Gdy Is szła drogą wprost do swojego domu, cały czas myślała myślała o Jasonie. O jego głosie, uśmiechu, twarzy. Jednak z tego zamyślenie wyrwał ją wiatr. Zaczął rwać jej włosy na wszystkie strony, wyrywać plecak. Zacisnęła ręce w pięści i przytuliła do piersi. Nie chciała, by ktokolwiek zobaczył co naprawdę potrafi. Zaciskała ręce coraz mocniej i modliła się, by ich nie rozłożyć. Kiedy była już blisko domu wiatr ustał, a ona spojrzała na swoje ręce. Dłonie były zakrwawione, tak samo jak paznokcie. Zaczęła panikować, rany nieznośnie piekły, aż nagle nie stąd ni zowąd Jack pojawił się tuż przed nią.
-Dlaczego nie poleciałaś? Moglibyśmy być tu o wiele szybciej.-powiedział uśmiechnięty.
-Więc to ty?! Coś ty narobił?!-zaczęła krzyczeć dziewczyna.-Przecież wiesz, ze nie mogę się ujawniać, a teraz jeszcze to!-jej twarz pokrywały łzy. Zaczęła niesamowicie szlochać. Nie obchodziło ją to, ze wydaje się, ze rozmawia sama ze sobą.
-Chodź, wejdź do środka i uspokój się.-powiedział już zupełnie poważny chłopak. Kiedy weszli do środka, zamknęła szybko drzwi i usiadła pod nimi płacząc jak dziecko. Jack usiadł na przeciwko niej, na schodach i spytał:
-Lepiej?-ta tylko pokiwała głową-to dobrze. A teraz idź na górę, ogarnij się trochę, a potem zastanowimy się, jak podasz to swojej mamie.
Dziewczyna nie zaprzeczała, tylko od razu pobiegła na górę. Zatrzymała się jednak w pół drogi i nie odwracając się powiedziała cicho:
- A ty co będziesz robił?
-To, po co tu jestem-będę cię ochraniał.-po tych słowach wyleciał przez otwarte okno na dwór.
Po kilkunastu minutach oboje byli już gotowi. Is przebrała się w coś jednoczęściowy strój: spodnie i bluzka. Włosy spięła w warkocza, robiła go szybko i bezmyślnie, ale wyglądał niesamowicie. Jack natomiast wrócił już z ''łowów''. Nie wyglądał jakoś inaczej, ale jednak wydawał się lekko zaniepokojony. Kiedy Is schodziła ze schodów bawił się jego laską robiąc w powietrzu małe śnieżynki a potem wpatrywał się, jak spadały na jego bluzę. Popatrzyła na niego i uśmiechnęła się. Miał 300 lat, a wyglądał jak dzieciak. ''Ja będę nieśmiertelna.'' Ta myśl wywołała u niej lekkie drżenie. Usiadła obok Strażnika i cicho powiedziała:
-Co cię gryzie?
On nie odwracając się rzekł:
-Elsa mówiła, że mam cię chronić przed mrokiem.-odwrócił się.- Widzisz go tu gdzieś? Ja też nie. jeśli nie ma go tutaj, jest..
-..w Arendelle.
-Tak właśnie. Jeśli zniszczą pałac, nie przejmę się. Jeśli zrobią coś Czkawce bądź Astrid, też mnie to nie ruszy, ale jeśli coś się stanie Elsie, to ja będę się czuł winny. Ja!
-Rozumiem, że się denerwujesz, ale nic jej się nie stanie. Moja mama już wróciła i zaraz tam będziemy. Nie martw się.
Jack przerwał swoje zajęcie, odwrócił się do niej i patrząc prosto w oczy zapytał:
-Jak tam twoje ręce?
-Ach lepiej niż wcześniej, ale bardzo pieką.
-Wiesz, jeszcze raz cię przepraszam. Czasami...czasami po prostu zapominam...
-Dobrze nie musisz się mi tłumaczyć.
-Ale chyba mogę coś na to zaradzić. Daj mi ręce.
Ona niepewnie mu je podała. Zaraz wziął swoją laskę i dotknął ran Is. Jednej po drugiej rany zeczęły się pokrywać cienką warstwą lodu, rozchodzić w stronę palców i łokci. Po chwili na dłoniach dziewczyny pojawiły się dwie niebieskie rękawiczki. W środku zamiast ogrzewać, dawały przyjemne, uśmierzające ból zimno.
-Dziękuję.
W tym momencie usłyszeli otwieranie zamka. Oboje odwrócili głowy w stronę drzwi, ale Isabell szybko sięgnęła do kieszeni i wyjęła woreczek. Odetchnęła głęboko i zagotowała wodę na kawę.
-Cześć mamusiu.-powiedziała jakby nigdy nic.-Jak było w pracy?
-Strasznie! Meg...Zaraz nigdy mnie o to nie pytałaś.
-Tak, wiem, ale chcę to zmienić i...zrobiłam ci kawę.
-I nigdy nie robiłaś mi kawy. Co się dzieje?
-Muszę z tobą pogadać.-podała mamie kawę.-Bo wiesz..
W tym momencie mama wzięła łyk kawy i od razu zemdlała.
-Co mam teraz zrobić?-spytała Jack'a, który cały siedział na parapecie i obserwował sytuacje.
-Jak to zrobiłaś?-spytał z niedowierzaniem. Jak jej to podałaś? Nawet ja tego nie zauważyłam.
-No wiesz, kiedy sypałam kawę, dosypałam trochę...tego czegoś, a z tą rozmową to...blefowałam.
-Brawo siostro!-krzyknął ucieszony Jack.-No to teraz tylko tak, jak mówiła Elsa: rozkaż jej coś.
Na początku się trochę opierała i starała wymyślić odpowiednie sformułowanie, aż w końcu po prostu powiedziała:
-Wstań!
Jednak mama się nie ruszała. Co więcej, nie oddychała. Is zaczęła panikować i znów zbierało jej się na płacz, a Jack starał się jak mógł, by ja uspokoić.
-Ciii, Cicho, musimy jak najszybciej iść do Elsy, ona na pewno pomoże. A teraz muszę ją zamrozić, by nie umarła całkowicie. Ty za to swoją mocą będziesz musiała przenieść ją przez portal do Arendelle. Będzie wymagało to ogromnego wysiłku, ale musisz sobie poradzić. Zgoda?
-Zgoda.
_________________________________________________________________________________
Dobra, a teraz trochę informacji:
1. Zapraszam na mój kanał na YT: https://www.youtube.com/channel/UC-R0l_KDdfHPfhLWyIWE8lQ
2. Tak zbliża się sz***a. z tego powodu, to ja będę miała dużo pracy i od razu się was pytam: Wolicie, bym dodawała posty jeszcze rzadziej niż teraz, czy bym spisała całą historię Is i zakończyła bloga tymczasowo?
3.Wiem, że rozdział jest dziwny, ale uwierzcie, że każdy rozdział jest bardzo ważny.