sobota, 14 listopada 2015

22. Prawda

Eira 
Nie wiem, gdzie on mnie ciągnie. Nie wiem, co planuje. Nie wiem, co zamierza. Praktycznie nie wiem, kim jest. A jednak całkowicie mu ufam i posłusznie za nim idę. Nagle James staje i odwraca się do mnie.
-Zamknij oczy.-powiedział, a ja posłusznie wykonuje rozkaz.
Potem poczułam jak łapie mnie za rękę i ciągnie przed siebie. Na początku słyszałam szeleszczące liście pod stopami. Potem jednak zrobiło się całkowicie cicho. Słyszałam tylko oddech mój i Jamesa.
-Otwórz oczy-rzekł. Znów wykonałam polecenie.
Moim oczom ukazał się najpiękniejszy widok(prócz oczu Jamesa)jaki widziałam. Po środku lasu było jezioro. Piękne, błękitne i przejrzyste jezioro. Po drugiej stronie brzegu rozciągało się kamieniste wzgórze z którego płynął bezszelestnie mały wodospad. Dopiero po chwili zorientowałam się, że stoję tam z rozdziawioną szczęką, którą domknął chłopak.
-Wow...-udało mi się tylko rzec.
-Niestety, ty sobie nie popływasz.- powiedział.-Twoje ramię się jeszcze nie zagoiło całkowicie. Co prawda woda jest czysta, ale masz sprawne tylko jedno ramię.
-A ty już tu pływałeś?
-Tak, chociaż na początku musiałem się tego nauczyć. Nie było to aż takie trudne, ale...
Nie dokończył, bo usłyszeliśmy szelesty nachodzące z naszej prawej strony. Uśmiech zniknął z twarzy Jamesa podszedł szybko do mnie i zasłonił mnie. Zrozumiałam, że coś jest bardzo nie w porządku. Wyjrzałam zza pleców Jamesa i ujrzałam jakieś postacie. Przez chwilę wydawało mi się, że widzę błyszczącą suknie mojej mamy, ale przecież to nie mogła być ona. Nagle zakręciło mi się w głowie. Świat pociemniał.
-James...-wyszeptałam i straciłam przytomność. A potem widziałam tylko ciemność. Tak, jakby czegoś brakowało. Jakby coś mi zabrano.
  Otworzyłam powoli oczy. Niósł mnie na rękach. Spojrzałam na niego. Wyglądał na zmartwionego. Patrzył intensywnie w dal.  Nie wiem ile czasu minęło od mojego omdlenia, ale nadal się nie uśmiechał.
-Jestem ciężka?-spytałam nagle. Wyraźnie się zląkł, spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Ulżyło mnie.
-Nie. Czuję, jakbyś nie ważyła w ogóle, księżniczko.-odpowiedział.
-Wiesz, że możesz mnie już puścić?
-Nie zamierzam. Jeszcze mogłabyś znowu zemdleć.
-Przyznaj się, że robisz tylko dlatego, że chcesz mnie trochę ponosić.
-Może...
W tym momencie usłyszałam trzask otwieranych drzwi.
-Co się stało?!-powiedziała Ros i złapała mnie za czoło.
-Byliśmy nad rzeką i zemdlała-odpowiedział szybko.-Ale to nie jest nasz największy problem. Z południa nadciągają ludzie. Nie wyglądają na żołnierzy Antywładczyni. Słyszałem płacz, ale nie mogłem zbadać nic więcej, bo musiałem się zająć Eirą.
Postawił mnie na nogi.
-Zostań tu-powiedział łapiąc mnie za ramiona-pójdę sprawdzić kto to.
-Idę z tobą.-zaprotestowałam kiedy odchodził. Zaśmiał się i odwrócił do mnie.
-Albo zostajesz tutaj i poznajesz odpowiedzi, albo idziesz ze mną i nie dowiadujesz się niczego.
-James...
-Wybieraj, księżniczko.
-Idź-warknęłam przez zaciśnięte zęby i weszłam do środka. Za mną wkroczyła Ros. Opadłam na krzesło, położyłam ręce na stole i oparłam o nie głowę.
-Nic mu się nie stanie.-powiedziała.-Nie robi tego pierwszy raz. Daj, obejrzę twoje ramię.
Dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziała.
-Pierwszy raz?-zapytałam.-Co to znaczy?
-Nie mówiliśmy ci dla twojego dobra. Gab nie sprowadziła was tylko po to, by sprawić ból waszym rodzicom. Chodziło o coś, co posiadacie. Tobie Isabell dała dar. Magiczny dar, który miał się ujawnić, kiedy będziesz gotowa. Wiesz, co to było? Nie, nawet Is tego nie wiedziała. Ale ja już wiem. Dała ci dar widzenia przyszłości. A Gabriela ci go zabrała. Dlatego zemdlałaś. Gdybyś nadal posiadała moc, ujrzałabyś wizję. Kiedy matka Jamesa nosiła go w łonie, do jej ciała przeniknął koszmar. Pozbyła się go, ale cząstka mroku przeniknęła do krwi chłopaka. Gabriela zabrała tę cząstkę. Dlatego James cały czas się uśmiecha. Nie zna zła. Może się za to martwić i bronić, ale nigdy atakować. Zostało jeszcze dziecko Is. Jest jej kopią. Ma, a właściwe miało moce jak Władczyni, tylko słabsze. Je także zabrała Gab. Była pewna, że zabiera wam życie. Ale zabrała wam tylko konkretne elementy. Ten "wybuch" był spowodowany zamianą Władczyń. James miał tylko rozbitą głowę, ty mocno zranione ramię, ale dziecko Isabell było mocno poturbowane. Było na skraju życia. Kiedy James się ocknął wziął cię na ręce. Cały czas trzymałaś dziecko. Broniłaś go. Od razu poszedł do miasta. Zaczął krzyczeć, że musi się do stać do Isabell-Władczyni. Ludzie mówili, że jedyną Władczynią jest Pani Gabriela. Usłyszeli go strażnicy i chcieli go pojmać za bluźnierstwa, ale na szczęście zdołał uciec do lasu. A tam znalazłam go ja. Strażnicy go szukali. Jak widać szukają nadal.
-Nie martwisz się o niego?
-Nie. Uwierz dziś nic mu się nie stanie.
Potem czekałyśmy. Cokolwiek mówiła Ros, ja i tak się martwiłam. I wtedy otworzyły się drzwi. A ja ujrzałam nie tylko całego i zdrowego Jamesa, ale również Isabell i naszych rodziców.

Do kwietnia będę chyba przechodziła załamanie. Z przerwami. Powinnam przeprosić was za ten rozdział. Ciężko mi się go pisało, czasy mi się mieszały i nie wiem, czy zawarłam tu odpowiedzi. Jakby coś było niejasne, pytać, odpowiem na każde pytanie. Zapraszam was na mojego snachata: aimer_elda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz!:*