego weszła.
- No to same idziemy do Czkawki-powiedziała Astrid i razem ruszyły do Akademii. Tam czekał już na nich chłopak.
-No nareszcie jesteście.-powiedział do dziewczyn.-Szczerbek chodź!
   Isabell poczuła nagle zaskoczenie mieszane ze szczęściem. Codziennie patrzyła na oczy smoka, codziennie się w nich zatapiała i to one pozwalały jej żyć dalej. Tylko patrząc w nie mogła się stu procentowo uspokoić. A teraz? Teraz te oczy wpatrywały się w nią, nie ona w nie. Nareszcie mogła zobaczyć jakiej Szczerbatek jest wielkości. Is zaczęła sie czuć, jakby była w niebie. "Ten sen jest tak rzeczywisty"-pomyślała.
  Nawet o tym nie wiedziała, że wpatruje się w smoka z uśmiechem i łzami w oczach. Szcerbatek zaczął się czuć nieswojo i powoli odwracał się do Czkawki. Gdy Władczyni to zauważyła wyrwała się z tego dziwnego transu i zaczęła przepraszać:
- Ja przepraszam...chodzi oto....o bo....och co dzień marzyłam o tym spotkaniu. A teraz mogę go zobaczyć naprawdę.
-Trochę to dziwne, no ale nic zaczynajmy. A więc na mojej dzisiejszej lekcji nauczę cię tresowania smoków. Dlaczego wybrałem tak późną porę? A to dlatego, że prawie wszystkie smoki śpią. Dzięki temu będziesz mogła swobodnie wybrać sobie jednego z nich. A raczej to on ciebie.
-Wybrać co? Ale...Przecież...-jąkała się Isabell robiła to wtedy, gdy się denerwowała.-Zawsze marzyłam o spotkaniu ze smokiem, ale nie o tym, by mieć własnego. Poza tym skąd będę widziała, że to ten właściwy? I skąd to on będzie wiedział?
-Spokojnie będziecie wiedzieli. Więc tak będziemy cię zostawiać na końcu każdej wyspy ze smokami, a ty będziesz musiała przejść na drugą stronę.
-A jeśli jakiś smoczek nie będzie chciał się ze mną...zaprzyjaźnić?
-Przecież nie puścimy cię bez broni. A Astrid będzie cię obserwowała z góry. W razie potrzeby podleci po ciebie.
-Nie no serio? Może jeszcze mam sobie wskoczyć do oceanu i oswoić sobie Wrzeńca, co?
-Jeśli inny ci się nie spodoba...
-Achhhh.......
-Nie denerwuj się najpierw poćwiczysz ze Szczerbatkiem.-powiedział Czkawka i odwrócił się do smoka-Choć przyjacielu ona ci nic nie zrobi.-Dobra Isabello, wyciągnij do niego rękę. O tak-I Czkawka wykonał ruch jaki zapoczątkował przyjaźń jego ze smokiem. Szczerbek wiedział co robić i od razu pozwolił się dotknąć chłopakowi, co go trochę uspokoiło. Smoka, nie chłopaka.
     Isabell zrobiła dokładnie to samo. Ze zdenerwowania, a może ze szczęścia, trzęsła jej się ręka. Miała zamknięte oczy, gdy nagle poczuła ciepło chropowatej, smoczej skóry. Otworzyła powoli oczy i ujrzała zadowolonego i uspokojonego smoka. Podeszła do niego ostrożnie i pogłaskała po głowie. Smok nawet się nie opierał.
-Tak chcę-powiedziała Władczyni.
-Przepraszam co?-zapytała Astrid.
-Tak, chcę mieć własnego smoka.-powiedział pewnie Is i odwróciła się do dziewczyny-I to teraz.
   Lecieli krótko. Władczyni leciała z Czkawką na Szczerbatku. Strach ją ominął. Już nie czuła się jak przerażona nastolatka, tylko jak wolna pani.
-No to jesteśmy na miejscu-powiedział chłopak i odstawił ją na ziemię.-Smocza wyspa. Tak, myślę, że coś sobie tu wybierzesz.
   Is popatrzyła w górę i widziała jak Szczerbatek odlatuje. Potem odwróciła się w stronę wyspy i poszła w głąb niej.Na tej wyspie niestety nie znalazła smoka, ani na kolejnej, ani kolejnej. W końcu dotarli na bezludną wyspę pokrytą lasem. Isabell nie łudziła się, że coś tu znajdzie. Ale szła do przodu. Obróciła się powoli wokół własnej osi i nagle spostrzegła oczy. Oczy smoka. Oczy dzikiego smoka. Jednak nie wyglądały na groźne. Wpatrywały się w nią z zaciekawieniem. Dziewczyna pamiętała, co mówił jej Czkawka. I co pokazywał. Jednak smok stał za blisko, by zrobić jakikolwiek ruch i by rozpoznać jaki to gatunek. Dlatego wpatrywali się w siebie przez kilka minut, gdy nagle smok odrobinę się cofnął i Władczyni zrozumiała, że to zmiennoskrzydły. Nie bała się. Teraz mogła już wykonać ten ruch. Smok nie opierał się. Pozwolił się dotknąć, pogłaskać, ale gdy próbowała na niego wsiąść on odrzucił ją z rykiem. I waśnie wtedy podleciała Astrid.
-Isabell, co się dzieje?-zapytała.
-Chyba znalazłam swojego smoka.-odpowiedziała.-Spójrz!-pokazała na smoka, którego nie było.
-Ale tu nic nie ma.
-Jest. Smoku wyjdź proszę. Ona ci nic nie zrobi. Ja też.
   I w tym momencie pojawił się. Posłuchał jej.
-Ach...! Przecież to...-nie dokończyła Astrid.
-Tak zmiennostrzydły. I on jest mój.-odpowiedziała z dumą Is.
-Chyba ona.-wtrącił się Czkawka.
-Ona?-spojrzała w górę i opuściła wzrok.-Nazwę cię Vansi(czyt.wanszi).
-Ocho...twoja przyjaciółka jest ranna.Trzeba jej pomóc.
-To dlatego nie pozwoliłaś mi na siebie usiąść.-powiedział Władczyni i przytuliła się do swojego smoka.
_________________________________________________________________________________
  Sorry, że tak długo. Wybaczcie, ale musiałam zastanowić się, jaki smok będzie pasował do naszej bohaterki.
                      NFforever

1 komentarz:

  1. Nominowałam cię do Liebster blog award http://jack-and-elsa.blogspot.com/2014/06/liebster-blog-award.html?m=1

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz!:*