Eira
Gdy zobaczyłam rodziców moje serce zabiło szybciej i wpłynęło do niego nowe morze nadziei. Ale to trwało tylko przez chwilę. Moja mama spojrzała na mnie i opadła bezwładnie na podłogę. Objęła się rękami o zaczęła płakać mówiąc coś o swoim dziecku. Próbowałam jej powiedzieć, że to ja jestem jej dzieckiem, że nic mi nie jest, ale ona nie odpowiadała. Nie poznała mnie. To bolało bardziej niż rana na ramieniu. Mama Jamesa zachowywała się tak samo, ale on nie podchodził do niej, a tylko przyglądał się jej z uwagą.
Spojrzałam na tatę. Najwyraźniej też mnie nie poznawał, bo cały czas śmiał się z wujkiem Czkawką. A tak w ogóle, to on nie był moim prawdziwym wujkiem, ale kazał się tak nazywać. Tak głośno jak płakały kobiety tak głośno śmiali się oni.
Przeniosłam wzrok na Isabell stojącą po środku tego zamieszania i wpatrującą się w przestrzeń. Tak bardzo wychudła, że teraz przypominała moją mamę, która zawsze była najszczuplejsza ze wszystkich. Włosy miała brudne i pozlepiane, a sukienka przypominała worek. Po twarzy zaczęły jej płynąć łzy, ale nawet nie drgnęła.
Ros była równie skołowana jak my. Ona jednak pierwsza otrząsnęła się i podeszła do kobiet. Podniosła obie z ziemi i zaprowadziła do swojej sypialni. Mężczyzn zaprowadziła do naszego pokoju. Potem podeszła do Isabell i posadziła na fotelu. Pokazała nam, żebyśmy wyszli i zostawili je same. Wykonaliśmy polecenie i ruszyliśmy przed siebie.
Przez całą drogę nie pisnęliśmy ani słowem. To była dla nas nowa sytuacja, a wszystko, co było z nią związane zagmatwało się straszliwie. Nie mieliśmy celu, więc przystanęłam i usiadłam na dużym głazie. Musieliśmy porozmawiać. I ja musiałam zacząć.
-Nie pamiętasz ich prawda?-powiedziałam, a on spuścił głowę, jakby to było coś wstydliwego.-Odpowiedz. Musimy porozmawiać.
-Pamiętam...-zaczął.-Pamiętam głos matki. Był taki spokojny. Pamiętam jak mi śpiewała i jak jej włosy gilgotały mnie w nos, kiedy obok mnie leżała. Pamiętam silne ręce ojca, które sadzały mnie na smokach. Ale nie pamiętam, żeby moi rodzice się tak zachowywali. Nie pamiętam ich twarzy. Ci w domu są dla mnie obcy. I boli mnie to, że nie mogę o nich powiedzieć rodzice. Eira, dlaczego oni się tak zachowują? Dlaczego cię nie poznali?
-Nie...nie wiem-powiedziałam, a po moim policzku spłynęła łza. Nie chcąc, by ją zobaczył spuściłam wzrok i zamknęłam oczy. Poczułam, jak jego ręce dotykają mojej twarzy i podnoszą głowę.
-Nie płacz-powiedział głosem, który przyprawił mnie o dreszcze.-Nie pozwolę, byś płakała. Damy radę. Poradzimy sobie.
Otworzyłam oczy. Było już ciemno, a jego oczy stały się teraz tak bardzo pociągające, że kiedy mrugał miałam ochotę go za to udusić. Wokół cykały świerszcze i nagle nie liczyło się dla mnie nic. Ani to, że mamy płaczące matki, ani to, że nasi ojcowie ciągle się śmieją, ani to że rodzice nas nie poznają. Liczyliśmy się tylko my. Tylko to, że byliśmy tu teraz razem.
Jego wzrok przeniósł się na moje usta, a oczy zniknęły pod rzęsami. I nagle stało się coś, czego w całym moim krótkim życiu się nie spodziewałam. Przybliżył swoje usta do moich i delikatnie je musnął. A potem mnie pocałował.
Tymczasem w domu Ros...
-Isabell?-rzekła Ros.-Is, co się stało?
-Ta suka zabrała mi wszystko. Wszystko, rozumiesz? Nie mam zamku, nie mam przyjaciół, nie mam męża ani dziecka. Nie mam nic.
-Isabell...
-Nie! Przestań mówić, że wszystko będzie dobrze. Nic nie będzie dobrze! Nie jestem już nikomu potrzebna, rozumiesz?! Chcę umrzeć...
-Nie mów tak.
-A jest inaczej?! Powiedz, że jest, a odszczekam wszystko co powiedziałam.
Nastała cisza. Ros złapała Isabell za nadgarstek i pociągnęła ją na górę. Odetchnęła głęboko i popchnęła drzwi na końcu korytarza.
-Masz dla kogo żyć-rzekła tylko i zeszła na dół.
Zdezorientowana Is niepewnie wkroczyła do pokoju. Nie było w nim niczego. Ani półek, ani łóżka, ani nawet okna. Na samym końcu stała tylko niewielka kołyska. Pewniej stawiała kroki, a skrzypiąca podłoga przyprawiała o ciarki. Złapała brzegi łóżeczka i spojrzała na nie.
W środku tak niewinnie i spokojnie spało dziecko. Na początku nie wiedziała co się dzieje. Ono miało nie żyć. To nie mogło być jej dziecko. Przesunęła palcami po skórze niemowlaka. I wtedy otworzyło oczy, jakby skopiowane od Raphaela. Wyciągnęło ręce w górę. To musiało być ono. Złapała je na ręce i przytuliła. To było ono.
Zapłakała ze szczęścia. Odsunęła je delikatnie od siebie i ujrzała na ciele rany i blizny. ''Zabicie'' go to jedno, ale to, że Gabriela zraniła je, przechodziło jej pojęcie.
''Ta suka zapłaci za każdą twoją ranę''-pomyślała.-''I jeszcze zobaczysz tatusia.''
To była dziewczynka. Jej pierworodna córka. Jej przeznaczenie. Destiny.
Hej! No dziś to się trochę dzieje, nie? Słuchajcie mam dla was wyczepistą wiadomość! ^^ Szykuje dla was super niespodziankę, która powinna dojść do skutku. Najprawdopodobniej pojawi się za tydzień, ale to nie oficjalna informacja. Myślę, że powinna się wam spodobać, ale nic więcej nie powiem.
Bardzo mi zależy, żebyście powiedziały, co sądzicie o tym rozdziale, który pisało mi się dziwnie szybko. I piszcie jak podoba się imię Destiny. Bo to imię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz!:*