-Isabell, jeszcze raz-mówiła zirytowana Ros.-Zamknij oczy i dojrzyj swoje wnętrze. Porozmawiaj sama z sobą używając tylko umysłu.
-No...-odpowiedziała przeciągle Is.
-A teraz spróbuj jakby powiększyć pole swojego...myślenia i dojrzyj mój umysł. Jest teraz otwarty, możesz spokojnie do niego zajrzeć.
-No...
-...no...i nic-odpowiedziała zrezygnowana Ros.
''Boże! Nie umiem tego!''-odezwał się nagle głos w głowie dziewczyn.
-Is! Is! Udało ci się!
-Co?! Co mi się udało?!
-Przed chwilą odezwałaś się w mojej głowie! Poćwiczmy jeszcze.
Isabell w końcu nauczyła się rozmawiać telepatycznie. Jednak usłyszała od przyjaciółki, że to tylko jedno zastosowanie telepatii i że nawet ona nie poznała wszystkich. Na naukę reszty było już za późno, więc Is musiała się już zbierać.
-Wiesz, że kiedy będziesz chciała, zawsze możesz wrócić do zamku prawda?-zapytała Władczyni wsiadając na konia.
-Tak, wiem, ale jeszcze nie jestem na to gotowa.-usłyszała w odpowiedzi.-Teraz...kiedy wszystko zaczyna mieć jakiś sens...
-Rozumiem. Żegnaj Rosalindo.
Is gnała przez ciemny las. Wszystko wokół nie było już przyjazne, a wydawało się koszmarem. Nie zamierzała jednak się bać. Nie kiedy miała takie moce jak teraz. Wyczarowała małą, świecącą kulkę w ręce i zwolniła tempo konia. Poklepała go po szyi i wyczarowała kostkę cukru. Kiedy jego oddech zwolnił znów popędziła przed siebie. Tymczasem zaczęło już świtać...
W Arendelle była około 10 rano, ludzie zdążyli już wstać i rozejść się po ulicach.
''Tędy się do zamku nie dostaniemy.''
Wycofała konia i ruszyła za mury zamku. Kiedy była już poza zasięgiem oczu kogokolwiek otworzyła portal, przez który spokojnie przeprowadziła konia. Teraz była na tyłach zamku a dokładnie w zagrodach zwierząt. Odprowadziła konia i cicho poszła do swojej komnaty. Na szczęście nie spotkała nikogo, kto mógłby ją wydać.
Gdy tylko przekroczyła próg swojego pokoju, magicznie pozasłaniała okna, pozmykała drzwi i udała się do swojego kąpieliska. Rozebrała się i weszła do basenu pełnego ciepłej wody. Z małej, skalnej półki wzięła niebieski płyn i wlała odrobinę do wody. Ta najpierw zamigotała, a potem zaczęła się pienić. W końcu zaczęła delikatnie bulgotać, a w powietrzu zaczął unosić się zapach wiosennych hiacyntów. Is oparła głowę o skałę, zamknęła oczy i spokojnie oddychała.
Nagle poczuła dotyk ciepłych dłoni na ramionach. Uśmiechnęła się i westchnęła. Nadal nie otwierała oczu, a ręce zaczęły ją masować.
-Ładnie to tak pojawiać się znikąd?-odezwał się męski głos.
-Ładnie to tak wchodzić bez pukania?-odpowiedziała Is z nutką rozbawienia.-Chyba jesteśmy kwita nie?
-Chyba.
Isabell otworzyła oczy a nad jej głową pochylał się brązowooki mężczyzna. Pocałował ją czule w czoło, a następnie w usta. Złapał ją za mokrą dłoń i rzekł:
-Opowiadaj, jak było? Teraz już będziesz spokojna?
-Hm...ciężko odpowiedzieć na te pytania.-odpowiedziała Is.-Na pewno jestem teraz spokojniejsza i może...szczęśliwsza?
-Zdradzisz mi tajemnice tego szczęścia?
-Hm...nie. Nie zasłużyłeś.
-Nie?! No dobrze, w takim razie, skoro jesteś taka pełna optymizmu, to mam dla ciebie wspaniałe zadanie. Doprowadź się teraz do ''stanu używalności, a potem czekają cię niesamowite godziny audiencji!
-Co? Audiencja? Proszę nie każ mi tam iść...
-Kochanie, choćbym chciał, musisz. Ale skoro potrzebujesz zachęty, to wieczorem kiedy skończysz...
Zaczął szeptać jej coś do ucha. Potem zarumieniła się odrobinę i zachichotała.
-Skoro tak, chcę, żeby audiencja już się skończyła.
Teraz to ona go pocałowała. W odpowiedzi on pogłaskał ją po włosach i po policzku. Potem wstał i powiedział:
-Jeżeli by mnie pani szukała, będę na placu.
Ukłonił się i wyszedł.
I właśnie tu miałam skończyć rozdział 3. Jednak nie mogę doczekać się rozwoju akcji, dlatego połączyłam dwa rozdziały w jeden dłuższy.
Jak powiedziała tak zrobiła. Ubrała się, ogarnęła włosy, zrobiła delikatny makijaż i po około godzinie była gotowa. Przed wyjściem do ludzi spojrzała przez okno na plac. Ludzi nie było strasznie dużo, ale na pewno wysłuchanie ich nie będzie kwestią dwóch godzin.
Kiedy depresja się skończyła, a Isabell mogła już udzielać audiencji, do zamku przychodzili ludzie z całego królestwa, a także elfy i wróżki. Mnóstwo czasu zajmowało działanie w celu pomocy. Dlatego Is stworzyły system, dzięki któremu wszystko odbywało się szybko i sprawnie.
Kiedy problemem audiencji była choroba zwierząt, a zdarzało się to najczęściej, wystarczyło, że spojrzała na zwierzę z oddali, bądź oglądnęła jego wnętrze i wiedziała co należy zrobić. Dlatego kazała nazwać wszystkie zwierzęta w królestwie tak, aby mogła je rozpoznać. Potem wystarczyło wymówić imię zwierzęcia i jego rasę, a następnie imię właściciela i siedząc na tronie Is widziała, co się dzieje. Czasami leczyła czarami, a czasami dawała właścicielowi fiolkę z miksturą lub maścią, która pomagała. Było to dość wyczerpujące, dlatego mogła robić przerwy co 20 przypadków, a w nadzwyczajnych sytuacjach co 10.
Natomiast kiedy chodziło o spór, musiały przyjść obie strony. Is słuchała tylko o co chodzi, a następnie sprawiedliwie rozsądzała sprawę. Czasami zadawała dodatkowe pytania do konkretnej ze stron.
W reszcie przypadków radziła się swoich doradców, którzy chętnie jej pomagali.
Audiencje dobiegały końca. Ostatnie osoby, ostatnie problemy i już koniec. Isabell właśnie wstawała z tronu, kiedy do sali audiencyjnej wbiegł rozgorączkowany strażnik bramy główniej.
-Pani...-ukłonił się, a następnie zaczął mówić szybko.-Jakaś dziewczy....kobieta, strasznie zraniona i zmęczona. Mówi, że cię zna. Prawie zemdlała.
Czy to mogła być Ros? Nie, na pewno nie, bo strażnicy ją znają. Kobieta? Nie miała pojęcia kto to, ale skoro potrzebowała pomocy, Is miała obowiązek jej pomóc. Wyszła przed zamek, gdzie czekało na nią drobne zbiorowisko, które rozgonili oficjalni strażnicy. Na ziemi leżała młoda kobieta z włosami w kolorze ciemnego blondu ubrudzonymi błotem i krwią. Ubranie, chodź poszarpane, było inne niż kobiet które widziała. A właściwie tylko w jednym miejscu tak się noszono. W świecie jej narodzenia. Is zdjęła postaci kaptur. Zobaczyła, biedne, przekrwione oczy Gabrieli. Tak, właśnie jej. Poznała je od razu.
-Gab...Gabriela?-spytała oszołomiona.-Jak...jak ty się tu znalazłaś.
-Uwolnił mnie-szeptała zmęczona kobieta zmuszając Is do zbliżenia się-mam cię ostrzec. Zło...zło nadchodzi. Uważaj...
I zemdlała. Is kazała zanieść ją do pokoju i wyleczyć. Sama zastanawiała się, o co mogło jej chodzić.
Trwało to kilka dni, zanim zaczęła zdrowieć. Isabell przychodziła czasami, by pomóc czarami ją leczyć. Czasami przynosiło to zamierzone skutki, a czasami-nie.
Iiiii jaaaaak? Piszcie w komentarzach!
Akcja pełną parą idzie ;) Już nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńRiv
Ciekawie się zaczyna, hmm... ? Miałam cichą nadzieję, by 3 część połączyła się z naszym światem.
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta ;)