Isabell chodziła po komnacie niespokojnie. Cała ta sytuacja działała jej na nerwy. Mimo iż Gabryiela się obudziła, byłą tak wystraszona, że nie chciała powiedzieć ani słowa. Leżała tylko całymi dniami wpatrując się w zegar.
Is przeszła kolejne kółko. Raphael spał, ale ona nie mogła. A chodzenie pomagało jej myśleć. Zagryzała nerwowo dolną wargę. Zawsze tak robiła, kiedy się czymś martwiła.
Kolejne kółko. Trochę kręciło się jej już w głowie, ale wolała to niż natłok myśli.
-Isabell, znowu?-usłyszała nagle męski głos i gwałtownie się zatrzymała.
-Och, obudziłam cię?-powiedziała z zatroskaniem, kładąc się obok niego. Objął ją ramieniem i przysunął do siebie.-Przepraszam...
-Nie przepraszaj, tylko powiedz o co chodzi. Co cię dręczy, ukochana?
-Przeszłość...
-Boże, Is! Przestań się nią zadręczać! Teraz ona się nie liczy. Ważna jest przyszłość. NASZA przyszłość. Nic nie rozumiesz?
-Nie, to ty nic nie rozumiesz-oburzona dziewczyna wstała z łóżka i znów zaczęła krążyć.- Codziennie rano wstaję i patrzę jak śpisz. Spoglądam na ciebie i wyobrażam sobie siebie z gromadką dzieci i tobą u boku. Pragnę z całego serca zapomnieć. Ale to wraca. Przez. Cały. Czas. Najpierw Jason. Teraz ona. Przeszłość jest moją przyszłością. Muszę się z tym zmierzyć. A ty powinieneś mnie w tym wspierać.
-Chodź tutaj. No chodź.-Raphael wyciągnął ręce, a Is potulnie do niego podeszła. Usiadła mu na kolanach i przytuliła.- A teraz posłuchaj. W chwili, gdy zostałem twoim Oficjalnym Partnerem musiałem zrezygnować ze wszystkiego, czego mnie uczono. Tego, że mężczyzna powinien iść zawsze przed kobietą, że powinien za nią decydować, chronić i opiekować się nią. Tymczasem jest zupełnie na odwrót. Musiałem zapomnieć o przeszłości i ty też w końcu będziesz musiała. Ale faktycznie ona nie chcę cię puścić. Będę czekał. Aż będziesz gotowa.
-Jesteś najukochańszy na świecie. Bardzo boli mnie to, że nie możesz być moim mężem.
-Ja nie. Nie chciałbym być na równi z osobą taką jak ty.
Zgrabnie obrócili się i wylądowali na łóżku w pozycji leżącej. Raphael całował jej szyję, a ona chichotała bezwstydnie.
Nagle oboje usłyszeli dzwony. Spojrzeli na zegar. 23:01. Cokolwiek dzieje się o tej porze, nigdy nie jest dobre. Is od razu zmieniła magicznie strój, a Raphael na szczęście potrafił bardzo szybko się ubierać. Oboje wybiegli do sali audiencyjnej.
-Co się dzieje?-spytała najbliższego strażnika, który wydawał się czymś...odurzony?
-Pa-pa-pa...ni Ga-ga-gabryiela-tyle zdążył wydukać i padł na posadzkę.
-Straż!-krzyknęła zaniepokojona. Zaraz pojawiło się około dwudziestu mężczyzn, którzy po kolei stanęli przed Is. Nikt jednak nie podchodził bliżej niż na pięć metrów. Takie były zasady.
Nagle wszystkie światła zgasły, a po chwili zapaliły się tylko boczne, dawno nie używane lampki. Zrobiło się mrocznie i tajemniczo. Isabell odruchowo zrobiła krok do tyłu i wpadła na Raphaela, który od razu złapał ją w swe ramiona.
-Nie podoba mi się to-szepnął.
Do komnaty weszła postać ubrana na czarno. Wyzywający strój, połączony z ciemnym płaszczem tworzył wrażenie czarownicy z bajek o księżniczkach. Jasna skóra i czerwone usta mocno wpasowały się w kobietę. Jedynie włosy, a właściwie ich kolor nie pasował. Postać szła powoli w ich stronę uśmiechając się ni to złowieszczo, ni przyjaźnie. Kiwnięciem ręki odurzała kolejnych strażników. Wyglądało to tak, jakby robiła to od niechcenia, jakby nie to ją interesowało. Im bliżej podchodziła, tym bardziej stawała się znajoma.
Kiedy minęła ostatnich strażników oboje wiedzieli już doskonale kto to.
-Gabryjela?-rzekła oszołomiona Is kurczowa trzymająca się Partnera.
-Witaj Is.-rzekła kobieta i ukłoniła się drwiąco.-Dawno mnie nie widziałaś, prawda? Ja za to, widywałam cię codziennie. Zanim zaczniesz zadawać idiotyczne pytania, pozwól, że powiem ci dlaczego tu jestem. Ale zacznijmy od początku. Od moich narodzin. A właściwie od mojego dzieciństwa. Wychowałam się w sierocińcu. Tak Is, w domu dziecka. Widzisz, nasza przyjaźń była tylko złudzeniem, bo nic o sobie nie wiedziałyśmy. To, co tworzyłyśmy przez lata było tylko...uprzejmością. Ale nie o tym chciałam mówić. Tam gdzie mieszkałam byli sami chłopcy. Jako jedyna z dziewczyn byłam wyśmiewana i nieakceptowana. Uważana za gorszą. Śniłam o dniu, w którym moje życie się odmieni, a ja znajdę rodzinę, którą tak bardzo pragnęłam mieć. Rosłam, stawałam się starsza i wiedziałam, że nikt nie zechce nastolatki. Coraz częściej myślałam o tym, że zostanę tam na zawsze, a dokładnie do moich osiemnastych urodzin. Aż w końcu nastąpiła ta noc. Śniło mi się, że magiczną mocą tworzę w swoim pokoju błękitno-fioletowego pegaza, a on niesie mnie z dala od sierocińca. Pamiętam dokładną godzinę: 23:07. I tak było każdej nocy. Nie było mowy o tym w dzień. Ale te sny, były tak prawdziwe, że pewnego ranka postanowiłam spróbować. Próbowałam czarować. I właśnie wtedy okazało się, że to nie były sny, lecz prawda. I tak co noc doskonaliłam coraz to nowe umiejętności. Telepatia, biała magia, żywioły, czytanie w myślach...Uczyłam się tego szybciej niż się spodziewasz. Byłam szczęśliwa, przestałam nawet myśleć o rodzinie. Moja magia zastępowała mi wszystko. Aż nastąpiła ta feralna noc. Jakiś zboczeniec z domu dziecka zamontował w moim pokoju kamerę. Chciał oglądać mnie jak się przebieram. Ale on odkrył coś innego. Odkrył moje czary. Od razu wszyscy wpadli do mojego pokoju i oskarżali mnie o pakt z diabłem, o to że mnie opętał. A ja płakałam, bo przecież nie robiłam nic złego. Byłam tylko zagubiona. Ze łzami w oczach spojrzałam na zegarek.Była dokładnie 24:01. Nie pozwoliłam się dotknąć. Wymazałam im pamięć. Wszystkim, a tego zboczeńca zabiłam od razu. Nie używałam już magii. O 23:07 mój koszmar samotności się skończył, a o 24:01 zaczął. Od dzisiejszego dnia będę do ciebie przychodziła o tej samej porze i o tej samej porze odchodziła. Spokojnie nie zrobię ci krzywdy, więc nie musisz męczyć straży. Muszą spać. A teraz żegnaj, Is.
Władczyni wpatrywała się w miejsce, gdzie przed chwilą stała Gabryjela. Po policzkach ciekły łzy, a ona powoli zdawała sobie sprawę, że ta historia będzie jeszcze gorsza z każdą nocą.
Mam nadzieję, że zadowolone. Bardzo dziękuję za komentarze bo naprawdę BARDZO pomagają w pisaniu. Cieszę się, że nie jest to puste ''Super'', ale prawdziwy komentarz pełen waszych emocji. Chcę też jeszcze raz przypomnieć o tym, że tu: http://wakacyjnyblogjelsy.blogspot.com/ czekam na jeszcze dwa komentarze. Jeszcze raz wielkie dzięki za to co robicie :*
piątek, 31 lipca 2015
sobota, 25 lipca 2015
3. Co przynosi nowy dzień?
-Isabell, jeszcze raz-mówiła zirytowana Ros.-Zamknij oczy i dojrzyj swoje wnętrze. Porozmawiaj sama z sobą używając tylko umysłu.
-No...-odpowiedziała przeciągle Is.
-A teraz spróbuj jakby powiększyć pole swojego...myślenia i dojrzyj mój umysł. Jest teraz otwarty, możesz spokojnie do niego zajrzeć.
-No...
-...no...i nic-odpowiedziała zrezygnowana Ros.
''Boże! Nie umiem tego!''-odezwał się nagle głos w głowie dziewczyn.
-Is! Is! Udało ci się!
-Co?! Co mi się udało?!
-Przed chwilą odezwałaś się w mojej głowie! Poćwiczmy jeszcze.
Isabell w końcu nauczyła się rozmawiać telepatycznie. Jednak usłyszała od przyjaciółki, że to tylko jedno zastosowanie telepatii i że nawet ona nie poznała wszystkich. Na naukę reszty było już za późno, więc Is musiała się już zbierać.
-Wiesz, że kiedy będziesz chciała, zawsze możesz wrócić do zamku prawda?-zapytała Władczyni wsiadając na konia.
-Tak, wiem, ale jeszcze nie jestem na to gotowa.-usłyszała w odpowiedzi.-Teraz...kiedy wszystko zaczyna mieć jakiś sens...
-Rozumiem. Żegnaj Rosalindo.
Is gnała przez ciemny las. Wszystko wokół nie było już przyjazne, a wydawało się koszmarem. Nie zamierzała jednak się bać. Nie kiedy miała takie moce jak teraz. Wyczarowała małą, świecącą kulkę w ręce i zwolniła tempo konia. Poklepała go po szyi i wyczarowała kostkę cukru. Kiedy jego oddech zwolnił znów popędziła przed siebie. Tymczasem zaczęło już świtać...
W Arendelle była około 10 rano, ludzie zdążyli już wstać i rozejść się po ulicach.
''Tędy się do zamku nie dostaniemy.''
Wycofała konia i ruszyła za mury zamku. Kiedy była już poza zasięgiem oczu kogokolwiek otworzyła portal, przez który spokojnie przeprowadziła konia. Teraz była na tyłach zamku a dokładnie w zagrodach zwierząt. Odprowadziła konia i cicho poszła do swojej komnaty. Na szczęście nie spotkała nikogo, kto mógłby ją wydać.
Gdy tylko przekroczyła próg swojego pokoju, magicznie pozasłaniała okna, pozmykała drzwi i udała się do swojego kąpieliska. Rozebrała się i weszła do basenu pełnego ciepłej wody. Z małej, skalnej półki wzięła niebieski płyn i wlała odrobinę do wody. Ta najpierw zamigotała, a potem zaczęła się pienić. W końcu zaczęła delikatnie bulgotać, a w powietrzu zaczął unosić się zapach wiosennych hiacyntów. Is oparła głowę o skałę, zamknęła oczy i spokojnie oddychała.
Nagle poczuła dotyk ciepłych dłoni na ramionach. Uśmiechnęła się i westchnęła. Nadal nie otwierała oczu, a ręce zaczęły ją masować.
-Ładnie to tak pojawiać się znikąd?-odezwał się męski głos.
-Ładnie to tak wchodzić bez pukania?-odpowiedziała Is z nutką rozbawienia.-Chyba jesteśmy kwita nie?
-Chyba.
Isabell otworzyła oczy a nad jej głową pochylał się brązowooki mężczyzna. Pocałował ją czule w czoło, a następnie w usta. Złapał ją za mokrą dłoń i rzekł:
-Opowiadaj, jak było? Teraz już będziesz spokojna?
-Hm...ciężko odpowiedzieć na te pytania.-odpowiedziała Is.-Na pewno jestem teraz spokojniejsza i może...szczęśliwsza?
-Zdradzisz mi tajemnice tego szczęścia?
-Hm...nie. Nie zasłużyłeś.
-Nie?! No dobrze, w takim razie, skoro jesteś taka pełna optymizmu, to mam dla ciebie wspaniałe zadanie. Doprowadź się teraz do ''stanu używalności, a potem czekają cię niesamowite godziny audiencji!
-Co? Audiencja? Proszę nie każ mi tam iść...
-Kochanie, choćbym chciał, musisz. Ale skoro potrzebujesz zachęty, to wieczorem kiedy skończysz...
Zaczął szeptać jej coś do ucha. Potem zarumieniła się odrobinę i zachichotała.
-Skoro tak, chcę, żeby audiencja już się skończyła.
Teraz to ona go pocałowała. W odpowiedzi on pogłaskał ją po włosach i po policzku. Potem wstał i powiedział:
-Jeżeli by mnie pani szukała, będę na placu.
Ukłonił się i wyszedł.
I właśnie tu miałam skończyć rozdział 3. Jednak nie mogę doczekać się rozwoju akcji, dlatego połączyłam dwa rozdziały w jeden dłuższy.
Jak powiedziała tak zrobiła. Ubrała się, ogarnęła włosy, zrobiła delikatny makijaż i po około godzinie była gotowa. Przed wyjściem do ludzi spojrzała przez okno na plac. Ludzi nie było strasznie dużo, ale na pewno wysłuchanie ich nie będzie kwestią dwóch godzin.
Kiedy depresja się skończyła, a Isabell mogła już udzielać audiencji, do zamku przychodzili ludzie z całego królestwa, a także elfy i wróżki. Mnóstwo czasu zajmowało działanie w celu pomocy. Dlatego Is stworzyły system, dzięki któremu wszystko odbywało się szybko i sprawnie.
Kiedy problemem audiencji była choroba zwierząt, a zdarzało się to najczęściej, wystarczyło, że spojrzała na zwierzę z oddali, bądź oglądnęła jego wnętrze i wiedziała co należy zrobić. Dlatego kazała nazwać wszystkie zwierzęta w królestwie tak, aby mogła je rozpoznać. Potem wystarczyło wymówić imię zwierzęcia i jego rasę, a następnie imię właściciela i siedząc na tronie Is widziała, co się dzieje. Czasami leczyła czarami, a czasami dawała właścicielowi fiolkę z miksturą lub maścią, która pomagała. Było to dość wyczerpujące, dlatego mogła robić przerwy co 20 przypadków, a w nadzwyczajnych sytuacjach co 10.
Natomiast kiedy chodziło o spór, musiały przyjść obie strony. Is słuchała tylko o co chodzi, a następnie sprawiedliwie rozsądzała sprawę. Czasami zadawała dodatkowe pytania do konkretnej ze stron.
W reszcie przypadków radziła się swoich doradców, którzy chętnie jej pomagali.
Audiencje dobiegały końca. Ostatnie osoby, ostatnie problemy i już koniec. Isabell właśnie wstawała z tronu, kiedy do sali audiencyjnej wbiegł rozgorączkowany strażnik bramy główniej.
-Pani...-ukłonił się, a następnie zaczął mówić szybko.-Jakaś dziewczy....kobieta, strasznie zraniona i zmęczona. Mówi, że cię zna. Prawie zemdlała.
Czy to mogła być Ros? Nie, na pewno nie, bo strażnicy ją znają. Kobieta? Nie miała pojęcia kto to, ale skoro potrzebowała pomocy, Is miała obowiązek jej pomóc. Wyszła przed zamek, gdzie czekało na nią drobne zbiorowisko, które rozgonili oficjalni strażnicy. Na ziemi leżała młoda kobieta z włosami w kolorze ciemnego blondu ubrudzonymi błotem i krwią. Ubranie, chodź poszarpane, było inne niż kobiet które widziała. A właściwie tylko w jednym miejscu tak się noszono. W świecie jej narodzenia. Is zdjęła postaci kaptur. Zobaczyła, biedne, przekrwione oczy Gabrieli. Tak, właśnie jej. Poznała je od razu.
-Gab...Gabriela?-spytała oszołomiona.-Jak...jak ty się tu znalazłaś.
-Uwolnił mnie-szeptała zmęczona kobieta zmuszając Is do zbliżenia się-mam cię ostrzec. Zło...zło nadchodzi. Uważaj...
I zemdlała. Is kazała zanieść ją do pokoju i wyleczyć. Sama zastanawiała się, o co mogło jej chodzić.
Trwało to kilka dni, zanim zaczęła zdrowieć. Isabell przychodziła czasami, by pomóc czarami ją leczyć. Czasami przynosiło to zamierzone skutki, a czasami-nie.
Iiiii jaaaaak? Piszcie w komentarzach!
-No...-odpowiedziała przeciągle Is.
-A teraz spróbuj jakby powiększyć pole swojego...myślenia i dojrzyj mój umysł. Jest teraz otwarty, możesz spokojnie do niego zajrzeć.
-No...
-...no...i nic-odpowiedziała zrezygnowana Ros.
''Boże! Nie umiem tego!''-odezwał się nagle głos w głowie dziewczyn.
-Is! Is! Udało ci się!
-Co?! Co mi się udało?!
-Przed chwilą odezwałaś się w mojej głowie! Poćwiczmy jeszcze.
Isabell w końcu nauczyła się rozmawiać telepatycznie. Jednak usłyszała od przyjaciółki, że to tylko jedno zastosowanie telepatii i że nawet ona nie poznała wszystkich. Na naukę reszty było już za późno, więc Is musiała się już zbierać.
-Wiesz, że kiedy będziesz chciała, zawsze możesz wrócić do zamku prawda?-zapytała Władczyni wsiadając na konia.
-Tak, wiem, ale jeszcze nie jestem na to gotowa.-usłyszała w odpowiedzi.-Teraz...kiedy wszystko zaczyna mieć jakiś sens...
-Rozumiem. Żegnaj Rosalindo.
Is gnała przez ciemny las. Wszystko wokół nie było już przyjazne, a wydawało się koszmarem. Nie zamierzała jednak się bać. Nie kiedy miała takie moce jak teraz. Wyczarowała małą, świecącą kulkę w ręce i zwolniła tempo konia. Poklepała go po szyi i wyczarowała kostkę cukru. Kiedy jego oddech zwolnił znów popędziła przed siebie. Tymczasem zaczęło już świtać...
W Arendelle była około 10 rano, ludzie zdążyli już wstać i rozejść się po ulicach.
''Tędy się do zamku nie dostaniemy.''
Wycofała konia i ruszyła za mury zamku. Kiedy była już poza zasięgiem oczu kogokolwiek otworzyła portal, przez który spokojnie przeprowadziła konia. Teraz była na tyłach zamku a dokładnie w zagrodach zwierząt. Odprowadziła konia i cicho poszła do swojej komnaty. Na szczęście nie spotkała nikogo, kto mógłby ją wydać.
Gdy tylko przekroczyła próg swojego pokoju, magicznie pozasłaniała okna, pozmykała drzwi i udała się do swojego kąpieliska. Rozebrała się i weszła do basenu pełnego ciepłej wody. Z małej, skalnej półki wzięła niebieski płyn i wlała odrobinę do wody. Ta najpierw zamigotała, a potem zaczęła się pienić. W końcu zaczęła delikatnie bulgotać, a w powietrzu zaczął unosić się zapach wiosennych hiacyntów. Is oparła głowę o skałę, zamknęła oczy i spokojnie oddychała.
Nagle poczuła dotyk ciepłych dłoni na ramionach. Uśmiechnęła się i westchnęła. Nadal nie otwierała oczu, a ręce zaczęły ją masować.
-Ładnie to tak pojawiać się znikąd?-odezwał się męski głos.
-Ładnie to tak wchodzić bez pukania?-odpowiedziała Is z nutką rozbawienia.-Chyba jesteśmy kwita nie?
-Chyba.
Isabell otworzyła oczy a nad jej głową pochylał się brązowooki mężczyzna. Pocałował ją czule w czoło, a następnie w usta. Złapał ją za mokrą dłoń i rzekł:
-Opowiadaj, jak było? Teraz już będziesz spokojna?
-Hm...ciężko odpowiedzieć na te pytania.-odpowiedziała Is.-Na pewno jestem teraz spokojniejsza i może...szczęśliwsza?
-Zdradzisz mi tajemnice tego szczęścia?
-Hm...nie. Nie zasłużyłeś.
-Nie?! No dobrze, w takim razie, skoro jesteś taka pełna optymizmu, to mam dla ciebie wspaniałe zadanie. Doprowadź się teraz do ''stanu używalności, a potem czekają cię niesamowite godziny audiencji!
-Co? Audiencja? Proszę nie każ mi tam iść...
-Kochanie, choćbym chciał, musisz. Ale skoro potrzebujesz zachęty, to wieczorem kiedy skończysz...
Zaczął szeptać jej coś do ucha. Potem zarumieniła się odrobinę i zachichotała.
-Skoro tak, chcę, żeby audiencja już się skończyła.
Teraz to ona go pocałowała. W odpowiedzi on pogłaskał ją po włosach i po policzku. Potem wstał i powiedział:
-Jeżeli by mnie pani szukała, będę na placu.
Ukłonił się i wyszedł.
I właśnie tu miałam skończyć rozdział 3. Jednak nie mogę doczekać się rozwoju akcji, dlatego połączyłam dwa rozdziały w jeden dłuższy.
Jak powiedziała tak zrobiła. Ubrała się, ogarnęła włosy, zrobiła delikatny makijaż i po około godzinie była gotowa. Przed wyjściem do ludzi spojrzała przez okno na plac. Ludzi nie było strasznie dużo, ale na pewno wysłuchanie ich nie będzie kwestią dwóch godzin.
Kiedy depresja się skończyła, a Isabell mogła już udzielać audiencji, do zamku przychodzili ludzie z całego królestwa, a także elfy i wróżki. Mnóstwo czasu zajmowało działanie w celu pomocy. Dlatego Is stworzyły system, dzięki któremu wszystko odbywało się szybko i sprawnie.
Kiedy problemem audiencji była choroba zwierząt, a zdarzało się to najczęściej, wystarczyło, że spojrzała na zwierzę z oddali, bądź oglądnęła jego wnętrze i wiedziała co należy zrobić. Dlatego kazała nazwać wszystkie zwierzęta w królestwie tak, aby mogła je rozpoznać. Potem wystarczyło wymówić imię zwierzęcia i jego rasę, a następnie imię właściciela i siedząc na tronie Is widziała, co się dzieje. Czasami leczyła czarami, a czasami dawała właścicielowi fiolkę z miksturą lub maścią, która pomagała. Było to dość wyczerpujące, dlatego mogła robić przerwy co 20 przypadków, a w nadzwyczajnych sytuacjach co 10.
Natomiast kiedy chodziło o spór, musiały przyjść obie strony. Is słuchała tylko o co chodzi, a następnie sprawiedliwie rozsądzała sprawę. Czasami zadawała dodatkowe pytania do konkretnej ze stron.
W reszcie przypadków radziła się swoich doradców, którzy chętnie jej pomagali.
Audiencje dobiegały końca. Ostatnie osoby, ostatnie problemy i już koniec. Isabell właśnie wstawała z tronu, kiedy do sali audiencyjnej wbiegł rozgorączkowany strażnik bramy główniej.
-Pani...-ukłonił się, a następnie zaczął mówić szybko.-Jakaś dziewczy....kobieta, strasznie zraniona i zmęczona. Mówi, że cię zna. Prawie zemdlała.
Czy to mogła być Ros? Nie, na pewno nie, bo strażnicy ją znają. Kobieta? Nie miała pojęcia kto to, ale skoro potrzebowała pomocy, Is miała obowiązek jej pomóc. Wyszła przed zamek, gdzie czekało na nią drobne zbiorowisko, które rozgonili oficjalni strażnicy. Na ziemi leżała młoda kobieta z włosami w kolorze ciemnego blondu ubrudzonymi błotem i krwią. Ubranie, chodź poszarpane, było inne niż kobiet które widziała. A właściwie tylko w jednym miejscu tak się noszono. W świecie jej narodzenia. Is zdjęła postaci kaptur. Zobaczyła, biedne, przekrwione oczy Gabrieli. Tak, właśnie jej. Poznała je od razu.
-Gab...Gabriela?-spytała oszołomiona.-Jak...jak ty się tu znalazłaś.
-Uwolnił mnie-szeptała zmęczona kobieta zmuszając Is do zbliżenia się-mam cię ostrzec. Zło...zło nadchodzi. Uważaj...
I zemdlała. Is kazała zanieść ją do pokoju i wyleczyć. Sama zastanawiała się, o co mogło jej chodzić.
Trwało to kilka dni, zanim zaczęła zdrowieć. Isabell przychodziła czasami, by pomóc czarami ją leczyć. Czasami przynosiło to zamierzone skutki, a czasami-nie.
Iiiii jaaaaak? Piszcie w komentarzach!
poniedziałek, 20 lipca 2015
2. Samotność uczy
Isabell wsiadła na konia.
-Tylko...-powiedział Raphael łapiąc ją za dłoń.-...uważaj na siebie.
-Będę-odpowiedziała spokojnie.-Jak zawsze.
Popędziła galopem do lasu na północy Arendelle. Kiedy zrobiło się zimno założyła płaszcz.
''Jak ja mam teraz ją znaleźć''-zwątpiła Is. Przyjaciółka mogła być teraz wszędzie.
Na początku próbowała ją znaleźć na własną rękę, ale poszukiwania spaliły na panewce.
-Księżycu...-szepnęła cicho-pomóż odnaleźć to co zagubione....
Zamknęła oczy i dała ponieść się szumem lasu wiatr delikatnie rozwiewał jej włosy. Otworzyła oczy. Była w zupełnie innym miejscu.
-Dziękuję-odrzekła cicho.
Zsiadła z konia i obejrzała chatkę przed którą stała. Mały, drewniany domek otoczony niewielkim ogrodem, zresztą zaniedbanym. Otaczał go niewielki płot.
Is popchnęła delikatnie furtkę. Powoli podchodziła do drzwi. Otworzyła je. Od wejścia poczuła zimno. Mimo, iż na dworze był środek dnia, wewnątrz panowała ciemność. Isabell dotykała ściany i szła najwolniej jak to możliwe by się nie przewrócić. Nagle ujrzała na końcu pokoju zakapturzoną postać leżącą na łóżku. Chciała już coś powiedzieć, przywitać się, gdy poczuła ogromny nacisk na głowę. Postać wstała i podeszła do Is.
-Kim jesteś?!-krzyczała.-Nikt nie ma prawa tu być.
Is nie słyszała jej głosu. Czuła, jakby ten głos był tylko w jej głowie.
-Isabell-szepnęła ostatkami sił dziewczyna i upadła na posadzkę mdlejąc.
Otworzyła powoli oczy, ból głowy zniknął. Leżała na łóżku, na którym wcześniej leżała postać. Wydawało się, że jest teraz jaśniej. Znów usłyszała głos w swojej głowie.
-Przepraszam. Nie wiedziałam kim jesteś.-postać była już łagodna, a w jej głosie była nutka smutku.-Po za tym...Tak bardzo się zmieniłaś.
-Czy ty...-rzekła oszołomiona Is.
-Telepatia-powiedziała już na głos postać.-Nauczyłam się tego niedawno, jeśli chcesz...mogę cię nauczyć.
-Tak...Nie. Nie przyszłam tu po to, by się uczyć.
-To po co tu przychodziłaś?! Wiesz, że niedawno już o tym wszystkim zapomniałam, teraz bolesne wspomnienia wróciły.
Isabell powoli sięgnęła dłonią w stronę postaci. Zdjęła jej kaptur i ujrzała umęczoną kobietę ze smutkiem na twarzy.
-Ros...?-rzekła oszołomiona.
-Nie nazywaj mnie tak. Ros odeszła, wraz ze skrzydłami, narzeczonym...
-Posłuchaj, przez jakieś 4 lata miałam depresje. Ryzykuję bardzo dużo przychodząc tu. Gdyby to nie było coś poważnego zostałabym w zamku. Rozumiesz? To ważne.
-No dobrze. Po co tu jesteś?
-Kiedy...wtedy po bitwie, Jason coś mi powiedział. Powiedział, że nie jest moim wrogiem, żebym się pilnowała. Powiedział, że poznam wroga.
-Po co do tego wracasz? Masz wspaniałe życie, partnera, przyjaciół. Nie rozdrapuj starych ran.
-Posłuchaj, ty też znałaś Jasona. Jesteś...byłaś wróżką, mądrą wróżką. Opowiedz mi coś o nim. Proszę.
-Co ja mogę? Wiem tyle ile ty, ale...No ok. Jason był synem nimfy. Wróżki i nimfy nie za bardzo się lubią, zresztą nimfy nienawidzą żadnej rasy. Syn u nimf jest rzadkością. Zresztą, kiedy nimfa się zakocha, musi to być przeznaczenie, coś, co musiało się wydarzyć bez względu na wszystko.
-Jason...
-Tak, on też musiał się w tobie zakochać. Wiem to. Bardzo cię kochał. To było widać.
-To takie...dziwne rozmawiać o kimś, kogo już nie ma.
-Tak. Coś jeszcze?
- Nie, ale powiedz....Jak twoje...no wiesz...plecy?
-Dzieje się najgorsze, co może być.
-C-co...?
-Skrzydła...one...odrastają..
-To wspaniale!
-Nie! Jeżeli znów się nią stanę będę musiała wrócić. A wtedy...będę musiała patrzeć jak wszyscy są szczęścili, nawet mój narzeczony. Pewnie już dawno się ożenił.
-Co?! On? Masz pojęcie jak bardzo on cię kocha?! Na ostatnich moich urodzinach przybył ze swoją nową narzeczoną i wiesz co? Oficjalnie ją rzucił. I powiedział, że będzie na ciebie czekał, i zrobi wszystko, abyście byli razem.
-Kiedy miałaś urodziny?
-3-4 miesiące temu...
-Właśnie wtedy moje skrzydła zaczęły odrastać. To jego sprawka! Chce mnie uratować!
Ros zaczęła płakać. Przytuliła się do przyjaciółki i cały czas powtarzała, że jej narzeczony chce ją uratować. Na jej twarz powrócił uśmiech, a pokój od razu stał się jasny. Potem spędziły czas na nauce telepatii.
Rozdział masakrycznie ciężki do napisania. I pewnie jest mega nudny. Ale co tam, przynajmniej coś wyjaśnia. No to czekam na komentarze.
Zapraszam też na mojego drugiego bloga :http://wakacyjnyblogjelsy.blogspot.com/
Pa!
-Tylko...-powiedział Raphael łapiąc ją za dłoń.-...uważaj na siebie.
-Będę-odpowiedziała spokojnie.-Jak zawsze.
Popędziła galopem do lasu na północy Arendelle. Kiedy zrobiło się zimno założyła płaszcz.
''Jak ja mam teraz ją znaleźć''-zwątpiła Is. Przyjaciółka mogła być teraz wszędzie.
Na początku próbowała ją znaleźć na własną rękę, ale poszukiwania spaliły na panewce.
-Księżycu...-szepnęła cicho-pomóż odnaleźć to co zagubione....
Zamknęła oczy i dała ponieść się szumem lasu wiatr delikatnie rozwiewał jej włosy. Otworzyła oczy. Była w zupełnie innym miejscu.
-Dziękuję-odrzekła cicho.
Zsiadła z konia i obejrzała chatkę przed którą stała. Mały, drewniany domek otoczony niewielkim ogrodem, zresztą zaniedbanym. Otaczał go niewielki płot.
Is popchnęła delikatnie furtkę. Powoli podchodziła do drzwi. Otworzyła je. Od wejścia poczuła zimno. Mimo, iż na dworze był środek dnia, wewnątrz panowała ciemność. Isabell dotykała ściany i szła najwolniej jak to możliwe by się nie przewrócić. Nagle ujrzała na końcu pokoju zakapturzoną postać leżącą na łóżku. Chciała już coś powiedzieć, przywitać się, gdy poczuła ogromny nacisk na głowę. Postać wstała i podeszła do Is.
-Kim jesteś?!-krzyczała.-Nikt nie ma prawa tu być.
Is nie słyszała jej głosu. Czuła, jakby ten głos był tylko w jej głowie.
-Isabell-szepnęła ostatkami sił dziewczyna i upadła na posadzkę mdlejąc.
Otworzyła powoli oczy, ból głowy zniknął. Leżała na łóżku, na którym wcześniej leżała postać. Wydawało się, że jest teraz jaśniej. Znów usłyszała głos w swojej głowie.
-Przepraszam. Nie wiedziałam kim jesteś.-postać była już łagodna, a w jej głosie była nutka smutku.-Po za tym...Tak bardzo się zmieniłaś.
-Czy ty...-rzekła oszołomiona Is.
-Telepatia-powiedziała już na głos postać.-Nauczyłam się tego niedawno, jeśli chcesz...mogę cię nauczyć.
-Tak...Nie. Nie przyszłam tu po to, by się uczyć.
-To po co tu przychodziłaś?! Wiesz, że niedawno już o tym wszystkim zapomniałam, teraz bolesne wspomnienia wróciły.
Isabell powoli sięgnęła dłonią w stronę postaci. Zdjęła jej kaptur i ujrzała umęczoną kobietę ze smutkiem na twarzy.
-Ros...?-rzekła oszołomiona.
-Nie nazywaj mnie tak. Ros odeszła, wraz ze skrzydłami, narzeczonym...
-Posłuchaj, przez jakieś 4 lata miałam depresje. Ryzykuję bardzo dużo przychodząc tu. Gdyby to nie było coś poważnego zostałabym w zamku. Rozumiesz? To ważne.
-No dobrze. Po co tu jesteś?
-Kiedy...wtedy po bitwie, Jason coś mi powiedział. Powiedział, że nie jest moim wrogiem, żebym się pilnowała. Powiedział, że poznam wroga.
-Po co do tego wracasz? Masz wspaniałe życie, partnera, przyjaciół. Nie rozdrapuj starych ran.
-Posłuchaj, ty też znałaś Jasona. Jesteś...byłaś wróżką, mądrą wróżką. Opowiedz mi coś o nim. Proszę.
-Co ja mogę? Wiem tyle ile ty, ale...No ok. Jason był synem nimfy. Wróżki i nimfy nie za bardzo się lubią, zresztą nimfy nienawidzą żadnej rasy. Syn u nimf jest rzadkością. Zresztą, kiedy nimfa się zakocha, musi to być przeznaczenie, coś, co musiało się wydarzyć bez względu na wszystko.
-Jason...
-Tak, on też musiał się w tobie zakochać. Wiem to. Bardzo cię kochał. To było widać.
-To takie...dziwne rozmawiać o kimś, kogo już nie ma.
-Tak. Coś jeszcze?
- Nie, ale powiedz....Jak twoje...no wiesz...plecy?
-Dzieje się najgorsze, co może być.
-C-co...?
-Skrzydła...one...odrastają..
-To wspaniale!
-Nie! Jeżeli znów się nią stanę będę musiała wrócić. A wtedy...będę musiała patrzeć jak wszyscy są szczęścili, nawet mój narzeczony. Pewnie już dawno się ożenił.
-Co?! On? Masz pojęcie jak bardzo on cię kocha?! Na ostatnich moich urodzinach przybył ze swoją nową narzeczoną i wiesz co? Oficjalnie ją rzucił. I powiedział, że będzie na ciebie czekał, i zrobi wszystko, abyście byli razem.
-Kiedy miałaś urodziny?
-3-4 miesiące temu...
-Właśnie wtedy moje skrzydła zaczęły odrastać. To jego sprawka! Chce mnie uratować!
Ros zaczęła płakać. Przytuliła się do przyjaciółki i cały czas powtarzała, że jej narzeczony chce ją uratować. Na jej twarz powrócił uśmiech, a pokój od razu stał się jasny. Potem spędziły czas na nauce telepatii.
Rozdział masakrycznie ciężki do napisania. I pewnie jest mega nudny. Ale co tam, przynajmniej coś wyjaśnia. No to czekam na komentarze.
Zapraszam też na mojego drugiego bloga :http://wakacyjnyblogjelsy.blogspot.com/
Pa!
środa, 15 lipca 2015
1. Zmiany
Hej! Dawno mnie nie było. Zapraszam was na trzecią i ostatnią część ''Co przeżyła Isabell?'' Wszystko jest nowe- blog, bohaterowie, ja. Nawet Isabell jest teraz inna. Nie wiem jeszcze jak będzie wyglądało dodawanie rozdziałów. Zobaczymy jak będzie z komentarzami. Mam nadzieję, że wszystko się podoba, bo dużo trwało samo planowanie. Życzę miłego czytania! :*
-Jason...?-powiedziała tylko zaskoczona dziewczyna.
-Cii...Narobiłem poważnych szkód? Przepraszam nie byłem sobą....Uważaj. Proszę cię uważaj. Niech Raphael cię pilnuje. Wiem, że będzie o ciebie dbał. Isabell....Jesteś taka piękna...Isabell...Masz takie śliczne imię...Uważaj. Nie byłem tu bossem w tej grze. Poznasz wroga. Ale proszę uważaj...
-Jason...?-powiedziała tylko zaskoczona dziewczyna.
-Cii...Narobiłem poważnych szkód? Przepraszam nie byłem sobą....Uważaj. Proszę cię uważaj. Niech Raphael cię pilnuje. Wiem, że będzie o ciebie dbał. Isabell....Jesteś taka piękna...Isabell...Masz takie śliczne imię...Uważaj. Nie byłem tu bossem w tej grze. Poznasz wroga. Ale proszę uważaj...
...
Żegnaj, Isabell o miłości mojego życia. Puścił się ręki Is i wpadł w przepaść. Zginął.
...
-Ros zna odpowiedź
...
Isabell szarpnęła się z łóżka. Spocona i zapłakana powtarzała:
-To tylko sen. To tylko sen. Tylko sen. Sen.
Nienawidziłą tych koszmarów. Znów wróciły. Po co? By ją dręczyć? Oddychała niespokojnie. Bała się sama siebie.
-Is?-spytał nagle leżący obok Raphael.-Co jest?
-Koszmar. Powrócił. Idź spać. Dam sobie z tym radę sama.-odrzekła Is ocierając oczy z łez.
-Nie, nie poradzisz i dobrze o tym wiesz.
Chłopak usiadł na łóżku i przytulił mocno kobietę. Pogłaskał ją czule po plecach.
-Hej...-rzekł.-Kochanie. Było tak dobrze. Przez jakieś 4 lata miałaś depresję. Potem przez jakieś 5 lat, aż do teraz było dobrze. Proszę, nie powracaj do tego co było.
-Nawet mi nie przypominaj-położyła głowę na kolanach partnera.
-Nie wytrzymam bez ciebie minuty, a co dopiero kolejnych 4 lat.
-A ja nie wytrzymam bez ciebie. Ale ten koszmar powrócił. Śnił mi się Jason i...Ros.
-Ros? Skąd ona się tam...
-Właśnie! A co jeżeli ona wie, o co chodziło Jasonowi. Posłuchaj pozwól mi do niej jechać.
-Co?!
-Ona też znała Jasona. Może wie coś, czego nie wiem ja. Musze do niej jechać.
-Jak ty sobie to wyobrażasz? Władczyni wyjeżdża, to upadłej wróżki? Co ludzie pomyślą?
-Jeżeli to jest odpowiedź na koszmar, mogą gadać co chcą.
-No dobra, nawet jeśli pojedziesz, jak ją znajdziesz? Ros odeszła kilka lat temu. Nie wiemy gdzie jest.
-Jakoś sobie poradzę. To będą tylko trzy dni. Proszę cię, Raphael...
-No dobrze. Jedź.
-Dziękuję! Jesteś kochany!
niedziela, 5 lipca 2015
Wyjaśnienia...
Uwaga!!! Jeżeli i ty jesteś ciekawa co to za dziwne zagadki/posty powinnaś to przeczytać!!
===========================================================================
Pisanie 3 części, a właściwie samo planowanie jej zajmuje mi więcej czasu niż myślałam. Dlatego pojawi się ona później niż planowałam. Ale spokojnie, nie dam wam się nudzić. Tutaj --> http://wakacyjnyblogjelsy.blogspot.com/ Macie link do mojego 2 nowego bloga.
A co do zagadek: są to pytania dotyczące losów postaci rozgrywających się między 2 ,a 3 częścią. Chodzi o to, aby zgadnąć co to za postać, o jakie wydarzenie chodzi lub napisać swoją teorię na ten temat. To właśnie wy wpływacie na rozwój wydarzeń w 3 części.
===========================================================================
Czekam...
===========================================================================
Pisanie 3 części, a właściwie samo planowanie jej zajmuje mi więcej czasu niż myślałam. Dlatego pojawi się ona później niż planowałam. Ale spokojnie, nie dam wam się nudzić. Tutaj --> http://wakacyjnyblogjelsy.blogspot.com/ Macie link do mojego 2 nowego bloga.
A co do zagadek: są to pytania dotyczące losów postaci rozgrywających się między 2 ,a 3 częścią. Chodzi o to, aby zgadnąć co to za postać, o jakie wydarzenie chodzi lub napisać swoją teorię na ten temat. To właśnie wy wpływacie na rozwój wydarzeń w 3 części.
===========================================================================
Czekam...
piątek, 3 lipca 2015
Subskrybuj:
Posty (Atom)